Szukaj na tym blogu

wtorek, 19 listopada 2019

                           Degradacja wartości...

Pustka, która ogarnia mój umysł w ostatnich dniach, nie pozwala na wymyślenie odpowiedniego tematu, który byłby "przyjazny" dla tych, którzy mnie czytają. Taki wniosek nasuwa mi się kiedy widzę, co jest przychylne "opinii," czy też nie - widać to po ilości odwiedzinach bloga. Błądząc myślami, "zatrzymałem" się na zdarzeniu w Koninie, gdzie pan policjant z zimną krwią zastrzelił uciekającego, rzekomego dealera narkotykowego (?) Czy jednak dealera? Nie mnie osądzać i nie to akurat jest tematem. Ogólnie więc zajmę się problemem występującym w naszym codziennym życiu i tym "zderzeniem" się z rzeczywistością. Wydarzenie w Koninie jest w tym przypadku finałem tego zła, ale...w dobie degeneracji pokolenia XXI wiek, temat nadal aktualny. Żyjemy w czasach wolnościowych. Zachłysnęliśmy się tą wolnością i wydaje się nam, że wolno wszystko. Otóż nie! Osobiście trudno mi się odnaleźć w tej rzeczywistości, jakże błędnej i utopijnej, bo za chwilę okazać się może, że "obudzimy" się z głową w nocniku...! Zacznę od siebie... Jakby ktoś nie wierzył, też byłem kiedyś młody i "sikałem" do góry, na chleb mówiłem "beb," a na księdza - "Zorro." Chodziłem po owoce do sąsiednich ogrodów, spinałem się po drzewach, robiłem różne zbytki, zaglądałem pod kiecki dziewczynom, bawiłem się z nimi w różne śmieszne zabawy...Moi koledzy wcale nie byli lepsi. Jeden po cichu obciął koleżance warkocz żyletką na lekcji  przyrody, inny podłożył fizyczce pod krzesło (na siedzeniu) pinezkę, a jeszcze inny wjechał rowerem do szkolnej szatni. W klasie mieliśmy jednego "złodzieja," który miał nad sobą kuratora. W szkole zdarzały się bójki, ale to wszystko nie przybierało form, jakie dziś obserwuje się w szkołach i poza nią. Mimo tych wszystkich mankamentów natury wychowawczej, w szkołach było normalnie. Czymś nie do pomyślenia był papieros czy...alkohol, a uczniowie nie bali się budząc rano, że muszą znowu iść do szkoły. W wolnych chwilach, po lekcjach bawiliśmy się na podwórkach, na trzepakach, które zawsze były centralnym punktem naszych zainteresowań. Tak było, a dziś...?
Dzisiaj w szkołach grasują gangi, wymuszenia i pobicia są standardem dnia codziennego, a młodociani dealerzy narkotyków, są plagą wielu szkół. Używki, kiedyś nieistniejące, nagrywania przemocy na telefony, zamieszczanie zdjęć z dziewczęcych toalet w Internecie, czy też sfingowanych gwałtów, są zjawiskiem coraz częstszym. Narkotyki, chwalenie się własną głupotą, eskalacją siły i to stwierdzenie: "nic mi nie zrobisz, chroni mnie ustawa." to powszechny element stosowany przez osiłków, którym się wydaje, że nie wolno go tknąć nawet palcem. Pobicia i zastraszanie nauczycieli tak często dziś spotykane, kiedyś nie miały miejsca. Nauczyciel był autorytetem, dziś często jest wrogiem instytucjonalnym reprezentujący jakiś dziwne mniemanie o "wyższości kasty pedagogicznej..."  Tak wiele osób broni dzisiejszą młodzież, że nie jest ona gorsza niż ta naście, czy dziesiąt lat temu. Gówno prawda! Jest gorsza pod wieloma względami, choć nie mówimy tu o wszystkich. Jest to jakaś ich część, co widać na każdym kroku. Widać to po aktach wandalizmu, po uchlanych małolatach, palących papierosy pod szkołami i zero reakcji pedagogów, policji, straży miejskiej - ich tam po prostu nie ma, bo nie ma problemu (?) Nie wspomnę o oplutych chodnikach i to do tego stopnia, że przejść jest trudno nie mówiąc o obrzydzeniu. Przekleństwa i burdy w biały dzień. Rozwydrzone dziewczyny - dziwki, bo inaczej trudno wytłumaczyć ich zachowania rzucające "mięsem" co pół słowa (panowie nie są lepsi), macający krocza osiłków, jakby to było coś normalnego. Po prostu rzygać się chce na widok takich scen...Tą degenerację widać na każdym kroku, a patologia rodziny zaczęła poszerzać swój zasięg pojęciowy. Coraz częściej spotyka się rodziny, które przy powierzchownym poznaniu, wydają się być normalne, a zagłębiając się w relacje w nich panujące okazuje się, że to patologia przez duże "P." Skąd to się bierze? Myślę, że z kryzysu rodziny i olbrzymiego kryzysu świata wartości i autorytetu (nie tylko u nas w Polsce). Dziś wartością nadrzędną dla młodych staje się kasa (pieniądz) i status materialny, a nie wiedza i umiejętności. Nauczyciel przestał być autorytetem, coraz częściej przestają być nim również rodzice. Z niepokojem obserwuję swojego wnuka i to co dzieje się z jego zachowaniem (skutki bezstresowego wychowania). Kryzys wzorców sięga do najgłębszych pokładów świadomości dzieciaków. O ile Jan Paweł II dla niektórych może być wzorcem, to kto jest dla tych, dla których Kościół jest przeżytkiem? Politycy szmacą się publicznie, przestępcy żyją bezkarnie, inni z profitów jakie przynosi nierząd i narkotyki, nauczyciele boją się być konsekwentni, aby nikt im samochodu nie spalił, a rodzice w pogoni za pracą, sukcesem i...pieniędzmi są nieświadomi, co dzieje się z ich dziećmi. Dziś wzorcami (jeśli w ogóle są) stają się różni celebryci: aktorzy, piosenkarze i im podobni, których życie i postępowanie bardzo często nie są żadnym wzorcem do naśladowania lub "bohaterowie" gier komputerowych, magii, przemocy itp... Świat wzorców i autorytetów leży na dnie przykryty warstwą multimedialnego mułu. Czasem zastanawiam się, dokąd prowadzi ta droga?  Często wyrażam swój protest, za co jestem karcony, wyzywany, poniżany i co gorsze - przez najbliższych. Według mnie, droga ta prowadzi  donikąd, w ślepą uliczkę, z której wyjściem jest samobójstwo, łatwy zysk, w narkotyki, czy zdobywanie "przyjaciół" przez puszczanie się na lewo i prawo. W środkach przekazu czasem bije się na alarm, ale alarm przy okazji kolejnego pobicia, kolejnego gwałtu, samobójstwa, czy zabójstwa, tego podobnego jak w Koninie. Zastanowić może tylko, gdzie podziała się instytucja szkoły i rodziny? Instytucje, które kiedyś potrafiły sobie radzić z problemami egzystencjalnymi swoich wychowanków. Czy świat już tak wybiegł do przodu, że nikt nie potrafi tego opanować? Aż boję się pomyśleć  co będzie dalej i kiedy ten mój wnuczek mający w tej chwili dziewięć lat zacznie sprawiać podobne problemy, choć już od nich nie odbiega. Boję się, że kiedyś z tego (czasem) roześmianego lecz buntowniczego człowieczka, wyrośnie coś na wzór tych rozwydrzonych osiłków. Gdyby tak miało być, wolał bym tego nie doczekać. Przyszłość podobno jest w rękach młodych, a co, gdy nie mają Oni przyszłości...?
Pozdrawiam życząc udanego tygodnia i...refleksji.
Dobranoc.
                                                         P  a  p  k  i  n

                                                           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz