Szukaj na tym blogu

piątek, 28 września 2018

                 Odwiedziny w starym domu...

Kiedy odwiedzam to miejsce, jestem jakby innym stworzeniem - bezsilny, bez wyrazu, bez ducha...Trudno ominąć je, nie zaglądając w jego wnętrze - miejsce, które pozostawiło ślad na całe życie. To tu zwykle kończą się moje wędrówki po Bieszczadach, są kulminacją wszystkiego, bo po pożegnaniu przyjaciół pozostaję sam na sam ze wspomnieniem najpiękniejszych chwil...Tak przy każdej nadarzającej się okazji zachodzę w progi starego domu, tego, który pozostał w najlepszych wspomnieniach, gdzie spędziłem najwspanialsze chwile życia...Dom, który jest, ale jakby go nie było - osamotniony, pusty, cichy, a wokół niego bujna przyroda, która upomniała się o swoje i ciągle mówi: "oddaj to, co nie twoje..." Tylko od czasu do czasu słychać chrobot kosy powalającej zielone trawy na posesji. Jaka przejmująca cisza...Tu, gdzie kiedyś życie tętniło, słychać było okrzyki dzieci, rżenie koni, krów ryczenie, pianie kogutów i innego drobiu odgłosy - stąpanie kurzych pazurów, kaczek i gęsi...Nic nie zostało prócz starego domu i zabudowań gospodarczych. Tylko pobliski potok wciąż płynie w rytm przemijającego czasu...Znowu usiadłem na progu domu oczami wodząc całe obejście. Niby widok ten sam, a jakże inny, znieruchomiały, taki pusty i samotny jak ja. I przywołuję stare czasy sięgając myślą daleko wstecz..."Gdy pierwsze śliwki spadną z pochyłego drzewa, o które ciągle krowy się opierały, a nasza miłość, choć kurzem dziś pokryta, to jednak przez rdzę nie ruszona, gdy licho nie śpi, bo mi ciągle wiatr w oczy, mimo tych wszystkich lat, które nas dzielą - nic się nie zmienia i nawet "mysz kościelna" już nie taka biedna. Tyle pozostało z tej dobroci, która także odeszła w zaświaty...Wiatr hula po zagrodzie, jesienne liście spadają na trawę - jeszcze moment, a je oszronią pierwsze przymrozki. I pustka taka, jak okiem sięgnąć...Tak...! Dzieci nasze, choć już dorosłe, nadal oczekują tego, co nie dane im było otrzymać od życia - Twojej obecności. Wszyscy wtedy weszliśmy z deszczu pod rynnę, niech kłopoty schowają się w nosie, a ja kichnę sobie na zdrowie i...wywołam wilka z lasu...! Czarna rozpacz opanowała moją głowę, cały umysł zastygł bez ruchu, tak jak dziś w tym całym "bałaganie," przywołuje koszmarne myśli...A mieliśmy polecieć jak sójka za morze, w przestworza, a księżyc przed snem będzie cieniutki jak rogalik, taki, jakiego widzieliśmy siedząc oboje tu właśnie na tym progu domu, wpatrując się w rozgwieżdżone nocne niebo. Bo on tylko na chwilę rozświetlił niebo bardziej, by po chwili ziewając, przykryć się chmurzastą kołderką. I nic nie pozostało z naszych gwiazd na nieboskłonie - spadł deszcz...Czy to ładnie z jego strony, że zasypia, gdy budzi się dzień...?"
                          Gdybyś tu była ze mną (z nami),
                          ciepłem uczuć byś mnie otulała
                          i aż chce się z tęsknoty wyć,
                          jak ten samotny wilk...
"Zasnąłem na progu domu, pomarzyłem, a potem... Przykucnę sobie w ciepłej myśli, by ogrzać oczy pomarańczowym cieniem słońca. Wtulę się w pejzaż mnie otaczający, w atmosferę przytulnego domu, wspomnieniem o Tobie i naszym świecie...Czuję Twój zapach i...płomień pod kuchenką, gdy skrzył się w Twoich przymkniętych powiekach. Dotykiem płonę pieszcząc ręką dłoń Twoją...I tak mi się marzy poleżeć na trawie, gdzie mrówek bez liku, tudzież padalec, a może nawet eskulap się zdarzy - wąż czarodziej...? Albo poleżeć na sianie pachnącym i poddać się słońca gorącym promieniom, albo też w deszczu rzęsistym zatańczyć, tak bez odzienia - z Tobą oczywiście... Tak mi się marzy usłyszeć skowronka, piosenkę jego na wysokim niebie, na nieboskłon "Nowiny" wpiąć się oczywiście i spojrzeć na dom nasz - na naszą dolinę...Albo dostrzec jaskółki na niebie wysoko i żab rechotanie po zapadnięciu zmroku, a ja tak bym leżał w tym głębokim sianie i kochał się z Tobą do wczesnego rana...Czy taki układ cieszy Cię jeszcze, czy zmienić coś muszę - moja Kochana? Mrok za płotem gwiazdami się mieni i jeszcze ognisko na łączce przed domem, w pobliżu strumień - wieczorna modlitwa, po kamieniach i głazach bulgotaniem pluska...Gdy cicha noc kroczy, oddam się w przytulne Twe ramiona i tak usnę w Ciebie wtulony, a wcześnie rano posłuchamy, jak słowik w swych trelach przecudnych wita tych, którzy już rozbudzeni. A siano wciąż pachnie, ognisko wciąż płonie, a Twoje ramiona tak ciepłe i czułe, nadal mnie obejmują..." 
Tak chciałbym, aby ten sen trwał jak najdłużej, abyś wróciła, choć wiem, że to nie możliwe...Bo dziś już nie wiem, czy moje marzenia nie są zamglone i te o Tobie wspomnienia...
                                            Dzień Twoich urodzin
                                                       21 września

czwartek, 13 września 2018

Tym, którzy weekend spędzą w swoim domu, dedykuję wraz z życzeniami słonecznej, jesiennej pogody i słowem pocieszenia, z melodią na ustach. Czekajcie na mnie do mojego powrotu...A tym, co ze mną wybiorą się w podróż, miłego spędzenia czasu życzę oraz pięknych wrażeń - po jesiennych Bieszczadach pochodzimy jeszcze, z kolorem uśmiechu i widoków wrażeń...

                               "Festiwal kolorów..." 

Trochę, jakbym "usiadł" w tym roku (sezonie), a słowa te najlepiej było by porównać z cyklami zwanymi "Moje podróże." To prawda, ten rok był dla mnie kiepski pod tym względem, właśnie ze względu na pilniejsze sprawy, choćby renowacji zabytkowego grobowca rodzinnego z roku 1759. Był w tak opłakanym stanie, że należało go odnowić, ku pamięci moich przodków...I jak kiedyś pisałem - zawsze swój czas liczę od jednego wyjazdu do następnego (szukajcie na blogu, a znajdziecie), a okresy przejściowe, to ten czas, w którym zbieram fundusze na kolejny wyjazd i czas przygotowania do niego. Każda bowiem podróż wymaga nie tylko zaplanowania, ale też pewnego przygotowania...Nic nie przychodzi z góry, a to, co innym wydaje się stratą pieniędzy, dla mnie jest jedyną opcją. Nie będę tu wymieniał wszystkich "za i przeciw," gdyż kiedyś zawarłem ten temat w obszerniejszym "sprawozdaniu." Trudno wiec się powtarzać. A podróże, te większe i...duże, które trwają tylko chwilę, zostają we mnie na całe życie i nikt nie jest w stanie mi ich odebrać. One rozwijają umysł człowieka, kształcą, uczą odwagi, samodzielności, potęgują refleks i orientację, radzenia sobie w trudnych sytuacjach, czasem nawet ekstremalnych, bo i takie się zdarzają. Podsycają ciekawość - co jest dalej i chociaż znasz tę ścieżkę, to zawsze znajdzie się na niej coś nowego, nieprzewidzianego, tajemniczego...Jeśli masz chęć i zapał
(pieniądze nie będą problemem). Zamiast hotelu, możesz "poserfować" po czyichś kanapach, nie dość, że za darmo, to jeszcze przygoda na całe życie...Albo pod namiotem, pod drzewkiem, w lesie lub zacisznym miejscu osłoniętym przed wiatrem i...zwierzątkami. To są cele, które pozwalają mi przetrwać, również w jesienne chlapy i mgliste dzionki, czy też...zimą. I tak to się kręci wokół mojej osi. A teraz zapraszam mówiąc wprost: "Byle do wiosny...!" Festiwal kolorów - zapraszam w Bieszczady już dziś...Właśnie wybieramy się na jesienny festiwal kolorów. Nasza grupa
wędrownicza spotyka się w Rzeszowie w dniu 18 września o godzinie 9-tej rano przed halą Widowiskowo-Sportową "Podpromie," skąd nastąpi wyjazd do Ustrzyk Górnych. Trasa przejazdu prowadzi tym razem przez Tyczyn, Błażową, Dynów, Sanok, Zagórz, Lesko, Ustrzyki Dolne, Czarną do Ustrzyk Górnych, gdzie czeka obiad. Potem udajemy się do Wetliny na zakwaterowanie w leśniczówce u Wojtka. Pobyt zaplanowany jest w dniach od 18 do 27 września i obejmuje takie miejsca, jak Terka, czy rezerwat "Moczarne."

Wszystkim życzę miłych wrażeń. Do usłyszenia po powrocie.

                                                                            
"Przywieź mi z gór kamyk, ten spod Twojej stopy,
abym dreszcz wędrówek pieszych z Tobą poczuł,
przywieź mi z gór jasny odblask słońca złoty,
abym w Twym uśmiechu wciąż zaklętym gościł.
Przywieź mi z gór wiatr mocny, rześki i natchniony,
bym wilgocią świerków czuł się napełniony,
przywieź mi też kwiat polny, ranną mgłą osnuty,
kruchy, delikatny, jak nasze pieszczoty. 
Przywieź mi z gór także nić nadziei wiotką,
niczym babie lato - cienką, ale słodką,
po niej do bram szczęścia ja się wspiąć spróbuję,
nie przywoź tylko tęsknot - 
tych nie potrzebuję.
Przywieź mi z gór siebie, a ja w Twoich oczach
pasm wszelkich widoków odnajdę przecudne,
orła mi przypomnij, władczy krzyk na zboczach,
pokaż mi przestrzeń, dal bezkresną, równą..."

Raz jeszcze życzę udanego weekendu. Pozdrawiam.

                                                               P  a  p  k  i  n



  

środa, 12 września 2018

  T r y p t y k  III - "Miasto świętego spokoju...." 

Gdzieś na tym blogu wyraziłem swoje zdanie, a właściwie wątpliwości co do tego, co pisałem w ostatnim czasie. Być może wszystko tylko tak mi się wydaje i z całą pewnością tak właśnie jest. Ale ostatnio zdarza się wiele wydarzeń, na które sam nie mam wpływu, ale muszę  w jakiś sposób reagować, często podświadomie. Co do samego pisania, to zapewne wszystkim wiadomo, że takiego bloga można pisać bez końca, zamieszczając w nim wszystko, co na język wejdzie. Mam jednak wątpliwości i to widać, czy jakiekolwiek "dzieło," niekoniecznie literackie, ale takie proste, jak mój pamiętnik, poddaje się określeniu, że jest o tym, czy o tamtym. Oczywiście - taki blog, to nie książka - bynajmniej, ale mógłby być, gdyby się okazało, że spełnia wszystkie warunki określające go jako książkę. Bo ja sam najmniej wiem o tym, co sam napisałem. Fakt - wiem może nieco o intencjach, które pchnęły mnie do pisania. A opisuję w nim "dzieje" przeciętnego faceta w kontekście pewnych doświadczeń nabytych w ciągu lat swojego życia. A było w tym życiu wiele nadziei i wielkich upadków. I może dlatego poprzez pisanie staram się pokazać swoje dzieje poprzez głębokie przemyślenia, czasem słuszne, czasem banalnie przedstawione - dzieje pokazane na swoim przykładzie, mój los na przestrzeni lat, te skromne i te "tragiczne." Powyższy tekst zmieniłem pod wpływem upływu lat w kontekście nazwy, bowiem oryginalnie widnieje określenie "pamiętnik," nie blog, a było to pisane w roku 1987...
{...} Idąc aleją...
Ta cisza przerywana gwarem ulicy
i wrzaskiem gawronów siedzących pośród drzew,
ludzi tuż obok przechodzących
i tych, co życia minął kres.
Tu wszyscy losy swe splatają
refleksją i zadumą,
nad mogiłami wszystkich tych,
co w miejscu tym spoczywają.
I chodzę aleją pośród znaków
kamiennych grobów naznaczonych,
myślę o sobie, bo też kiedyś
i mnie tak przyjdzie spocząć w ziemi....

