L e g e n d a...
Był tak skromny, aż do przesady...Nigdy się nie afiszował, nie lubił uwieczniać się na zdjęciach, zawsze cichy i spokojny usuwając się poza zasięg wzroku...choć czasem akcentował swoją obecność. Gdy był niezadowolony - bywał porywczy, w zależności od sytuacji...czasem niezrozumiale cichy...Obrywało mu się najwięcej - nasza Mama nie przebierała w środkach przymusu - to On był zawsze pierwszy do...klapsów. Pierwsza miłość i...ciężkie pobicie do nieprzytomności przez zbzikowanego ojca dziewczyny. Małżeństwo, dziwna śmierć dwojga synków (umierali zawsze chłopcy) i wreszcie córka...Zawsze miał pod górkę...nawet w chwili odejścia. "Nieodpowiedni" jak widać był czas - okres przed i świąteczny i moim zdaniem - "pohańbienie" umęczonego chorobą człowieka...Czas szybko mija - to już miesiąc minął od Jego odejścia...i ten utwór: "Don`t Give Up," który nucił, trudny dla Niego i dla mnie także. Nawet się kiedyś śmiałem mówiąc: "coś Ci to niewychodzi..." Jest mi trudno uwierzyć, że brata już nie ma...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz