Z wizytą u...lisa...
Wybrałem się (wreszcie) na dłuższy spacer w miejsce, które uznałem - wolne będzie nie tylko od ludzi. I rzeczywiście - nie było nikogo prócz mnie i...Tak w ogóle jest to miejsce dość odosobnione, choć stosunkowo nie aż tak daleko od ludzi tu zamieszkujących. Ci natomiast siedzą w domach, a tylko wiatr hula po okolicy...Śpiew ptaków i cały czas odzywająca się kukułka. Spłoszone sarny biegnące polem czymś spłoszone i nie mną, bo odległość między nami była dość spora. Kicające zające - jeden taki dosłownie umknął mi spod nóg. Ciekawe i frapujące zjawiska, których w mieście się nie dojrzy...I ten lisek, który w pewnym momencie człapał pośród zeschłej trawy z nosem przykutym do ziemi coś węsząc...Usiadłem wcześniej na okazałej kępie trawy sprawdzając, czy aby czasem nie jest to mrowisko - był by niezły pasztet...Siedziałem tak chwilę dialektyzując się świeżym powietrzem, lekkim wiaterkiem i słonkiem, które raz po raz wychylało się z poza chmur. Nie padało i to było największym darem, jaki mogłem sobie wymarzyć. Było miło i atrakcyjnie, mogłem po dłuższej przerwie znaleźć się na łonie natury, w miejscu oddalonym od ludzi i tej zarazy...Przyczłapał lisek początkowo mnie nie zauważając i tak zapewne było by gdybym nie sięgnął po aparat. Błąd popełniony ta czynnością zniweczył piękny widok zwierzęcia na tle dzikiej roślinności. Jeden szus i było po lisie. A szkoda - była by fajna pamiątka z wiosennej wyprawy poza dom. Bo sama majówka była krótka w dodatku w sam weekend. Nie mniej lepsze to niż siedzenie w domu. Pozdrawiam życząc dobrego samopoczucia. Niech sie ten maj wszystkim jakoś święci.P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz