Szukaj na tym blogu

środa, 27 lutego 2019

                                K r e t y n  2019...

Dziś będzie ostro, bo nie wiem dlaczego podążałem za gościem idącym przede mną jakieś 30 metrów, a woniało, jakbym był gdzieś w pobliżu szamba. Myślałem, że to kanał jakiś waniajet, bo przy zmianie pogody takie rzeczy się dzieją, ale nie...Kiedy zbliżyłem się chcąc wyminąć jegomościa, myślałem, że padnę. Ten smród i odór był nie do zniesienia. Mijając go odruchowo zlustrowałem wzrokiem to "zwierzę," bo to niezaradne monstrum  chwiejące się na nogach, ledwo lazło ciągnąc za sobą odór mieszaniny alkoholu i brudu niczym paliwo do dwusuwu... Obrzydzenie mnie wzięło, gdy go zobaczyłem...Myślałem, że ten zgniły zaduch snujący się za nim niby wierna kuna, ta cmentarna woń odpychająca wszystkich przebywających w jego otoczeniu (niestety byłem sam), bierze się z jego niechlujstwa, lenistwa, braku kultury, a w dodatku zakłamana gnida...Dlaczego ta bestia w ogóle się urodziła? Pominę wcześniejsze słowa, które miałem umieścić w tym miejscu - tym samym oszczędzę zdrowia sobie i innym. Nawet mój sen, jakże nieraz proroczy i tak trafny w ocenie, nie byłby w stanie przewidzieć takiego monstrum, Bo taki kretyn i pener nawet po śmierci przemieni się w ślepego i głuchego kretyna, który nawet w zaświatach nie zrozumie sensu życia i tego, które zmarnował sobie, a być może także innym...Dlaczego tak wyzywam? Bo kiedy mijałem to monstrum i spojrzałem na niego od przodu, to co rzuciło mi się w oczy, to brudna koszula, długa do kolan z napisem "K-o-n-s-t-y-t-u-c-j-a." Jak taka menda porusza się po miejscach publicznych, zapluta, pijana w trupa, w dodatku ze szmatą na sobie? Ja rozumiem wszystko. Można sobie protestować, bo żyjemy w wolnym kraju, jeśli stwierdzimy, że coś jest nie tak po naszej myśli, ale dotyczy to ludzi pracujących, a przede wszystkim mądrych. Jednak taki nierób i alkoholik, który zapewne nie wypracował sobie godnej emerytury, żyjący z zasiłku lub złodziejstwa, obdartus i cham zapewne drący pysk na spędach kodziarskiej hołoty - oto wizerunek tego draństwa. Takiemu jest źle w tym kraju? A może czepił by się jakiejś pracy, a nie żył jak nędzarz i...protestować swoją głupotę. Jeśli kodziarstwo ma w swoim potencjale takich osobników, to tylko pogratulować mądrości.
Pozdrawiam.
                                                            P  a  p  k  i  n
        

poniedziałek, 25 lutego 2019

Lat temu...(?) bardzo wiele, o tej porze roku, w lutym - zima sroga królowała na świecie. Dziś jakby przedwiośnie, choć nic na to nie wskazuje - no, może cieplejsze słońce wyglądające zza chmur...Papkin brał swoje łyżwy i udawał się z rodzeństwem oraz z pozostałą ferajną z Serwówki na "cwajga" - tak bowiem nazywano stromy zjazd przy ulicy Pod Kasztanami tuz obok Zamku Lubomirskich. Dzisiaj prawie nic z tej górki nie pozostało. Głęboki jar zasypano, a na jego dnie stoi dziś multimedialna fontanna. Papkin był taką "lokomotywą," która ciągła za sobą wszystkie dzieciaki z okolicy serwowskiej posesji, a która niczym ogon szła gęsiego za swoim przewodnikiem...Czasem potykał się, upadał w czasie zjazdu po oblodzonym stoku, bo zjazd w tych warunkach był nie lada sztuką. Jednak wszyscy cieszyli się ze ślizgawki - tu bowiem schodziła się cała śmietanka z Podpromia i Lenartowicza oraz całej okolicy...Innym razem, kiedy nastały mrozy, a luty obfitował w taką temperaturą, kiedy powietrze wypełniała sinica, Papkin wkładał słomkowy kapelusz, który "ukradł" strachowi na wróble gdzieś na polach ówczesnej Drabinianki. To dlatego nad jego głową zawsze fruwała gromada wróbli. Wszyscy bowiem wiedzieli, że na kapeluszu ma wysypane okruchy chleba...I chodził tak Papcio po całym podwórku, po ogrodach, aby wszyscy widzieli, że ptaki go lubią. Nawet jego Babcia czasem powtarzała, że ptaki lubią Papkina  jak świętego Franciszka...A dziś nadal widzę tą serwowską poświatę taką, jaka ona wówczas była. Widzę siebie i całą resztę tej naszej "bandy" buszującej po okolicy tak, jakby to było teraz. A przecież minęło tyle lat, aż się nie chce wierzyć. Odeszło tylu ludzi z otoczenia, tych dalszych i tych bliskich, że strach o tym mówić. Ten świat, który odszedł, aby nigdy nie wrócić...
Pozdrawiam.
                                                             P  a  p  k  i  n  

piątek, 22 lutego 2019

                                                      Buty zawiesiłem w chmurach,
                                                                  aby odpoczywały - 
                                                     te, które nosiły mnie po górach
                                                             na emeryturę odeszły...
                                                            Zakończyły swój żywot,
                                                          wysłużone, wzdychające,
                                                         czy powtórzą trudny etap,
                                                    czy przyświeci im jeszcze słońce?
                                                                        Oj, nie sądzę...!
                                                                                              (9 lipca 2011)
...Gdy siedzę przed namiotem w lesie lub na jego skraju, przy ścieżce prowadzącej donikąd, nawet w nocy, gdy oczy przyzwyczajają się do ciemności - widzę "zjawy" plątające się między drzewami lub snujące się po bieszczadzkich trawach. W księżycową noc widać też szkliste oczy - wtedy wiem, że w pobliżu jest zwierz. Nie ważne jakiego gatunku, dziki pies, jak wilka nazywam, czasem sarna, bo z innych zwierząt trudno dostrzec te, które są tak płochliwe, choćby ryś, że aż "chore." Co ciekawe, każde z nich nie ma odwagi podejść tak blisko, abym mógł je dotknąć. Owszem - chodzą i to bardzo blisko po nocy, gdy śpię. Słyszę wtedy ich węszenie, parskanie, oddech, trącają nawet namiot. A mnie się nawet nie chce ruszyć, bo i po co, żadnego ruchu z kilka powodów: - nie zdradzić się, że jestem, choć one i tak wiedzą swoje, skupiam się na śnie, a gdy jest chłodniej, wolę grzać się sztucznym termoforem z...kamienia. Noce bowiem bywają chłodne, nawet letnia porą. Był kiedyś taki przypadek, kiedy pod Tarnicą w lipcową noc student zmarł z wyziębienia. To było dawno, ale dziś wędrowcy mają większą wiedzę dotyczącą dostosowania się do panujących warunków...A noce są piękne, gwieździste, niczym nie zakłócone, księżycowe z delikatną poświatą na wschodnim niebie i te gwiazdy migające...Albo zachmurzone z padającym deszczem (biada Ci, jeśli obóz rozbijesz w parowie), burzowe z piorunami. I ten huk, jakże inny, potężny, straszny w oddali, a raczej gdzieś tuż obok...W takie noce nie znajdziesz obok siebie zwierzęcia chyba, że przez przypadek.
Czasem oczy odbijające się blaskiem księżyca i świecące w ciemnościach, jak kto woli je nazwać. Są obecne i...ciekawskie, choć bojaźliwe. Kiedyś obcowałem z młodym wilczkiem - nazywałem go skarpeta. Coś takiego przyszło mi do głowy i tak pozostało. Dziwnym trafem specjalnie się nie bał, ale był ostrożny. Widywałem go wiele razy, potem zniknął, jakby rozpłynął się we mgle wrześniowego wieczora, a jeszcze potem ślad po nim zaginął...Zwierzaki nie lubią jak im się patrzy w oczy, choć to jest też sposób na ich przechytrzenie, wtedy ulegają. Bo najgorzej pokazać strach...Piękne są te bieszczadzkie noce, na bezdrożach, w kniei, albo na połoninach, pod krzyżem Smereka, Roha, czy nawet Tarnicy - wszędzie, gdzie Cię oczy poniosą. Opanuj strach i czuj się sobą. Nie zakłócaj spokoju tym, którzy są tu gospodarzami, bo to nie oni lecz Ty jesteś tu intruzem. Ciesz się widokiem śladów łap, zgaduj, czyje one są i pomyśl, że tuż przed Tobą coś tu było i jest w pobliżu. Jak się zachować - normalnie, tak jakby nic! Acha...i jeszcze jedna dobra rada - zawsze sygnalizuj, że jesteś. Uderzaj patykiem o patyk, gałęzią o gałąź - wtedy unikniesz niespodzianek, a nawet kłopotów - reszty domyśl się sam. Bo gdybym miał wszystko każdemu z osobna tłumaczyć, zanudził bym siebie i Was i wtedy byłaby klapa, a na to ochoty nie mam. Ja także uczyłem się wszystkiego, dodając swoje pomysły...Mamy jeszcze zimę, ale sezon jest blisko. Może gdzieś znajdziesz się na na mojej ścieżce - wtedy pogadamy, jak nie z Tobą, to ze zwierzęciem. Tak więc nie bójcie się świecących oczu w ciemnościach, bo skoro one są, to znaczy, że jesteś wśród swoich...
  Wszystkim już teraz życzę pozytywnych wrażeń, a skoro nadchodzi weekend życzę, abyście go spędzili pożytecznie i na wesoło. Pozdrawiam.

                                                             P  a  p  k  i  n
     

czwartek, 21 lutego 2019

                              Może w którymś miejscu się powtórzę,
                                     może słowa kiedyś te pisałem,
                            z fusów kawy wiec niczego nie wywróżę,
                              bo co było zapisane to się nie odstanie.
                                 Taki tomik z refleksjami i zadumą,
                          powstał kiedyś lecz nie został zapomniany,
                          bo świat w myślach zaklętych się schował,
                               jak lekarstwo przytknięte do rany...
                                                               (11 marca 1978)

Cykl jakże starych słów na kartkach papieru spisanych kiedyś...Ten czas tak szybko biegnie, przemija, dni uciekają, lata całe, my także w miejscu nie stoimy...Kiedy wraca się do starych pamiętników, a mam w posiadaniu unikatowy z końca XIX wieku, pisany przez stryjenkę mojej Babci, kiedy zatapiam się w jego treści, staję się innym człowiekiem, a nawet  zazdrosnym, że nie żyłem w jej czasie. Prezentowałem gdzieś na początku kilka fragmentów z tego pamiętnika...Również i te moje zapiski z przed lat wzbudzają u mnie sentyment. Czytając je, uśmiecham się pod nosem z ich naiwności, a zarazem prostoty -  te kiczowate wiersze i treści prozy...Są moje takie jakie są, czasem mądre, innym razem głupie, ale są to myśli, które kultywują pamięć tamtych czasów, dni dzieciństwa, lat młodzieńczych i dorosłości...Dlaczego się powtarzam?  Bo może tak trzeba - mówić, przypominać, wspominać i cieszyć się życiem...Tak więc wkraczasz w progi mojego świata...Rozsiądź się wiec wygodnie i posłuchaj słów, które płyną do Ciebie prosto z mojego wnętrza. Wsłuchaj się w ciszę, a usłyszysz bicie mojego serca...Ten cykl będzie obecny tu przez jakiś czas - fragmenty zawarte w "Refleksji i zadumie przeplatane bieżącymi zdarzeniami.
Pozdrawiam i życzę udanego czwartku.

                                                       P  a  p  k  i  n 


wtorek, 19 lutego 2019

                       "Feralny" poniedziałek....

