Szukaj na tym blogu

sobota, 30 listopada 2019

Jak szybko minął nam rok... Ani się obejrzeliśmy, doszliśmy do Adwentu, który jutro się rozpoczyna pierwszą jego niedzielą.
Adwent, to czas pokuty, nawrócenia, oczekiwania po to, aby w naszych sercach narodził się Bóg. 
Wszystkim życzę przeżywania tego okresu przybliżającego nas do Świat Bożego Narodzenia.
Pozdrawiam życząc przy okazji udanego weekendu.

                                                                   P  a  p  k  i  n

czwartek, 28 listopada 2019

Ani się obejrzeliśmy, a pierwsze dni jesieni mamy za sobą - dziś jesteśmy w drugiej jej dekadzie. Czas tak szybko mija, kończy się listopad, a na horyzoncie - ADWENT! Dni coraz krótsze, weszliśmy w te najkrótsze w roku i tak potrwa to do przesilenia, czyli około 22 grudnia...I można by tak bez celu pisać, wspominać, bo tylko to nam pozostaje. Dzisiaj jest piękna słoneczna pogoda, fenomen jesieni, ale to na krótko, już zapowiadane są opady śniegu...Tak więc o jesieni już było i chyba wystarczy, pytanie - co dalej? Z całą pewnością zima za pasem, w większości dni są ponure, mgły spętały swym mlecznym parawanem wszystko co wokół nas, a dni budzą się ospale (tylko ja z uporem maniaka budzę się około czwartej nad ranem i jestem wyspany), jakby im nie chciało się wstać... Nie spuszczam z tonu, zawsze trzymają się mnie kawały, które dla innych są powodem śmiechu, ale zdaję sobie sprawę z tego, że niektórych mogą nawet "denerwować..." Ale myśli skupione wokół mnie pozwalają na chwilę fantazji, bo jesień nie jest przecież porą do smutku. Można się odnaleźć jeśli się tego chce, można też natknąć się na "upiora," gdy w dodatku mamy bezchmurną, księżycową noc...? Hallo - wilkołaki - jesteście tam? Złoty księżyc rzeczywiście rozświeca wszystko to, co tonie w ciemnościach, po czym zapewne znowu zniknie rozpływając się za mgłą, która niespodziewanie znowu przykryje cały świat. A rano będzie tak mlecznie, że Bożego świata trudno będzie dostrzec. Jesień robi nam kawały, sprawia, że stajemy się ospali, jacyś niemrawi, zdolni do głupstw. I taką oto "głupotę" przedstawiłem, bo podobno miało już nie być nic o...jesieni (?) Ile w tym prawdy, ile fikcji myślowej niech każdy z osobna osądzi...Tak, czy siak trzymajcie fason podśpiewując sobie tak jak ja. Powodzenia - pozdrawiam.

                                                 P   a   p   k   i   n

poniedziałek, 25 listopada 2019

                Doroczny wyścig "szczurów..." 

"Wasze gały jeszcze tego nie widziały..."  Anons został zaczerpnięty z reklamy z przed 2004 roku, a która zdobiła jeden z supermarketów, konkretnie "Media Markt," który to nieco później zmienił tę reklamę na "Nie dla idiotów..." Ale być może wszyscy jesteśmy idiotami - pod tym względem od tamtego czasu nic się nie zmieniło w tej materii. Chodziło bowiem nie tyle o reklamę marketu pod względem cen, ale również o czas Bożego Narodzenia już w listopadzie. Nie możemy się wiec obrażać, gdy ktoś nazwie nas idiotą...Tak - zmanipulowałem reklamę, bo zauważyłem, że świetnie się nadaje do moich celów, jeśli chcę zawrzeć  w tym miejscu, odbierając jakby prawa autorskie wynalazcy tej reklamy z przed lat. Prócz normalnej treści rozważań, podobnych zresztą jak co roku o tej porze, zamierzam i w tym włączyć do treści złość z tego powodu, to co leży mi na wątrobie, ponieważ totalnie mnie to wkurza. Ktoś powie: "głupi jestem" - może i tak, ale głupi wyłącznie dla siebie...Bo świat pod tym względem jest do dupy. Rzygam na niego i na wszystko z czego został  zbudowany (chodzi mi nie o ten stary lecz ten obecny, niby nowoczesny!) - ciekawe pod jakim względem?  Zbudowany z pychy, obłudy, złośliwości, marnotrawstwa, ludzi przepojonych nienawiścią i tym gonieniem za pieniądzem...Tak - wyżalam się okazując swoją niechęć i burzenie moich (naszych) tradycji. Przecież do Adwentu jeszcze jeszcze tydzień (ten wyścig trwa od Zaduszek), a wokół aż roi się od Mikołajków, Aniołków, choinek i gwiazdek, że nie wspomnę o innych...Nawet choinkę już postawiono na rynku z zapytaniem: "Jak się Wam podoba?" Noże wyżaleniem się ulżę sobie, choć nie jestem co do tego przekonany i sam w to nie wierzę...Ale próbuję! Uważam też, że jednostka się nie liczy - nigdy się nie liczyła i choć ludzi tradycjonalistów jak ja jest więcej, to dzisiejsza większość robi co zechce...Unikam w tym okresie marketów, gdzie jest mi nie po drodze, a to daje mi spokój ducha. Boże Narodzenie rozpoczynam przygotowaniami na tydzień przed Wigilią, to daje mi w pełni świętować to, co innym daje poczucie zniechęcenia. Cóż - "każdy się wyśpi jak sobie pościele." I być może o to chodzi...
Pozdrawiam, życzę udanego tygodnia.

                                                                   P  a  p  k  i  n
   








wtorek, 19 listopada 2019

                           Degradacja wartości...

Pustka, która ogarnia mój umysł w ostatnich dniach, nie pozwala na wymyślenie odpowiedniego tematu, który byłby "przyjazny" dla tych, którzy mnie czytają. Taki wniosek nasuwa mi się kiedy widzę, co jest przychylne "opinii," czy też nie - widać to po ilości odwiedzinach bloga. Błądząc myślami, "zatrzymałem" się na zdarzeniu w Koninie, gdzie pan policjant z zimną krwią zastrzelił uciekającego, rzekomego dealera narkotykowego (?) Czy jednak dealera? Nie mnie osądzać i nie to akurat jest tematem. Ogólnie więc zajmę się problemem występującym w naszym codziennym życiu i tym "zderzeniem" się z rzeczywistością. Wydarzenie w Koninie jest w tym przypadku finałem tego zła, ale...w dobie degeneracji pokolenia XXI wiek, temat nadal aktualny. Żyjemy w czasach wolnościowych. Zachłysnęliśmy się tą wolnością i wydaje się nam, że wolno wszystko. Otóż nie! Osobiście trudno mi się odnaleźć w tej rzeczywistości, jakże błędnej i utopijnej, bo za chwilę okazać się może, że "obudzimy" się z głową w nocniku...! Zacznę od siebie... Jakby ktoś nie wierzył, też byłem kiedyś młody i "sikałem" do góry, na chleb mówiłem "beb," a na księdza - "Zorro." Chodziłem po owoce do sąsiednich ogrodów, spinałem się po drzewach, robiłem różne zbytki, zaglądałem pod kiecki dziewczynom, bawiłem się z nimi w różne śmieszne zabawy...Moi koledzy wcale nie byli lepsi. Jeden po cichu obciął koleżance warkocz żyletką na lekcji  przyrody, inny podłożył fizyczce pod krzesło (na siedzeniu) pinezkę, a jeszcze inny wjechał rowerem do szkolnej szatni. W klasie mieliśmy jednego "złodzieja," który miał nad sobą kuratora. W szkole zdarzały się bójki, ale to wszystko nie przybierało form, jakie dziś obserwuje się w szkołach i poza nią. Mimo tych wszystkich mankamentów natury wychowawczej, w szkołach było normalnie. Czymś nie do pomyślenia był papieros czy...alkohol, a uczniowie nie bali się budząc rano, że muszą znowu iść do szkoły. W wolnych chwilach, po lekcjach bawiliśmy się na podwórkach, na trzepakach, które zawsze były centralnym punktem naszych zainteresowań. Tak było, a dziś...?
Dzisiaj w szkołach grasują gangi, wymuszenia i pobicia są standardem dnia codziennego, a młodociani dealerzy narkotyków, są plagą wielu szkół. Używki, kiedyś nieistniejące, nagrywania przemocy na telefony, zamieszczanie zdjęć z dziewczęcych toalet w Internecie, czy też sfingowanych gwałtów, są zjawiskiem coraz częstszym. Narkotyki, chwalenie się własną głupotą, eskalacją siły i to stwierdzenie: "nic mi nie zrobisz, chroni mnie ustawa." to powszechny element stosowany przez osiłków, którym się wydaje, że nie wolno go tknąć nawet palcem. Pobicia i zastraszanie nauczycieli tak często dziś spotykane, kiedyś nie miały miejsca. Nauczyciel był autorytetem, dziś często jest wrogiem instytucjonalnym reprezentujący jakiś dziwne mniemanie o "wyższości kasty pedagogicznej..."  Tak wiele osób broni dzisiejszą młodzież, że nie jest ona gorsza niż ta naście, czy dziesiąt lat temu. Gówno prawda! Jest gorsza pod wieloma względami, choć nie mówimy tu o wszystkich. Jest to jakaś ich część, co widać na każdym kroku. Widać to po aktach wandalizmu, po uchlanych małolatach, palących papierosy pod szkołami i zero reakcji pedagogów, policji, straży miejskiej - ich tam po prostu nie ma, bo nie ma problemu (?) Nie wspomnę o oplutych chodnikach i to do tego stopnia, że przejść jest trudno nie mówiąc o obrzydzeniu. Przekleństwa i burdy w biały dzień. Rozwydrzone dziewczyny - dziwki, bo inaczej trudno wytłumaczyć ich zachowania rzucające "mięsem" co pół słowa (panowie nie są lepsi), macający krocza osiłków, jakby to było coś normalnego. Po prostu rzygać się chce na widok takich scen...Tą degenerację widać na każdym kroku, a patologia rodziny zaczęła poszerzać swój zasięg pojęciowy. Coraz częściej spotyka się rodziny, które przy powierzchownym poznaniu, wydają się być normalne, a zagłębiając się w relacje w nich panujące okazuje się, że to patologia przez duże "P." Skąd to się bierze? Myślę, że z kryzysu rodziny i olbrzymiego kryzysu świata wartości i autorytetu (nie tylko u nas w Polsce). Dziś wartością nadrzędną dla młodych staje się kasa (pieniądz) i status materialny, a nie wiedza i umiejętności. Nauczyciel przestał być autorytetem, coraz częściej przestają być nim również rodzice. Z niepokojem obserwuję swojego wnuka i to co dzieje się z jego zachowaniem (skutki bezstresowego wychowania). Kryzys wzorców sięga do najgłębszych pokładów świadomości dzieciaków. O ile Jan Paweł II dla niektórych może być wzorcem, to kto jest dla tych, dla których Kościół jest przeżytkiem? Politycy szmacą się publicznie, przestępcy żyją bezkarnie, inni z profitów jakie przynosi nierząd i narkotyki, nauczyciele boją się być konsekwentni, aby nikt im samochodu nie spalił, a rodzice w pogoni za pracą, sukcesem i...pieniędzmi są nieświadomi, co dzieje się z ich dziećmi. Dziś wzorcami (jeśli w ogóle są) stają się różni celebryci: aktorzy, piosenkarze i im podobni, których życie i postępowanie bardzo często nie są żadnym wzorcem do naśladowania lub "bohaterowie" gier komputerowych, magii, przemocy itp... Świat wzorców i autorytetów leży na dnie przykryty warstwą multimedialnego mułu. Czasem zastanawiam się, dokąd prowadzi ta droga?  Często wyrażam swój protest, za co jestem karcony, wyzywany, poniżany i co gorsze - przez najbliższych. Według mnie, droga ta prowadzi  donikąd, w ślepą uliczkę, z której wyjściem jest samobójstwo, łatwy zysk, w narkotyki, czy zdobywanie "przyjaciół" przez puszczanie się na lewo i prawo. W środkach przekazu czasem bije się na alarm, ale alarm przy okazji kolejnego pobicia, kolejnego gwałtu, samobójstwa, czy zabójstwa, tego podobnego jak w Koninie. Zastanowić może tylko, gdzie podziała się instytucja szkoły i rodziny? Instytucje, które kiedyś potrafiły sobie radzić z problemami egzystencjalnymi swoich wychowanków. Czy świat już tak wybiegł do przodu, że nikt nie potrafi tego opanować? Aż boję się pomyśleć  co będzie dalej i kiedy ten mój wnuczek mający w tej chwili dziewięć lat zacznie sprawiać podobne problemy, choć już od nich nie odbiega. Boję się, że kiedyś z tego (czasem) roześmianego lecz buntowniczego człowieczka, wyrośnie coś na wzór tych rozwydrzonych osiłków. Gdyby tak miało być, wolał bym tego nie doczekać. Przyszłość podobno jest w rękach młodych, a co, gdy nie mają Oni przyszłości...?
Pozdrawiam życząc udanego tygodnia i...refleksji.
Dobranoc.
                                                         P  a  p  k  i  n

                                                           

piątek, 15 listopada 2019

                              I znowu weekend...

"Popatrz na siebie, jaką jesteś leguminą..." Tak brzmiała moja odpowiedź na podobne stwierdzenie jakiejś paniusi. Słowa, za które Fb po raz kolejny zablokował moje konto na miesiąc, to jakieś kuriozalne...! Ręka, która to zrobiła chyba nie wie, co znaczy określenie "legumina," bo tylko to słowo mogło być według Fb - niestandardowe...A ja się śmieję, bo przestały mnie już denerwować zachowania bezmózgowców obsługujących ten portal. Usilnie szukam kogoś, kto wie, jak wyjść z tego bagna jakim jest Fb? Jaki jest sposób na usuniecie konta?  Proszę o informację..! Cóż - póki co powoli mamy kolejny weekend przed nami i chyba nic już mądrzejszego nie jestem w stanie napisać. Wszystko co miałem na wątrobie - pożaliłem się i...napisałem. Ale zawsze jeszcze coś idiotycznego wyssam z siebie, aby samemu dobrze się bawić i dać upust uciechy tym bezmózgowcom - "właścicielom"  Fb... 
 Zapraszam na poranną kawę, pozdrawiam i życzę udanego weekendu...
                                                               P  a  p  k  i  n

wtorek, 12 listopada 2019

Szanowna Pani Bądarzewska - kompozytorka...Jesteśmy w tej samej drużynie. Możemy być dumnymi Polakami...

Ta młodzieńcza piękna kompozycja Tekli Bądarzewskiej - Baranowskiej, nie traci nic z niezwykłego czaru, którym już bez mała dwa wieki temu zachwycała cały świat. Mało znana ambasadorka Polski zmarła tak młodo, lecz muzyka rozbrzmiewa po całym świecie do dziś...
 

piątek, 8 listopada 2019

                           Podróż za sto złotych...

Nie ma żadnych wątpliwości - Bieszczady stanowią wyjątkowy pod każdym względem region Polski. Działają jak magnez (jestem tego dobrym przykładem), przyciągają ludzi pochodzących z różnych środowisk...Region o surowym klimacie i pierwotnej przyrodzie - dziki, mimo zmieniającego się wokół "klimatu" nowoczesności, stawiający wysokie wymagania tym, którzy tu przybywają. Stawiają surową szkołę przetrwania tym, którzy chcą je poznać dokładnie czyli od środka...Osobiście uważam, że pomimo wielokrotnych już wojaży, nadal nie byłem wszędzie i do końca wszystkich zakamarków nie poznałem. 
To tutaj najczęściej spotkać się można oko w oko z dzikim zwierzęciem, a znajomość ich mentalności, zachowań, znajomość topografii i podstawowych chociażby zasad współżycia z przyrodą oraz szlaków turystycznych, w tym również tych z poza oznakowanych, z całą pewnością ułatwi poznanie tych pod każdym względem gór...Jeśli więc idziesz pierwszy raz, a zapewne musi być ten pierwszy, zawsze idź z osobą znającą teren. Bieszczady bowiem stanowią rezerwat i schronienie dla dużych drapieżników jak: niedźwiedź, wilk czy ryś, żubr...To również bogactwo kultury - drewniana architektura sakralna i świecka, tajemnicze ruiny różnych budowli w gęsto zalesionych przestrzeniach oraz wspaniałe środowisko naturalne...
     We wpisach, jakie dokonałem w swoich relacjach są fragmenty wyjątkowe. Oczywiście - dziś z całą pewnością ujął bym je w innych , jak to mówią - nowoczesnych słowach, ale po co? Niech pozostanie jak jest...
"Jeszcze księżyc świecił na niebie,
kiedy nocą ruszyłem przed siebie,
ciemną nocą szeleści w krzakach
jakiś zwierz znalazł się w "tarapatach"
odgłosem moich stóp,
gdy idę nocą..."
A jeśli już się "zagubię" w tych Bieszczadach i będę chciał przenocować pod drzewem, rozpalić ogień i dodać sobie otuchy, to także będzie biwak w tej głuszy dzikiej na granicy własnego sumienia...I jeszcze to, co kryje się gdzieś wewnątrz człowieka - niepokój...(?) Na pewne pytania trudno sobie odpowiedzieć, wytłumaczyć coś co już dawno przełamałem w sobie (strach), choć nadal twierdzę, że należy środki ostrożności zachować...
I jak mówi popularna piosenka:
"Może się spotkamy znów po kilku latach,
może właśnie tutaj lub na końcu świata..."?
Tutaj powracam do sekwencji z początku swoich wspomnień..."Jeśli Twoje losy zawiodły Cię w Bieszczady, jeśli otwarłeś swoje oczy, serce, duszę i głowę na to co Bieszczady chcą Ci powiedzieć...Nie trać nigdy wiary, gdy przybywa Ci lat, otwórz serce i duszę, a miły stanie się świat - ten, o którym piszę..." Mając na uwadze temat, którego tym razem nie zrealizuję, a szkoda - nadmieniam, że jestem tak blisko, to i braku już czasu, tym razem nie dotrę do Górnej Solinki czyli Rezerwatu Moczarne. A swoja drogą - czasem nachodzą mnie dziwne myśli, że może to już ostatnia moja wędrówka w ogóle...(?) Potem następuje kolejna i znowu wątpliwości...Z czego to wynika - nie wiem!

Kondycja u mnie nie najgorsza, nie odczuwam specjalnego zmęczenia, przeciwnie - tu czuję się znakomicie, no czasem w "kościach łamie," ale cóż...Lat nie liczę i czuję się jak...może nie jak dwudziestolatek, ale naprawdę dobrze...
 Cóż mi pozostaje? Nic, tylko iść przed siebie, a tych co mieli (mają) jakieś wątpliwości, mam nadzieję - zaspokoiłem. Inni niech wezmą to wyzwanie jak plecak na ramiona i ruszają w te piękne, tajemnicze góry pod każdym względem...
"Moje serce zostało w Bieszczadach,
w leśnych ostępach, na połoninie,
gdzie wiatr halny śpiewa melodię
i gdzie strumień wartko płynie..."
Do zobaczenia na szlaku. Pozdrawiam...

                                                                  P  a  p  k  i  n
Wetlina, lipiec 1978 r.
PS,
Okolice dzisiejszych Sianek - "Grób Hrabiny" wygląda dziś tak, jak na filmiku. W tamtym czasie nad grobami Stroińskich był rozwalający się murek, który obecnie przykryty jest zadaszeniem. 

środa, 6 listopada 2019

                         Podróż za sto złotych...