(tu się zatrzymam, bo chciałem kiedyś emigrować w świat - nic z tego nie wyszło i pozostałem. A zwrotka ostatnia brzmiała tak, jak ją kiedyś zapisałem)...

I leżał będę hen daleko
od tych rodzinnych moich stron,
lecz sercem zawsze będę blisko,
bo serce moje jest właśnie stąd...

I dlatego właśnie dzisiaj pozostanę tu, w tym miejscu, 
by pokazać piękno życia i...upadek, bez kretesu...
Stary Cmentarz pośród miasta,
tak spokojny i tak cichy,
można usiąść i przemyśleć - 
życie oraz żywot lichy.
Ukazałem w tym Tryptyku
słowa ważne i mniej ważne,
lecz nie wszystko przekazałem tym,
co zwą się czytelnikiem.
Na tym kończę Tryptyk trzeci,
pozostały dwa w "prezencie,"
czy skorzystam z jego treści,
sam się jeszcze o tym dowiem...

Wszystkim czytelnikom życzę spokojnego i słonecznego dnia, serdecznie pozdrawiam.

                                                                         P  a  p  k  i  n


poniedziałek, 10 września 2018

                             Trochę się...użalę

 Często spotykam się ze zjawiskiem, że ktoś ocenia książkę po okładce wcześniej jej nie czytając. Kiedyś było mi to obojętne, ale już wyrosłem z tego, praktycznie od wielu lat, gdy ludzie zaczęli oceniać mnie podobnie...Ja natomiast staram się nikogo nie oceniać - nikt mnie do tego nie upoważnił. Nie do mnie to należy. Ci, którzy z byle jakiego powodu próbują mnie oceniać i to w niekonwencjonalny sposób, nie znają ani mnie, ani kogoś tam, ale jak powiadają - "swoje wiedzą," ciekawe skąd...? Bywa to irytujące. Być może właśnie stąd biorą się moje frustracje, te wszystkie "dołki," o których ostatnio zbyt głośno. Myślę też, że inni również spotykają się  z podobnymi sytuacjami. Nie, nie jest to ani szczególnie miłe, ani fajne. Przeciwnie - bywa krzywdzące zwłaszcza, jeśli ktoś ma podobny charakter do mojego i że wszystkim się przejmuje. Taka sytuacja trwa od lat, jeśli nie od zawsza, a to mnie bulwersuje. Powiem jednak tak: - przestało mi zależeć na tym, co o mnie ktoś
myśli. Krytyka jest potrzebna, zwłaszcza uzasadniona, ale nie wyssana z palca. Teraz mam takie coś, że "olewam" wszystko - dosłownie, choć na opinii mi zależy. Zależy mi na tym, co teraz, a nie to, co sądzi o mnie ktoś tam. Bo jaki jest sens przejmowania się głupotą ludzką? Żaden! Więc czy warto? A ja, cóż - mam taki charakter, nie inny i jestem raczej nie ufny co do wielkich przyjaźni, które kończą się wzajemnym, publicznym praniem brudów. Jestem raczej skryty (teraz tak), choć nie do końca, w zależności od sytuacji, nie zdradzam wszystkich swoich sekretów, bo uważam, że to moje prywatne sprawy, a o pewnych rzeczach po prostu się nie mówi. Potrzeba wiele czasu, aby się ze mną oswoić i bliżej mnie poznać (tu mają dostęp nie liczni). Mówię oczywiście o współczesnych przyjaźniach, bo tych z Internetu nie ma mowy, ja ich nie zawiązuję...Czasem tego czasu potrzeba wiele zanim się przełamię, czasem nie każdemu starcza do mnie cierpliwości - nie którzy chcą czegoś za nic...Nie staram się też na odbudowę tego, co inni zerwali ze mną. Nie wracam do starych dziejów ludzkich - Oni mnie po prostu nie potrafili uszanować, obmówili nie znając prawdy. Dla takich ludzi teraz jestem już nie miły, a czasem nawet chamski. Taka jest moja natura...Mam poczucie tego, że to "odpycha" (czasem) ode mnie ludzi. Ale jak powiedziałem - to chroni mnie przed fałszywymi "przyjaciółmi." Dzisiaj są mi Oni niepotrzebni i na pewno o ich względy zabiegał nie będę - jestem po prostu sobą! 
Miłego dnia życzę.