Wczorajszy poniedziałek był dla mnie nietypowy, wręcz feralny...Ludzie nie lubią poniedziałków, czego dobrym wyrazicielem jest film z przed wielu lat emitowany kiedyś w telewizji. Wszyscy (może nie wszyscy) mają mdłości i odczuwają skutki ostatniego po piątku (weekendu)...Znam takiego, który wczoraj z samego rana "wlazł" na mnie niemal dosłownie, będąc najwidoczniej jeszcze pod wpływem sobotnio-niedzielnej saksy - podobno na działce (?) Cóż, może własnie tam pojawiły się już pierwsze wiosenne kwiaty i na ich widok koleś się odprężył? Nie jestem wcale taki pewny, czy to co jest dzisiaj szczęściem dla mnie (piękna słoneczna pogoda, ciepełko), jest również szczęściem dla tego człowieka, gdyż marniutko i cienko wyglądał... Każdy ma swoje własne szczęście, każdy czuje je inaczej - może jest jakieś wspólne jeśli lubi się kogoś autentycznie i...żywiołowo...A ja łykam to życie jak kluski i marzę tylko, aby było dobrze okraszone. I jest tak z całą pewnością, gdy tylko będą dobre warunki, aby ruszyć się z tych czterech ścian. Bo tu na każdym kroku można spotkać kogoś, kto odreagowuje skutki swawoli racząc się "ognistą wodą" do...lusterka! W jakimś sensie również ja jestem pod wpływem po piątku, gdyż nachodziły mnie różne głupawe myśli, a nawet wspominałem zabawne historyjki z przed wielu lat. Jedną z nich była taka: - ""Zmęczony Papkin zasnął pod drzewem jabłonki w serwowskim ogrodzie i...chrapał!  Podeszli do niego "padalce" i przywiązali mu puszki do nóg, rąk i...obudzili. Zerwał się Papcio i zaczął gonić po ogrodzie, a puszki dzwoniły mu w nogawkach jak dzwonki w Kościele...Krzyczał - "odejdź, zostaw mnie diable, a kusz, przepadnij...!" Potem ferajna wykorzystała kota naszej kuzynki, niejakiego Rudusia przywiązując mu puszkę do jego ogona. I gonił tak kot wystraszony, miauczał i parskał, a wszyscy mieli fajny ubaw. Tylko starsi wrzeszczeli i pokazywali stukając się w głowę mówiąc: - "macie kuku na muniu..."

A dziś...? Może wreszcie zakończy się zima (podobno ma być jeszcze śnieżnie i mroźno), bo tak długie siedzenie w domu powoduje halucynacje i niepokój w mózgu. Bo co za dużo, to też nie zdrowo - można przejść metamorfozę, ale raczej na gorsze. Można popaść w skrajności jak ów facet, nie umniejszając jej przeskoczenia. Bronić się przed takim dołkiem, bo nie ma innego wyjścia. "Siedzieć nad przepaścią i życie brać garścią" - taki wierszyk prezentowałem kiedyś na blogu, ale to rzeczywiście była inna okazja. Podchmielony gość jednak mnie zreflektował i czym prędzej wyruszyłem na podbój ulicy, bo tylko w ten sposób mogłem zmienić tok myślenia. Miłego wtorku (nie poniedziałku) życzę pozdrawiając wszystkich i tego jegomościa z pod jedenastki.

                                                            P  a  p  k  i  n      

piątek, 15 lutego 2019

Weekend, czyli po piątek, jak się kiedyś określało sobotę i niedzielę. Różnie z tymi nazwami bywało, w zależności, z jakiego regionu kraju jesteśmy. Na pewno jednak określenie weekendu przyszło znacznie później i gdzieś z zachodu w czasie transformacji...A dziś usiądźcie sobie wygodnie, a nawet najwygodniej, w promieniach zimowego słonka, a przynajmniej w kącie swojego mieszkania, ulubionego pokoju, gdzie jest najcieplej i najwidniej. Bo nie warto oczu przemęczać i trząść się z zimna, choć akurat za oknem nawet przyjemna temperatura. Wyjrzyjcie za okno na otaczający Was świat, na ulicę, na drzewo...Jeśli nie macie takich możliwości - spójrzcie za siebie - tam od tyłu też mogą być ciekawe widoki... Spróbujcie posmakować te chwile, to miejsce, gdzie teraz siedzicie, w którym jesteście, a przy okazji posłuchajcie muzyki wpadającej w ucho i...wspomnijcie tego, który pisze te słowa - teraz, w tej chwili i to, o czym czytacie...Wierzcie mi (przynajmniej chciejcie wierzyć), że właśnie to miejsce jest Wam podarowane. 

Zaistnieliście w tym miejscu, w tym czasie dlatego, że to Wasze miejsce jest, do którego zawsze się wraca... Trzymajcie się mocno swojego miejsca, nie dajcie się wyrzucić z domu, czyli z Polski, z kraju, skąd pochodzicie, z pracy, z uczelni, ze szkoły, ze swojego sposobu myślenia, obyczajów, odczuwania, ze swojej filozofii... Dopiero, gdy się przekonacie, że już czas, że trzeba wyruszyć w drogę, bo rozjaśniała na Waszym niebie dziwnej piękności gwiazda, zupełnie nowa, niespodziewana - wtedy trzeba ruszyć pamiętając o swoich korzeniach i miejscu, do którego zawsze wrócić możesz. Przedtem jednak trzeba długo i cierpliwie przemyśleć swoje życie patrząc w niebo i w...ziemię - tą Polską ziemię. Wmyślić się w tok wydarzeń i szukać w nich tego, co najważniejsze, co najlepiej służyć Ci będzie... To o czym piszę możesz przyjąć z przymróżeniem oka. Jeśli stwierdzicie, że Papkin zbyt szczerze  o wszystkim informuje, pomyślcie - że On sam jest takim samym człowiekiem, jak Wy i jak inni. Niczym się nie wyróżnia, może tylko własnie tą szczerością...Cóż mógłbym dziś wszystkim życzyć?  Chyba tego, co sami sobie życzycie w tym nadchodzącym po piątku. Wszystkiego dobrego. Pozdrawiam.

                                                                    P  a  p  k  i  n

środa, 13 lutego 2019

                           Polityczna utopia...

Ktoś mi kiedyś powiedział, że szczęśliwym jest kraj, którego obywatele nie znają nazwiska premiera i nie chodzi mi dziś o obecnego...Według najnowszych spostrzeżeń, opozycja w Polsce już szykuje się do wyborów prześcigając się w tym, kto i w jaki sposób ma odsunąć od władzy dzisiejszy rząd. Obiecują, plotą głupoty, atakują i trwa ten proceder od wyborów w 2015 roku. Hołota, którą nazywamy opozycją, nie zrobiła do tej pory nic poza wywoływaniem burd ulicznych, wrzasku, wyzwisk, pogróżek itp. Nie pofatygowała się choćby o jakąś ustawę, program dla kraju, coś, co mogłoby stać się powodem poważnej debaty. Jakby było mało - stała się konfidentem donoszącym na swój kraj, kalając swoje gniazdo. Tudzież powstają nowe kabarety - świńsko uśmiechający się dewiaci, czyli groch z kapustą, a więc coś, co określam "rozrzucaniem obornika." Śmierdzi to na kilometry i panoszy się siejąc atmosferę belzebuba. Na ulice wychodzą pedały i tańczące mamuzyny niczym demony... Ciekawi mnie frekwencja w nadchodzących wyborach, bo nie sądzę, aby ludzie zdrowo myślący zagłosowali na tych przebierańców i tych popaprańców, którzy przez osiem lat wyprzedali cały kraj ogałacając go z zakładów pracy i majątku narodowego...Orzeł nasz biały jest więc znowu narażony na ciąganie go z różnych stron, malowanie na czerwono, ubieranie w tragedie narodowe. Populizm, zieloną koniczynkę i inne Palikoty, Schetyny, Tuski...Aż mu korona podskakuje. W kręgu moich rozmówców, jeden z jego uczestników zadał mi pytanie o moje poglądy polityczne, co mnie zaskoczyło, bo uważam, że moje poglądy polityczne są zrozumiałe, ale skoro nie...? Pierwszą odpowiedź miałem gotową zaczerpniętą z "Kartoteki" Różewicza: - "Kto ma o piątej rano poglądy polityczne?" Chyba oszalał! Wczesnym rankiem nie mam żadnych poglądów, nawet prywatnych. Trzeba się umyć, ubrać, skorzystać z toalety, zęby wyszczotkować, wciągnąć spodnie, zjeść śniadanie, a potem pijąc kawę (zawsze około ósmej), można pomyśleć o...poglądach. Ale jak ma się już troszkę lat na karku, czyli już nie świt lecz, a raczej wieczór bliski, to się te poglądy ma i to nawet dość sprecyzowane. I chociaż mam serdecznie dosyć kiepskiej jakości polskiej polityki, to do wyborów pójdę (myślę, że dożyję), ale zagłosuję na ludzi prawych, nie na politycznych zboczeńców siejących niepokój i wątpliwości co do dalszej egzystencji polskiego społeczeństwa...
PS.
I być może własnie teraz odezwą się demony, a właściwie ich brak. D l a c z e g o ?  W ostatnim czasie zauważyłem niska frekwencję na blogu. Czyżby brak zainteresowania? Może pisze coś, czego można sobie nie życzyć? Cóż - to tematy, które dzieją się wokół nas na co dzień i nie są żadną nowością. Owszem - dostaję odpowiedzi i polemikę, która w telefonie mnie nie za bardzo interesuje. Proszę więc o komenty tu na blogu. Wiem, że powyższy temat jest nudny, ale tak się składa, że w okresach przed lub po sezonowych, poruszam tematy, które drażnią również mnie. A dziś właśnie o tym, co nas dotyka każdego dnia i tak przez całe dwanaście miesięcy. Wszystkim życzę spokoju i wytrwania. Pozdrawiam.

                                               P  a  p  k  i  n          

poniedziałek, 11 lutego 2019

                              Wiosna w...zimie.

Żeby się tylko komuś coś nie przestawiło... Widziałem dziś na przystanku młodą roznegliżowaną z odsłoniętym (dużym) dekoltem, jakby przed chwilą wyszła z...ukropu....Ludzie naprawdę mają coś pod sufitem uważając, że skoro na chwilę słonko wyszło zza chmur i zrobiło się w miarę ciepło, to już chętnie zrzucili by z siebie zimową odzież i pozostali w negliżowych fatałaszkach.
A za chwilę takie "coś" zacznie kichać i smarkać, prątkując atmosferę i zarażając wokół innych. Należało by "poskromić" taką beznadzieję, aby rozum przegonić z tyłka do głowy, bo bezmózgowcy nie myślą. Weszliśmy w trudny, bądź co bądź okres, kiedy infekcje dają znać  o sobie i tak zapewne będzie do końca marca, jak nie dłużej. Niektórym już zaczyna przewracać się w głowach, a sądząc po wieku, z cała pewnością była to wszechwiedząca studentka, która przełożyła wajchę z zimy na...wiosnę. A ja od dawna mówię tak....
Wieje - 
podobno sypnąć ma też śniegiem
i mrozem ściągnąć pobliskie kałuże,
a ja synoptykom
więcej już nie wierzę,
sam jednak wróżyłem dziś zimową burzę.
Co będzie - zobaczę,
jak nie widzę, nie wiem,
więc mówić o zimie chyba nie wypada,
ale wiem jedno - 
nie gra mi tu cosik
i myślę, że to pogodowa zdrada...!
                                      (10 stycznia 2014)
Wszystkim życzę miłego dnia. Pozdrawiam.

                                                            P   a   p   k   i   n


  

piątek, 8 lutego 2019

                                       Stare dzieje...

Odwiedził mnie na blogu pan o pseudonimie qwerty z czego jestem bardzo zadowolony - szukając informacji o legendarnym już dziś "Sercu Maryni," tajemniczej starszej pani, która nawiedzała okolice Maćkówki i Serwówki (to stare nazwy regionalne, nieznane już dzisiejszemu pokoleniu), a konkretnie chodzi o ówczesne Podpromie. Tak szanowny Panie, jestem chłopakiem z Podpromia, tego, którego dziś już nie ma, a które umarło wraz z postępującą rozbudową miasta. To oczywiście inna już historia, do której często wracam. A jeśli Pan cofnie się do mojej notki z dnia 8 lutego 2018 roku zatytułowanej: "Kilka luźnych refleksji - czyli to już było...(1)" Tam własnie jest kilka słów na temat pani Marii Potępa (tak się nazywała), a za którą wszyscy wołali "Serce Maryni." 


A ja chciałbym zacytować jeden z wierszy o Rzeszowie autorstwa Janiny Ataman "Gdy Rzeszów śpi," w którym wspomina m.inn. "Serce Maryni."


Jest taka noc raz w roku, gdy Rzeszów śpi,


ożywa tamten Rzeszów, (Franciszek Kotula)


z mgły wyłania się hotel


i dom teściowej na Czekaju,


W kuchni pali się światło,


w powietrzu wanilią pachnie.


Na Rzeźniczej rżą konie,


a dziadek Nitka (Stanisław Nitka)


przeprawia na drugi brzeg, tych dwoje - 


Admirała i Serce Maryni.


On w mundurze, Ona w bieli


rozminęli się...


W kinie Apollo nocny seans


z "Przeminęło z wiatrem,"


na Lisiej Górze, kwiat paproci zakwita - 


jest taka noc...


Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny i zapraszam do odwiedzin. Pozdrawiam.


A w związku z nadchodzącym weekendem, wszystkim życzę jego udanego spędzenia. Byle do wiosny. 


                                                P  a  p  k  i  n

czwartek, 7 lutego 2019

Mam wielką nadzieję, ze poprawki, których dokonałem w ciągu dzisiejszego dnia, pozwolą na pozostanie bloga w tym serwisie. Po dokładnym zapoznaniu się z informacją Googli przełączyłem się z Googli+ na Bloggera. Zobaczymy co z tego wyniknie. Pozdrawiam i zapraszam do dalszej współpracy.

                                                                                                   P  a  p  k  i  n

                           Koniec "przygody...."

Z wielkim zaskoczeniem i rozgoryczeniem przeczytałem zauważoną wczoraj informację, że serwis Google zamyka konta użytkowników indywidualnych z dniem 2 kwietnia 2019 roku. Po tym terminie wszelkie konta w tym mój blog przestaną istnieć. Celowość tego przedsięwzięcia, to nieopłacalność, jak zdążyłem zrozumieć. Po raz drugi przezywam zawód, pierwszy raz po kasacji portalu Netlog, teraz Google. " Zespół Google dziękuje Ci za Twój wkład tworzenia  tej usługi. Jesteśmy wdzięczni wszystkim utalentowanym artystom, osobom rozwijającym społeczności oraz inspirującym innowatorom, którzy poświęcili swój czas i wysiłek, by uczynić Google+ wspaniałym miejscem. Bez ich pasji i poświęcenia to nie byłby tak wyjątkowy serwis..." W związku z powyższym, nie ma sensu produkować się wyczekując do dnia ostatecznego. Tymi słowami kończę moje kontakty z osobami, którym przy okazji dziękuję i to bardzo za odwiedziny, komentarze i współpracę. Jest mi przykro z tego powodu, bo w ten sposób tracę nie tylko przyjaciół, ale też mnóstwo materiału, czasu i poświęcenia. Wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Z poważaniem,

                                                           P  a  p  k  i  n

wtorek, 5 lutego 2019

                     To sobie "ponarzekamy...."

Doprawdy...! Już wczoraj powinienem napisać, ale coś mnie "dopadło" i tak dzień minął...Rzeczywiście - nie był on zbyt dobry, bo bylem zachmurzony jak chmura gradowa i sam już nie wiem, czyja była to wina - moja, czy wczorajszego dnia? Wszystko mnie drażniło, zwłaszcza gość, którego wcześniej nie "załapałem," ale okazał się tym, z którym wcale mi nie po drodze..."W poniedziałkowy poranek najlepiej rozpoznać naszą twarz" - tak kiedyś zasłyszałem i trzymam się tej dewizy, bo jest w niej odrobina prawdy. Robię więc uniki - najczęściej unikam ludzi fałszywych, bo tu okazuje się, że niestety - są bardzo blisko mnie, o czym mogłem się przekonać dni temu kilka....Unikam więc takich "kurdupli" i pieprzonych dziadów, bo choć wiek mój jakby zbliżony, ale nie utożsamiam się z takimi "dewiatami." I stoję sobie tak wczoraj - świat oglądając z pozycji widza, przechodnia, czy jak kto woli, obserwując to, co dzieje się wokół - ten ruch pojazdów i...ludzi, słysząc nagle - "cześć!"
Początkowo pomyślałem, że to nie do mnie - (niewielka reakcja), ale kiedy poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu, jakby mi odbiło i się odwróciłem. Za plecami stało jakieś dziwadło i gada, powtarza - "cześć!" I śmieje się głupio - ni to do mnie, ni to do wiatru - "co, nie poznajesz?"  No, nie poznaję...! Jak się okazało, ten "ktoś" zapewne wziął mnie za kogoś innego, co jakoś dziwnym trafem mam często podobne przypadki. Czyżbym miał sobowtóra?  Unikam dawnych "kumpli" z pracy - zresztą kilku z nich już nie ma pośród nas, a Ci "warsztatowcy" mnie nie zbyt bardzo interesują. To, że kiedyś stykaliśmy się zawodowo, jest niezbitym dowodem na istnienie "Anioła Stróża." Wielokrotnie sparzyłem się na takiej przyjaźni , teraz też się to zdarza, ale jestem mądrzejszy....Nawet mam taką "listę gości," których szczególnie unikam, mówiących "głośno" poza plecami. Każde podobne podśmiechujki czuję na plecach i wiem, jakie są wobec mnie oczekiwania...."No jestem bohaterem talk show tego całego majdanu. Gdy ludzie spotykają się, bo to jest właściwe rozumowanie - mają potrzebę rozmowy. Nie można tak sobie milczeć, bo milczenie jest niezręczne. Jest potrzeba i to na czasie pieprzenia czegoś, czego albo później będą żałowali, albo cieszyć się będą, że komuś dowalili - taka potrzeba gadania o kimś, kto stoi plecami do nich, a my o tym nie wiemy....Uniki są trudne - ciekawe, czy uda mi się uniknąć dalszego "rozlewu" tej śmierdzącej mazi, którą ktoś mnie zaraził? Bo jeśli ktoś mnie unika, czyli działa poza moimi plecami, to robi mi śmierdzącą przysługę. Ale gdy kogoś dopadnę, to...Pytanie na koniec - "czy w tym przypadku jestem towarzyski...?"
Pozdrawiam.
                                                                        P  a  p  k  i  n
     

piątek, 1 lutego 2019

                                  Weekendowo...

Jeszcze zimowy weekend, ale marzeń moc...Co byłoby, gdyby zaszła wielka zmiana i nagle z zimy zrobiło by się lato...? Bo pomarzyć zawsze wolno, choć dni płyną nam zbyt wolno, bo do wiosny jest już blisko, tak więc kłaniam się Wam nisko życząc zdrowia i spokoju, po dniach pracy, trudu, znoju...

Jak byłoby dobrze, gdybyśmy wszyscy zgodnie
siedzieli w lecie na kocyku,
w dzień ciepły, jak przy piecyku,
z całą rodzinką się opalali
i "czarni" z tego byli cali...
Jak to byłoby dobrze
upajać się zapachem trawy,
kwiatki wąchać, gonić po lesie
tam, gdzie krzyk echo niesie,
zbierać grzybki i jagody - 
zażywać swobody,
wieść beztroskie życie,
wstawać co dnia o świcie,
niczym się nie przejmować
i życia nie żałować...
Fajnie byłoby pójść na miesiąc na ryby,
posiedzieć nad wodą w spokoju
po trudach dnia i znoju,
pomarzyć, pofiglować,
przed nikim się nie chować,
a gdy nastanie noc - 
zasnąć -
mieć wrażeń pełną moc...!
                       (15 września 2013 r.)

Pozdrawiam
                                              P  a  p  k  i  n