Zgniła jesień...
Przyznam się szczerze, że stanąłem na jakimś rozdrożu i to w dosłownym tego znaczeniu. Nie wiem, czy aby aura nie ma na to wpływu? Jak widzę tą szarość za oknami to się odechciewa wszystkiego. Co prawda specjalne przygotowania do zbliżających się Świat rozpocznę w przyszłym tygodniu, bo to Adwent za pasem, ale dziś, tu i teraz...? Wspominam stare czasy, kiedy o tej porze roku było mroźno, a nawet śnieżnie. Nawet noce były jaśniejsze. Były normalne pory roku - zimy były siarczyście mroźne, a śnieg sięgał do pasa. Wiosna nadchodziła szybko, a ostatniego dnia marca już
kapałem się w Wisłoku. Lata były upalne, a jesień była złotą polską, choć krótką, bo pod koniec października następowały przymrozki
oraz śnieg...A dzisiaj? Rano mimo wszystko udałem się na mały spacer do lasu i co tu widzę? Moknące drzewa w deszczu i mżawce, ponuro i (nie) ciekawie, chociaż miejsce to inne niż miasto i lepsze niż uliczny zgiełk...Póki co w oczekiwaniu na świąteczne przygotowania postanowiłem troszkę się zrelaksować i....ponudzić,
ponarzekać na ta zgniłą aurę.
Pozdrawiam.
P a p k i n