Sezon wakacyjny tegorocznego lata nie należy do szczególnie obfitującego w letnie upały. Może to nawet dobrze, ponieważ zbytnia "gorączka" nie sprzyja dalekim wędrówkom, zwłaszcza w otwartym terenie... Wiosna była piękna, ciepła, a kwiecie zalewało wszelkimi kolorami.  Ale już pierwsza połowa wakacji kiepsko się spisała - dominowały pochmurne i deszczowe dni. Dobrze, że ostatnie dni pogodowo się wyklarowały...i dobrze - można coś wreszcie zaplanować... W tym miejscu warto cofnąć się do wcześniejszego wpisu, w którym to okazywałem frustrację , a nawet złość, bo wszystkie wcześniejsze plany pokrzyżowała mi nie tylko pogoda, ale też...(ech, za co za ludzie?!)... Dziś nawet jestem zadowolony z faktu, że poprzednio zaplanowany wyjazd w większym towarzystwie, nie doszedł do skutku - ich strata!  Nie zawsze można sobie zamówić słoneczną pogodę na wakacyjny wypad w plener. Doświadczyłem tego czegoś w pierwszych dniach lipca, co było też powodem niepotrzebnej "szarpaniny" i nieporozumienia. Moja (nie) cierpliwość została w końcu wynagrodzono wspaniałą pogodą, również ta nocna. I jak wspomniałem - lipiec w Bieszczadach do pogodowych raczej nie należy, to jednak wyjątki mogą się zdarzyć. Mimo wszystko szkoda mi trochę straconego czasu - zapewne w pewnych momentach, kiedy przypomną mi się perturbacje, jakie wtedy przeżyłem - będę mruczał pod nosem, gderał i się użalał...Oczywiście, w międzyczasie zadzwonił do mnie szwagier z Łobozewa (zbieg okoliczności?) z propozycją, abym spędził trochę czasu w okolicy Soliny, może bym "popracował" w jego pasiece, którą jak mówi - "spustoszył" i to dosłownie niedźwiedź. Nie dałem konkretnej odpowiedzi, ale przyrzekłem, że się zastanowię. W końcu postanowiłem, że w pierwszej kolejności pojadę do Wetliny według zaplanowanego scenariusza, uzgodnionego z kolegą leśniczym - Marianem, u którego się zakwaterowałem... Zatrzymałem się w pokoiku na poddaszu, gdzie mam tak naturalne i wygodne warunki niemal do wszystkiego - wypoczynku i przemyślenia swoich spraw. Natomiast wspomniany Łobozew, jako baza wypadowa, jest doskonałym miejscem w okolicy Soliny, która w obecnych czasach przypomina mi miejski gwar z tłumem ludzi. Tu w Wetlinie mam bezpośrednie sąsiedztwo Wysokich Bieszczadów, skąd blisko do niedostępnych i dzikich miejsc, do Rezerwatu Moczarne poprzez Dział (1150 m npm), Mała i Wielka Rawka są w zasięgu ręki, czy pogranicza. Blisko tu do miejsca 
związanego z "Kaśką Litwinką, której tym razem nie odwiedzę (chyba) - Jej miejsce wiecznego spoczynku... Całą resztę zrelacjonowałem już wcześniej i w późniejszych zapisach... I tak się zastanawiam, czy w dalszym ciągu nie dokonuję jakiegoś "przewodnictwa," przed którym bronię się jak mogę. Nie wnikam w szczegóły - od tego są oficjalne przewodniki, foldery i inne publikacje, chociaż czasem trudno jest oprzeć się pokusie tworzenia czegoś takiego - piszę dla siebie (?)... Nie widzę związku słów gdzieś zawartych i tego co dziś zapisuję do swojego archiwum (?)...Potrzebowałem trochę czasu, aby je odszukać. Słowa, które być może, albo wcale nie pasują do moich czynów związanych z poznawaniem Bieszczadów, ale...? "Nie jednemu w dzisiejszych czasach udało się zrobić błyskotliwą karierę przy pomocy cudotwórczego talentu (tu z racji kultury nie wymienię w jaki sposób) - i to bez najmniejszego udziału wykształcenia, a może nawet bez dostatecznej umiejętności czytania..." (wstęp do pamiętnika)... Wielu z tych ludzi zajmowało się lub wolało zajmować się robieniem kariery. Ja także próbowałem coś robić, aby zdobyć fundusze na moje podróże - swój wolny czas poświęcałem pobytem własnie tutaj. Nigdy nie skarżyłem się na żadne dolegliwości, trudności będąc w przekonaniu, że tylko upór i determinacja zawiodą mnie do celu, choć wiadomo, że nasza "maszynka" nie zawsze może działać sprawnie...Mam satysfakcję ze wszystkich tych podróży, wędrówek, zwiedzania poznawania, choćby ta "Nekropolia na rozdrożu," jak nazywam Sianki, czyli "Grób Hrabiny," miejsce tak znane i opisywane wcześniej... "Przejdź się 
ścieżką wijącą się pośród lasów, gdzie zamiast horyzontu stoją szpalery drzew, gęstej puszczy, gdzie z jednej strony masz zaskakująca dzikość tej części Bieszczadów, niezwykle malownicze grzbiety gór wyłaniających się zza ściany lasu, a z drugiej - ta wielka niewiadoma będąca przed Tobą. Bo na tej ścieżce za każdym razem spotkać można coś nowego coś, czego nie dojrzało się poprzednim razem.
I coś kusi, żeby tak zejść ze ścieżki i znaleźć się pośród traw falujących na wietrze lub wejść w głąb lasu - tak i ja uczyniłem to wielokrotnie, także tu pod Tarnawą, by po chwili stanąć nad Sanem - ładnie tu, cicho i dziko...A na końcu wędrówki po minięciu potoku Niedźwiedzia jest cel, do którego wszyscy zdążają - grób Franciszka i Klary z Kalinowskich - Stoińskich. Nieopodal, o czym nie wiele osób zapewne wie, w zarośniętych chaszczami ruinach kapliczki spoczywają ich córki - Marysia i Bogusia. Jak wspomniałem, turyści zwą to miejsce "Grobem Hrabiny." Obecnie jest to głuche miejsce pośród lasów tuż nad Sanem, a jego źródło oddalone jest o kilkanaście metrów dalej, gdzie potoczek stanowi granicę państwa. Bo jeśli powieść Jarosława Haszka nie jest fikcją literacką, to bywał tu również sam wojak Szwejk - Czech z armii austro-węgierskiej, który dobrowolnie poszedł na wojnę, by walczyć za Najjaśniejszego Pana...
Cdn...     
 

    

poniedziałek, 4 listopada 2019

                        Podróż za sto złotych...

Zasób wiedzy, jaką "odziedziczyłem" po wszystkich ekspansjach w ten urokliwy zakątek naszego kraju, powinien mi wystarczyć do osiągania swoich celów...Nic bardziej mylnego. Doświadczenie zdobywa się za każdym razem w sposób indywidualny i nie jest się pewnym, czy ta "mądrość" jest na tyle wystarczająca, aby "usiąść na laurach." I można tak powtarzać temat (zagadnienie), ale na tej niwie jest jeszcze wiele białych plam. Oczywiście - można sobie pokowboić i nie mam na myśli snu o amerykańskim Dzikim Zachodzie. Można na koniu przemierzyć puste przestrzenie, obserwować dziko żyjące  konie huculskie lub te w parkach hodowlanych. Zbliżyć do żubra raczej nie wskazane - osobiście nie ryzykuję takich spotkań - bądź co bądź, to dzikie zwierzę i nie lubię patrzeć w te czerwone, przekrwione oczy, staram się nawet je omijać...Ale można, może nawet trzeba je zaobserwować,  w końcu po to tu przyjeżdżamy, choć niekoniecznie...(?) Oglądać się za turystkami, bo i takich widuję - jakby gdzieś tam u siebie ich nie było...? A jest tych turystów całe tłumy i za jakiś czas może się okazać, że zadeptają całe Bieszczady, jak wcześniej Tatry? Można też mieć zbereźne myśli i myślątka, tylko nie wiem po co? Czy tylko po to tu przyjeżdżamy? Ale oczywiście - wolno, inaczej człowiek byłby kompletnym niewolnikiem w czterech ścianach własnego domu... Wędrując połoninami, a w szczególności dzikimi ścieżkami "wijącymi" się po bezdrożach, których jest tyle, co gwiazd na niebie, a i te można bezzakłóceniowo obserwować na pogodnym niebie, a wtedy nasuwają się myśli o zabłąkanych duszach, szarlatanach i...grzesznikach. I można by tak w nieskończoność. Wszystko zależy od indywidualnego spojrzenia na zagadnienie tematu, któremu na imię Bieszczady! Można powiedzieć, że to odosobniona kraina, nie opiewana jak Zakopane i Tatry. Dzika, piękna - trzeba ją tylko dostrzec, a potem będzie się tu wracało i to nie tylko przy okazji, albo po drodze w związku z... Zieleń uważa się za kolor nadziei...i tą barwą pokryte są nie tylko otoczenie, ale także ścieżki, po których stąpamy. Bieszczady to coś, co w obecnym świecie być może bardziej niż kiedykolwiek jest bliskie człowiekowi uwikłanemu w problematyce tego regionu, byle jakiej i mętnej przeszłości - krwawej i tragicznej. Mimo, że powojenne lata regionu zostały obłożone ciężką anatemą, duch tamtych czasów, jakby na przekór logice historii - ozywa w tych pięknych zakątkach, a wzorem jego jest Solina i to nie ta pozostająca gdzieś głęboko pod lustrem wody zbiornika, choć mam, niestety już mglisty obraz starej Soliny, którą kryją wody spiętrzonej wody przez zaporę. Ale to było dawno temu. Podobnie jest z Siankami - pięknym, przedwojennym kurortem, który zniszczono przez głupotę i...politykę. Spalono i wysadzono dynamitem. Może wspomnę co nieco - później...
 Mając na uwadze wszystko to - skrzętnie je notuję wraz z zaproszeniem dla każdego, kto ma ochotę tu przyjechać. Nie ma bowiem innych takich gór jak Bieszczady...Gdy stanę na szczycie i gdzie tylko spojrzę, to widzę tylko Bieszczady i Bieszczady. W innych górach, to albo Kotlinę Nowotarską, albo Jeleniogórską, choć Bieszczady także posiadają własną, jak na przykład "Rusinową Polanę," znajdującą się w Dwerniku, a nazwaną tak przez rodzimego zakopiańczyka zamieszkałego tu od lat - Stanisława Rusina...Tu miejsce jest dla wszystkich, Bieszczady po wielu przejściach są już normalne, choć nadal nie można wszędzie dotrzeć...Gdzie się podziały całe tabuny autokarów przewalające się obwodnicami? One nadal są, ale jest ich dużo mniej, za to samochodów są całe stada! Przeważają też "plecakowicze" - indywidualiści poruszający się na szlakach...I te Sianki wzmiankowane już w roku 1580 pod nazwą "Sańskie - własność Stroińskich, w którym to kurorcie bywał sam J. Piłsudski oraz z listów wiem (mam je do dziś) - bywała tu także moja dalsza rodzina, choćby krewni - Anczycowie z Krakowa...Dodam tylko, że władze PRL-u w roku 1970 wysadziły w powietrze kaplicę w Siankach, w podziemiach której spoczywają dzieci Klary i Franciszka Stroińskich - Marysia i Bogusia. Dziś gruzowisko porosło gęstymi krzakami...Bieszczady widziane z lotu ptaka, to horyzont zwieńczony od północy pasmem Otrytu. Na południu panują masywy połonin: Wetlińskiej i Caryńskiej, Tarnicy i Halicza. Potęga i samotność pośród dziczy, pustka i głębia dają mi dużo radości. Patrząc na południe widzę pogranicze słowackie. Wschód, to Kiczera Sianowska, San płynący w swoim przełomie, pasmo Tarnicy, Szerokiego Wierchu, Krzemienia i Halicza... W te góry noszę swoje marzenia. Tutaj nauczyłem się trudu zdobywania szacunku dla przyrody i...ludzi, a swoją hałaśliwą powszechność stawiam oko w oko z wielkością i majestatem tych gór. Stojąc na "zdobytym" szczycie po wielogodzinnym wysiłku pieszym, patrzę na ten świat zamarły, wolny, porywający - dziwny rezerwat kontemplacji... Ludzie często mącą wielkość gór. Ich hałaśliwe zachowania zagłuszają szum potoków, falujących traw na połoninach, a gwiaździste niebo nigdzie tak nie wygląda, jak pośród połonin i milczących wierchów. Uśpione doliny, nowe domy, a nad tym wszystkim jest tylko sam Pan Bóg, któremu bliżej do gór. Taka mała Ojczyzna, to również ta gula w krtani, gdy śpiewają nasi z regionalnych zespołów. Oby nam wszystkim na tym skrawku najpiękniejszej na świecie ziemi, było coraz bliżej do siebie w sferze idei, poglądów, wartości i kultury, wierności i tradycji. Każdy z nas trochę inaczej będzie pojmował swoją małą Ojczyznę, w zależności, skąd pochodzi, gdzie żyje itp. Trzeba zdać sobie sprawę, że to my wszyscy tworzymy historię, wciągamy innych, zaszczepiamy kulturę... Do zobaczenia na szlakach...
  Cdn...