                                           P  a  p  k  i  n
   


piątek, 7 września 2018

                   Takie sobie na dzień dobry...

Wstałem dziś lewą nogą, albo do góry tyłkiem - już nawet nie pamiętam, ale to nie ważne. No cóż - skleroza (?)...Ale jedno jest pewne, jestem w dołku i to przed tak ważnym, jutrzejszym wyjazdem do...Kotłowa...Błaznom czasem też się humor zawiesza. Nie smakuje mi kawa, szukam kąta do zdechnięcia, ale w każdym stoją graty. Nawet nie mam się na kim "wyładować." Że mi ten dołek na mojej "nie asfaltowej" drodze życia się wykopał...? Na dodatek rano, kiedy wstałem z łóżka zajrzałem do lustra i czarna rozpacz mnie ogarnęła (ciekawe, dlaczego zaraz czarna, a nie innego koloru?). Może do jutra jakoś się z tego wykaraskam..? Tak więc teraz nie będę nikomu humoru psuł, tylko idę się fizycznie wykończyć. Poprzestawiam troszkę w pokoju i...może mi przejdzie? Może padnę na pysk i będzie mi lepiej z tego dołka wyjść...? Udanego weekendu wszystkim życzę. Bawcie się dobrze

i nie zwracajcie uwagi na mnie. Bywajcie zdrowi - 
pozdrawiam...
                                                                 P  a  p  k  i  n


                                                    

środa, 5 września 2018

                             T o t a l n i a c y...

Uważam, że w moim kraju brakuje ministerstwa propagandy. Myślę, też, że bardzo potrzebna jest też cenzura, żeby co niektórym ludziom pozamykać jadaczki. Chamstwo, chamstwo i jeszcze raz chamstwo panoszy się na każdym kroku, jak to kiedyś określił zmarły w niejasnych okolicznościach Andrzej Lepper. Czasem trzeba troszkę ponarzekać, aby dać upust naszym rozterkom, kiedy na każdym kroku widać, słychać zło panoszące się wokół...Szukając "wytchnienia," zwróciłem uwagę na to, co mnie już nawet nie dziwi, ale wręcz wkurza. Te rozwydrzone babska pod sejmem i wszędzie tam, gdzie dzieją się wydarzenia, choćby związane z uroczystościami z udziałem pana Prezydenta i kombatantami. Rudy babsztyl z KOD-u, niejaka Magdalena Klim dostała w ryj (ja bym tej małpie przylał z pięści) za darcie pyska. Wszędzie jej pełno, jeździ po całym kraju i demoluje spotkania prawicy. Stare próchno, której tylko modlić się pod piecem zostało, która sama nie wie, o co jej idzie i co oznacza słowo "K-o-n-s-t-y-t-u-c-j-a." Świat w ogóle zwariował i dotyczy to również naszego społeczeństwa. Myślę też, że jednak wszyscy wizjonerzy (czyt. "prorocy") rację mieli, że powoli zdążamy do końca dni... Zastanawiam się, czy aby sami nieświadomie  (a może świadomie?), może z nienawiści, złośliwości, gotujemy sobie ten los? Do czego zmierzamy i dlaczego tak sobie dokuczamy pod byle błahym powodem, w imię czego...? 
Wkurzają mnie te wykrzywione z nienawiści stare pyski plujące jadem, ale nie tylko to... Jak to w katolickim kraju zmienia się skala ocen. Dawno już temu, choć temat nadal aktualny, niejaka Agnieszka Celińska - jurorka w konkursie TVN-u "Mam talent," (przestań oglądać tą stację i włącz myślenie), użyła niecenzuralnych słów: - "Adrianie, powiem krótko - byłeś zajebisty!" Natomiast Elżbieta Zapendowska - nauczycielka śpiewu i jurorka w innym "wielkim" programie telewizyjnym powiedziała do Anny Muchy (Mucha nie lepsza od nich samych) - "Producenci powinni zrobić dla Ciebie show dla jakichś pojebańców, tylko żebyś nie śpiewała...!" Nie ma kabaretu, który by ze szklanego ekranu nie rzucał w publiczność gęsto "kurwami." To wszystko serwowane jest na żywo milionom telewidzów w Polsce - wszystko dla zajebistych pojebańców. Nic dziwnego, że oglądacze tych stacji, którym już mózgi wyparowały, wychodzą na ulice miast podnieceni przez pseudo polityków i redaktorów telewizyjnych i drą mordy w miejscach publicznych, olewają fekaliami pomniki upamiętniające historyczne zdarzenia naszych dziejów, lżą głowie państwa, za nic mają szacunek choćby dla ludzi zasłużonych - kombatantów... Wracając do początkowego wątku uważam, że również czas najwyższy zrobić porządek z taką Lubnauer, wszelkich Nitrasów, Schetynów i im podobnych, notorycznie obrażających głowę państwa. Nie widzę, nie słyszę nikogo, kto wreszcie przeciwstawiłby się temu procederowi. Przeciwnie - wszyscy klaszczą i...popierają tych błaznów. W tym kontekście dobrze się stało, że znalazł się wreszcie ktoś odważny i spoliczkował tą rudą, wrzeszczącą gnidę... Panie Brudziński, ministrze MSWiA - wstydź się pan swoich słów. Skoro pan i cała reszta obozu rządzącego nic nie robicie, aby ukrócić tą wrzaskliwą hołotę, to podobnych przypadków wymierzania sprawiedliwości będzie więcej - to jedyny na tę chwilę sposób. Potępienie za wymierzony policzek odważnej obywatelki mojego kraju, jest wstydem dla pana i obozu rządzącego - jest pan po prostu mięczakiem...!  Czy znajdzie się wreszcie w mojej Ojczyźnie autorytet, który zatamuje tę strugę kału płynącą z ust polityków opozycji, kodziarzy i innej maści wszawych gnid - ludzi, którzy zamiast uczyć i kształtować kulturę, również powszechną, za nasze (a może nie nasze lecz obce) pieniądze, plugawią i obrzydzają innym obywatelom wszystko dookoła?
Życzę wszystkim refleksji.
                                                                             P  a  p  k  i  n      

poniedziałek, 3 września 2018

                                  T r y p t y k  III...

Potrzebny przyjaciel, ale nie ma sklepu, gdzie można takiego znaleźć...Potrzebny przyjaciel, który będzie melodią, ale nie tylko pustym brzmieniem...Potrzebny ktoś, kto nie pozwala odejść, kto jak się na chwilę oddali, znowu powróci po długiej podróży, jak Ty...Życzę Wam miłego poranka...

Na filiżankę małej czarnej,
wszystkich dziś zapraszam - 
moich przyjaciół, bliskich,
na uśmiech przy kawie
o smaku aromatu -
to czasem lepsze
niż wiązanka kwiatów...
                            Usiądź ze mną przy stole
                            wygodnie odprężony,
                            zapomnij o świecie
                            i o wszystkich smutkach,
                            orzeźwiający napój
                            doda Ci wigoru
                            i w tym upojeniu
                            doczekasz wieczoru.
Z porcelanowej czary
wydobądź pragnienie
spokoju, zadowolenia,
tudzież uzdrowienia,
Więc usiądź przy mnie
przy stole - 
zapraszam na ganek,
ciesz się ze mną słońcem
w ten (niestety) jesienny już poranek...
                              (wrzesień 2008)

Serdecznie pozdrawiam.
                                                                  P  a  p  k  i  n