Jestem z miasta...
Jak się nie ma co robić, to nawet głupoty po głowie się plątają....Przyzwyczajam się do ponownego bycia w...mieście, pośród ludzi. Jest fajnie, choć może mogło być lepiej. Ale tu sie nic nie zmienia, chyba, że pora roku i aura. Mam też na myśli to, co słyszę choćby w radio, że jest to region z mniejszym niż gdziekolwiek zaszczepieniem sie ludzkiej popularności....Jestem w pełni zaszczepiony, co nie znaczy, że także mogę paśc ofiarą pandemii, choć może łagodniej to przejdę....Ale póki co, czuję sie bezpieczniejszy - tak mi się wydaje - tam w Bieszczadach....Skoro jednak znalazłem się w tym miejscu, to trzeba jakoś żyć. Dlatego powiem tak:
Chodzę sobie i śpiewam i wszystko olewam. Zostawiam na boku swoje smutki, nie martwię się o to, że chodzę piechotą i mruczę pod nosem nutki. Jestem facet bez brzucha, jak kufel bez ucha, więc kroczę śmiało przed siebie, bo czuję sie wolnym, wesołym, swawolnym i jest mi jak w siódmym niebie. Ktoś powie - zwariował, to brzuchomówca, coś bredzi pod nosem i basta, a ja takiemu odpowiem śmiejąc się z niego - idę piechotą do....miasta!
Pogodnego tygodnia życzę. Pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz