Maj na szlaku...
Szedłem sobie ścieżką, która nie była usłana różami. Na każdym kroku potykałem się o kamień leżący na wyboistym "szlaku," który przemierzałem. Pogoda taka sobie, ani za ciepło, ani też specjalnie zimno - takie sobie majowe dni na bezludziu. Gęsta ściana lasu, czasem pusta przestrzeń i falująca miejscami niezbyt wyrośnięta jeszcze trawa. Otchłań - wszędzie pustka i cisza - dwa światy, jakże różniące się od siebie, oddzielone linią horyzontu lasów i połonin. Niby niedostępne, a jednak zawsze mające ujście w jakiejś 'przełęczy " pozwalającej iść dalej....A później było już gwarnie, czasem okrzyki i te gondole fruwające nad głowami gawiedzi. Grill i ognisko i...namiot, w którym spędziłem trzy noce otulony wielbłądzim kocem. Moja majówka gdzieś na szlaku i grill z aromatem zapachów wolności.
Ciekaw jestem, jak spędzili majówkę moi rozmówcy?
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz