Szukaj na tym blogu

środa, 30 stycznia 2019

                                 Zamiast tytułu...

Przyznaję...Ostatnie dni (mówię o całości stycznia) - pechowo się rozpoczęły obfitując w zaskakujące, a nawet tragiczne chwile. Były na tyle niekorzystne dla mnie (dla innych pewnie też), że trudno było się odnieść do poszczególnych zdarzeń. Przez to milczeniem pominąłem inne ważne rocznice i daty. A przecież już wtedy miałem gotowe notki i artykuliki związane z tymi  rocznicami, które przyćmione zostały "masakrą" w Gdańsku. Do nich wrócę w najbliższym czasie i choć nieco spóźnione, satysfakcję mieć będę, że wreszcie  je uwidoczniłem. Jest to sprawa kolejnych rocznic Rzezi Wołyńskiej, o której we wcześniejszych notkach pisałem (otrzymałem bowiem aktualną informację, o której nic nie wiadomo było do tej pory) czyli rodziny mojego Ojca, która zginęła na kresach Wschodnich w latach 1943-1944. Jest też inna rocznica przypadająca akurat w dniu 13 stycznia, a dotycząca historii najsłynniejszego w dziejach Stanów Zjednoczonych stróża prawa - Wyatt`a  Earpa. Postać, z którą zetknąłem się w czasie pobytu w Arizonie (relacja z roku 2016). Są też inne związane z biografią - są bowiem osoby zainteresowane ta formą publikacji...Ale są także takie tematy, do których zabrać się nie mogę z wielu powodów, najczęściej z...lenistwa (?) Fajnie sobie tak coś czasem napisać, choć zmusić się do tego nie mogę, a czasami długie godziny ślęczenia nad przysłowiową kartką papieru, bezowocne okazać się mogą...Tak więc, gdy słowa same wylatują warto je uwiecznić - przecież tak bardzo lubimy podziwiać owoce swojej pracy, tudzież aktywności, z pracą nie wiele wspólnego mające. Jak wspomniałem, czasem przystopuję z pisaniem nie tylko z lenistwa, ale też z braku weny, czując się wypalonym. Potrzebuję mieszalnych, a nawet nie mieszalnych, ale dostrzegalnych efektów swojej aktywności, z której nie zawsze mogę być zadowolony - ciągle bowiem mi się wydaje, że osoby mnie czytające nie są zadowolone i nie lubią wszystkich tematów, które podejmuję. Jak to rozpoznaję? Po aktywności statystyk i od dłuższego czasu brakiem komentarzy, polemiki ze mną...Denerwuję się brakiem efektów mojej "pracy," tudzież charakteryzuję się nad wyraz dużą ulotnością lub krótkotrwałością śladu jaki (nie) zapisuje się na linii czasu. Bo nawet ględząc o niczym , czas miło spędzić można, a może zwłaszcza, gdy o niczym szczególnym ględzimy, omijając szerokim łukiem tematy konkretne trudem i ciężarem naznaczone - czerpiemy z takiego czasu przyjemność. 
Myślenie wcale nie jest takie piękne, jak go malują. Jego nadmiar nie przynosi niczego dobrego. Spotykam się z tym zjawiskiem, chociażby ostatnio - ono wcale nie ma "przyszłości" lub ów przyszłość zgorzknieniem, frustracją i smutkiem jest naznaczona. Ludzie szczęśliwi nie myślą, lub przynajmniej nie myślą zbyt wiele tylko spijają nektar szczęścia nie bacząc na problemów cierniste krzewy. Po co myśleć doszukując się wad, gdy szczęścia doświadczamy...?  Zawarłem tu kilka wątków, których wcześniej nie planowałem, a które jakoś same się nasunęły. Zapewne to efekt tego "spóźnienia" się z materiałem wcześniej przygotowanym, a który oczekuje w zakamarkach mojej głowy. Przemieszanie bowiem  mrocznej krainy przeszłości, jaką jest wspomniana choćby Rzeź Wołyńska, na którą tak wiele razy się powołuję, nawet teraz odbiera mi radość dnia codziennego, mogącego się dziać "tu i teraz," a przy tym nic nie zmienia w mojej mentalności. I chociaż to już było, ale zawsze wraca i tak pozostanie. Dzisiaj zatrzaskuję drzwi za sobą, choć nadal myślę, odczuwam i czuję, doświadczam,
a co ważne - napawam się życiem, gdyż ono toczy się dalej i dziejącym się w tym konkretnym momencie. Tak więc pewnym jest tylko to, co "tu i teraz." Co do pisania - spokojnie, zawsze coś wstawię. Wszystkich serdecznie pozdrawiam.

                                                                                                             P   a   p   k   i   n

poniedziałek, 28 stycznia 2019

           Dzisiaj zamiast notki - wierszyk...
Stary z przed wielu lat, który wtedy coś tam odzwierciedlał, czyli ówczesną atmosferę. Dzisiaj troszkę zapomniany, choć pewien niesmak pozostał. Wierszyk pisany w świetle blasku księżyca, choć nawet już nie wiem, czy tamtejszej nocy był na niebie...? I tak mi się przyśnił jakiś koszmar w nocy, bo gdy rano z trudem otworzyłem oczy, wiodłem dookoła po ścianie niemocy, jak na karuzeli...i tak bez śniadania dotrwałem do południa po nieprzespanej nocy...Ale u mnie zwyczajowo to normalka, te słowa, te wierszyki powstałe z niczego, a skoro są niech będą, nie będę żałował - zrobię sobie drzemkę poobiednią...A teraz posłuchajcie i oceńcie sami, co się "narodziło" przed laty na niebie z gwiazdami, dzień nastał, śnieg za oknem, zima się panoszy, a ja boleję po nieprzespanej nocy...


                          Strofy na luzie Papkina

                                 
Ta "szarańcza" - 
miliony owadzich zastępów panowała nad górną połacią
wszechświata,
jak zaćmienie przykryła jasny blask promieni
w ten pogodny poranek - 
to dziś "koniec świata."
Mrowia skrzydlatych nadlatują hordy,
szum skrzydeł niczym husaryja pędzi,
ponura, ciemna chmura mnie dopada
i w tym momencie, aż mnie w zadku swędzi...
Otwieram oczy, patrzę z osłupieniem
na cyfry zegara skierowane w sufit,
sen to był, czy koszmarna mara,
do chwili obecnej strach ma wielkie oczy.
Coś ze mną jest nie tak,
za dużo koszmarów
moją biedną głowę nawiedzają nocą,
czy to efekt przeżyć, które dzień mi niesie,
czy może wyobraźnia lub pomroczność nocy...?
Zastępy "wojska" tłumnie maszerują,
gdzieś w nieskończoną krainę niebytu,
targają moją obolałą głowę,
rzucając na pastwę śmierdzącego losu.
Jak więc się wyrwać z tej czarnej pożogi,
która zalewa wszystkie moje myśli,
próbując uciec - zajmuję się innym,
pewnie tej nocy znowu mi się przyśnią...
I co wtedy zrobię, kiedy chmara świerszczy
przyleci znowu, by pożreć mnie żywcem - 
czy mam do łóżka położyć się znowu,
czy wegetować i oszukać myśli?
Jak ma się nie czepiać taka nocna zmora,
mojej biednej głowy zaszczutej "przekleństwem."
skoro na garnuszku i na łasce obcej,
jak pies na łańcuchu zależny jestem...?
Usiądę na krześle cały obolały,
tkwiąc tu jak kołek przez noc aż do rana,
śniadania nie będzie, ale zjem obiadek
ten, który kupię - u MacDonald pana.
Lepsze to sztuczne, niż podane z łaski
trzęsącą się ręką w myślach powiedziane: - 
"masz stary capie, nażryj się lub udław" - 
a sama z szyderczym śmiechem
siądzie na kanapie.
Włączy zyzola i gapić się będzie
w niebieski ekran płynącej głupoty,
a ja za drzwiami myśli będę plątał
i łzy wylewał na ten dzionek szary...

                                              (8 stycznia 1998 r.)

Wszystkim życzę udanego dnia.

                                                               P  a  p  k  i  n











  

piątek, 25 stycznia 2019

W nadchodzący weekend życzę wszystkim spokoju i dobrego wypoczynku. Serdecznie pozdrawiam.

