Jedno z takich miejsc...
do których uciekam, kiedy mam za dużo miejskiego gwaru....Ostatnio miałem okazję zapoznać się z blogiem pewnej pani, która dokładnie opisywała (?) swoje rowerowe wojaże, ale utknęła na ostatnim wpisie i...cisza...Co prawda, moje relacje z rowerowych wycieczek są sporadyczne, choć nie powiem, ostatnio wszystko kreci się wokół roweru. Dlaczego...? Być może z prozaicznej przyczyny. Odszedłem od pieszych wędrówek, a właściwie zmagań po bieszczadzkich kniejach i to nie z powodu ostatniej przygody z deszczem i błotem. Zapewniam, że nie zniechęciło mnie to, bo podobnych zdarzeń miałem w przeszłości sporo. Po prostu - jakoś "odpuściłem" sobie wysiłek bycia w przestrzeni gór i lasów bieszczadzkich. Objeżdżam rowerkiem okoliczne pola i lasy dość często odwiedzając to ze zdjęcia, do którego muszę dojechać około 10 kilometrów, ale warto... Zapewniam też, że nie ma to nic wspólnego z "rajdami," o których mowa jest na wspomnianym wcześniej blogu. Każdy z nas ma swoje upodobania, u mnie są one urozmaicone i mogę dotrzeć
do każdego miejsca o każdej porze dnia, a także nocy. Nie inaczej było dzisiaj, tym bardziej, że upał zelżał i rześkim porankiem można było ruszyć przed siebie.
Życzę udanego dnia, pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz