Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 6 grudnia 2021

 

                       Tam, gdzie kończy się szlak...

Każdego roku podsumowuję moje wędrówki po Bieszczadach, niekoniecznie gdzieś w Internecie (co czynię to dziś), uważam bowiem, że same przemyślenia, co zrobiłem dobrze, co źle, aby następnym to poprawić...Bieszczady, które każdego roku odwiedzam i zdaję sobie sprawę, że nie byłem jeszcze wszędzie. Jest to też okazja do podzielenia się moimi przygodami .. To co przedstawiam, jest małym urywkiem tego co po drodze spotykam, co mnie cieszy, czy też sprawia mi trudność, bo to także się zdarza, nawet często. Pokonuję duże odległości w samotności, w kontakcie jedynie przyrody, daleko od szlaków turystycznych, choć z nich również korzystam, bo krzyżują się z moimi "ścieżkami." Zmagam się z trudnościami terenowymi, napotykam stałych mieszkańców tych przestrzeni: sarny, jelenie, wilki i inne stworzonka, obcuję z nimi z pokorą, wyrozumieniem, bo to ja jestem tu "intruzem...." 
Ile słów napisano na temat Bieszczad, które są dobre dla potencjalnych turystów przemieszczających się szlakami, nie mniej, żaden przewodnik , choćby najlepszy nie odda klimatu w którym sie obracam, przeżywam wędrując samotnie po bezdrożach. Periodyki te nie oddają ducha, wnętrza miejsc, do których większość turystów nie dociera, choćby w leśny parów, gdzie sam widok dech zapiera, ta tajemniczość, gdzie czuje się wilgoć mchów i paproci, zbutwiałych konarów drzew, tej zieleni  na sklepieniu nieba, gdzie panuje mrok i ta ogarniająca wokół cisza. W takiej scenerii jakże nie trudno usłyszeć pomruku i bulgotania płynącego potoku. Jakże sie nie zatrzymać wsłuchując się w mowę potoku, małego wodospadu, echa puszczy? Człowiek wtedy nie myśli oddając się przyrodzie. To co może przykuć wzrok, to zielona ściana drzew porośniętych mchem - gęstwina, za którą jest wielka niewiadoma. Bo licho wie, co mnie za chwilę spotka - głęboki uskok terenu, parów porośnięty klującymi krzakami, czy jakiś zwierz, którego niechcący mógłbym wystraszyć, a to przyczynek do ataku. Dlatego zawsze sygnalizuję każdy swój krok...Ale ta myśl gdzieś umyka skupiając się na tym, co mam pod nogami. Nie można też oprzeć się wrażeniom, jakie napotykam niemal na każdym kroku. Za kazdym razem bycia w danym miejscu napotyka się nowość - nigdy to miejsce nie jest takie samo. W jednym miejscu noga ugnie się delikatnie zatapiając w miękkiej poduszce mchu, by po chwili zanurzyć się w...wodzie. But nabiera cieczy (chwila "otrzeźwienia), bo klimat w bucie zmienił się nagle na coś, czego bym sobie nie życzył. Ale w takim miejscu wszystko jest możliwe. Na szczęście dysponuję butami z wysoką cholewką i grubą podeszwą - zresztą trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność, bo może okazać się, że drogę przejścia zagrodzi rozlewisko, którego nie tak dawno jeszcze nie było. Trzeba wtedy nadłożyć sporo drogi, aby ominąć tą "zawalidrogę," podejść wyżej, albo się wycofać. Wtedy wszystkie zmysły zaczynaja pracować, szuka się sposobu na "uwolnienie" się z problemu. Idąc, można spotkać zaskrońca, a w nasłonecznionych miejscach żmiję, jakąś czarno żółtą jaszczurkę umykającą pośród trawy (nie ruszaj, może być trująca) oraz inne insekty. Jeleń umykający pomiedzy drzewami, sarny na pustych przestrzeniach, ale też samotnego wilka lub nawet kilka osobników. Ale to nie oznacza, że zaraz musi wystąpić paraliż całego organizmu i zmysłu. Przeciwnie - zanim zdążysz  w ogóle ochłonąć, zwierzaków już nie będzie w zasięgu wzroku, co nie znaczy, że nie jest sie obserwowanym. Miałem kiedyś zimowe zdarzenie, kiedy wilk szedł za mną przez jakąś chwilę, zanim go nie przepłoszyłem prostym sposobem i przyznam, że strach miałem....Jak się ma rozum i oczy dookoła głowy, potrafi sie przetrzymać emocje. Jeśli sie tego nie potrafi, lepiej nie wybierać sie w samotne wędrówki po bieszczadzkich kniejach...Jeśli morzy mnie sen, bo tak też bywa, czuję się zmęczony - odpoczywam oparty o pień drzewa, ucinam sobie drzemkę, a cisza i spokój utula zmysły, regeneruje siły. Po takim wypoczynku mozna ruszyć w dalszą drogę. To wędrowanie jest nie tylko pasją, choć wymaga cierpliwości i odwagi, determinacji, upartości oraz odpowiedniego sprzętu, choćby kompasu, mapy Różnie bywa, człowiek jest omylny. Podobnie jest z czasem. Noc często "zaskakuje" mnie w lesie lub na przestrzeni. Problemu nie ma - jest namiot, jedzenie i woda, zapałki i troszkę chrustu, nawet jeszcze przedpotopowy prymus na denaturat, na którym można zagotować wodę na kawę lub herbatę. Noc spędzona w lesie daje poczucie spokoju
i dobrego wypoczynku. Budzę się rześki i gotowy do kolejnych wyzwań. Nieco inaczej wygląda to w zielonej puszczy spowitej wszędobylskim mchem. Zalega on nie tylko podłoże, ale też pnie obumarłych drzew, zapach i woń, ktore mi nie przeszkadzają, wolę jednak miejsca wolne od wilgoci. To jest przepiękny świat, wolny od wszelakiego gwaru Soliny i miejsc jej podobnych, ruchliwych szlaków po których ciągną się długie sznury kolorowych turystów. Nie mniej, wszystkie te miejsca godne są  odwiedzenia. Bieszczady sa dla wszystkich, kto pragnie rozrywki, ciszy i spokoju - według upodobania....Tak - tego klimatu nie odda żaden przewodnik.

Pozdrawiam i do zobaczenia  w przyszłym sezonie.

                                                     P   a   p   k   i   n                                                     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz