Szukaj na tym blogu

czwartek, 5 listopada 2020

 


Na dziś chwila wspomnień i refleksji, czyli... ciołkom z ulicy...

My, urodzeni w 50, 60, 70 latach - wszyscy byliśmy wychowani przez rodziców patologicznych. Na szczęście nasi rodzice nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami - my także nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz dziecięcy wiek. Wszyscy należeliśmy do osiedlowej bandy i mogliśmy bawić się na licznych budowach jakie trwały wokół nas. Mama nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola, a rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju - uznawali, że wystarczy jak zaczniemy uczyć się od zerówki. Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał, czy nie jesteśmy spoceni. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą i przeziębieniem służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy ba to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się, że zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Latem jeździliśmy rowerami ("pożyczałem stary rower od wujka") nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli - nikt się nie utopił. Dorośli nie wiedzieli do
czego służą kaski i ochraniacze - siniaki i zadrapania były zupełnie normalnym zjawiskiem. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, często nas goniła z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć - rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień dobry i nosić za nią zakupy. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia i pisać bezbłędnie - wszelkie wybryki były karane przez nauczycieli i nikt z nas nie miał o to żalu. Nikt z nas nie miał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i innych dys... Nikt nie odprowadzał nas do szkoły i nikt nie uczył bezpiecznego zachowania się na ulicy - sami dbaliśmy o własne bezpieczeństwo. Jak ktoś się skaleczył to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę z rzeki, ciepłe mleko prosto od krowy lub kozy, kranówkę, czasem syropy na alkoholu za śmietnikiem, żeby mama nie widziała. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem, a centrum zabaw był podwórkowy trzepak. Bawiliśmy się w klasy, podchody, w chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę. Skakaliśmy z balkonu na kupę piachu i gralismy w nogę, w cymbergaja i inne. W wannie lub w drewnianej bali kapało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Jedynym czasem przed telewizorem była dobranocka, na przykład "Jacek i Agatka." Nie wszyscy pokończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani...My - dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak nas należy dobrze wychować, a dziś wiemy, że wychowali nas na porządnych ludzi. Każdy, kto pamięta tamte czasy wie, jaką patologią cechuje się dzisiejsza młodzież, co widać na ulicach.

                                                           P  a  p  k  i  n
                                         (rocznik pierwszej połowy XX wieku)


5 komentarzy:

  1. Jestem późniejszym rocznikiem, choć też rocznikiem z czasów peerelowskich. Wiedza może zmienić sprawy na plus - daje szansę pracy nad sobą. A więc daje szansę na bycie ojcem nieautorytarnym, i bycie matką bez biernej agresji. Wiedza niesie dobro.

    Kolejne pokolenia są wychowane przez poprzednie i trudno nowym zrzucić brzemię, jeśli ono jest. Ale mam dużo nadziei na przyszłość, znam sporo wspaniałej młodzieży :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, nie mogę pochwalić się znajomością wspanialej młodzieży, tym bardziej jeśli mowa o najbliższych. Jedyną pociechą jest to, że akurat żyłem w czasach kiedy miałem wspaniałych nauczycieli za którymi bardzo mi tęskno. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i ten element jest bardzo dziwny, skoro wg Ciebie wychowanie było jak należy. To skąd brak wspaniałej młodzieży wśród najbliższych?

      Nauczycieli miałam różnych, nieraz komicznych, ale jestem z tych, którzy zapamiętują pozytywy. Miłego weekendu.

      Usuń
  3. No tak! Dzisiejsi 30-40 latki tego nie rozumieją, a co dopiero dzisiejsza młodzież? Dzięki za życzenia, wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd brak wspaniałej młodzieży wśród najbliższych, skoro to my byliśmy dla nich tym świetlanym wzorem? Pytanie pozostaje otwarte.

      Usuń