                                               P  a  p  k  i  n

środa, 23 stycznia 2019

Mała refleksja na początek, choć mogła być pośrodku lub na końcu. Ma coś wspólnego lub nie, ale jest na czasie, nie tylko w związku z dzisiejszym tematem, choć z tym ogólnym tym bardziej. Nie chcę utożsamiać się z..."samobójcą," - nie tędy droga i zbyt błaha, aby zaraz targnąć się na swoje życie. Samobójstwem nazwał bym raczej postępowaniem wbrew czyjejś woli i przeciw komuś, a w tym przypadku włosów z głowy wyrywał nie będę. W tej kwestii nie jestem sam lecz w gronie ludzi mi przychylnych - niesmak jednak pozostaje...Poczułem się jak głośny sześcian z papieru na sklepowej wystawie, który zwraca uwagę wszystkich ludzi, a niektórzy patrzą nawet z zazdrością...Myślę, że wszystkim nam potrzeba determinacji i wyciszenia, bo inaczej sami się zatracimy. I to wszystko dzieje się akurat teraz, w tym okropnym czasie, kiedy rozluźniła się dyscyplina i swawola rozpętanej nienawiści. "Wszyscy jesteśmy źli na siebie - wiadomo to od wielu lat. Wszyscy brutalni niepotrzebnie, gdy tylko ktoś pozwoli nam...Lecz wściekłość bierze mnie okropna i niesłychana całkiem złość, nie - kiedy człowiek czyni podłość - lecz kiedy musi przełknąć "coś..." Tym małym wprowadzeniem o ogólnym pojęciu - teraz mogę się "wyżalić..."
Zauważyłem, że jak przychodzi co do czego, to moje zdanie się mało liczy...Tak - zauważam to od wczesnego ubiegłorocznego lata...."Pracuję i zachowuję się jak głupi byczek" - takie słowa już do mnie docierały wcześniej. Dusiłem i tłumiłem w sobie, choć nie przychodziło łatwo...albo "chodzę na czyimś pasku," ciekawe na czyim? "Życie jest wspaniałe zwłaszcza tu od momentu zmian, jakie nastąpiły po Wielkanocy 2017 roku. Jak powiedziałem kiedyś, a nie wycofuję się z tych słów - to miejsce jest dla mnie domem, pracą - tutaj czuję się naprawdę jak u siebie - dobrze i bezpiecznie. To miejsce stało się przyjazne i przyciągające..." Gdybym był tu kimś o znanym nazwisku lub licho wie, kim jeszcze, wszyscy stawiali by mi drinka lub chociaż próbowali "nosić na rękach." Ja czegoś takiego nie wymagam, ba - nawet o czymś takim nie pomyślałem. Dlaczego więc wkłada mi się w usta coś, czego one nie wypowiedziały, a przy okazji próbuje się pomawiać plecąc bzdury, w dodatku poza moimi placami...? Nie zauważyłem, aby ktokolwiek mizdrzył się do mnie i kombinował, "co opowiedzieć dzieciom i...nieobecnym?" Prawda - w swoim "osądzie," choć nikt mnie do tego nie upoważnił, będę rygorystyczny. Bo od kiedy nadeptano mi na odcisk, trudno milczeć. Ale skoro jestem tu tylko "szeryfem" czyli robociarzem, "wyżerającym" z tej ciężkiej ziemi wszystko to, co ona kryje, czyli pot i zmęczenie - jestem jak zaraza...To nabrzmiewało, było widoczne mimo kamuflażu. Nie jestem psychologiem, ale posiadam ten dar uzyskiwania informacji o drugim człowieku z jego zachowania, choćby najbardziej ukrywanego, z gestów, mimiki, ruchów ciała. Nikt nic nie musi mówić - zaraz wiem z kim mam do czynienia. Tu było podobnie - wiedziałem, że bańka zazdrości nadyma się i przyjdzie moment, kiedy pęknie, nie wiedziałem tylko, kiedy to nastąpi. I nie chodzi tu o "dar" spostrzegawczości....I stało się to co przewidywałem. Najboleśniejsze jednak miało nastąpić. Szkoda tylko, że ten incydent pomieszał szyki nie tylko mnie, ale nam wszystkim, całej naszej społeczności i...zawrócił jakby do tego, co wcześniej postanowiliśmy zamknąć raz na zawsze...Potrzebowano" mnie, aby później "znienawidzić," czy to jest urok tej roboty? Przecież wszystko co robię jest dziełem nas wszystkich, skoro inni z tego korzystają, ja również, a praca dla wszystkich daje mi satysfakcję, więc o co tu chodzi z tą zazdrością?  Plotki, kłamstwa, szukanie dziury w całym - odwieczny problem nie tylko tutejszej społeczności - pytanie, czy u nas też tak być musi? Ale też byłem świadomy, że któregoś dnia przyjdzie mi stawić czoła temu stanowi. Nie mam też na czole wypisane, kim jestem, czy że jestem kimś - to jakiś absurd! Zauważyłem te zmiany w mentalności tym bardziej, że "obcowałem" w wielu czynnościach z daną osobą, co inni określali - "dobrymi stosunkami." Fakt - również chciałbym, aby tak było. Niestety - zazdrość, bo w tym widzę zagrożenie, była silniejsza, a ja pytam z jakiego powodu? Rozważałem kilka wątków, ale tylko jeden wydaje się uzasadniony - ta zazdrość podyktowana jest jakby "dominacją" i chęcią bycia kimś bardziej znaczącym - taka sobie rywalizacja prowadząca donikąd. Nie wiem, może zaskarbieniu sobie pewnego względu u "wyższego stopnia wcielenia?"  (tu celowo nie określam tego kogoś ze względu na szacunek), co traktuję jako paranoję. Nie zauważyłem też do tej pory jakiejś rywalizacji innych osób. Ale jest coś gorszego, czego się obawiam - "jeśli uznanie i "błogosławieństwo" przez to stanie się rywalizacją pomiędzy uczuciami i...pieniądzem, będzie to największą klęską doprowadzającą do eliminacji naszej wspólnoty. To, co narastało zauważałem od dłuższego czasu. Kryłem się przed tym zachowując swój niepokój w swoim wnętrzu. Nie sądziłem jednak, że zachowanie, o którym mówię, stanie się tak zaborcze, a które psuje krew nam wszystkim....Nie zamierzam "zasilać swojego portfela" czymś, co mnie brzydzi, czyli zazdrością - ta cząstka ludzkiego charakteru jest mi obca - to nie są moje wartości. Mam obowiązek dbać o swoich przyjaciół naszej małej , ale jakże wspaniałej wspólnoty. Wyłamanie się jednostki bruździ nam, choć nie powinno stanowić większego problemu. Musimy się zespolić, aby na przyszłość uniknąć podobnych przypadków. Co do mnie - staram się zagłuszać w sobie ten "dar" przewidywania, bo czasem mnie to męczy, a wiedzieć czy zauważać zbyt wiele, nie jest mi na rękę, nie chcę w ten sposób uchodzić za "wizjonera." Bo jakbyśmy nie mieli innych kłopotów tylko zajmowaniem się ludzką naturą... I chyba tego należy życzyć sobie i nam wszystkim...

                                                                  P  a  p  k  i  n
            

niedziela, 20 stycznia 2019

Zastanawiałem się, w jaki sposób i czym rozpocząć nowy tydzień, po tej "pustce" i "euforycznym" jazgocie, który przeżywaliśmy. Czym można byłoby zająć się po tym wszystkim? Mam taką pustkę w głowie, że sam siebie nie rozumiem, tak mam wszystko skołowane. Gdyby był to koniec lutego, można by wnioskować, że do wiosny już blisko i za lada chwilę pojawią się na łąkach stokrotki...Wiem, że w chwili obecnej jest to marzenie "ściętej głowy," choć tak, czy inaczej, bliżej jest niż dalej. Jednak pomarzyć zawsze można. Można też włączyć sobie jakiś film obrazujący piękne widoki błękitnego oceanu z pochylonymi nad plażą palmami i nas samych w takim uroczym miejscu. Dla jednych to realne, dla takich jak ja marzenie na wyrost - mnie na taki luksus nie stać, dlatego musi mi wystarczyć zdjęcie lub widok przy zamkniętych powiekach. To na co stać mnie w chwili obecnej, to na poruszanie palcami w butach. Nawet Bieszczady, do których chętnie zawsze wracam, leżą pod grubą warstwą śniegu, a moje szlaki po których się poruszam, są całkowicie niedostępne. 
Najpewniejsze pozostają marzenia i przy nich zostaję. Teraz próbuję oderwać się od tej okropnej codzienności, którą zafundował nam ostatni tydzień, przejść do normalności i...oczekiwać na wiosnę - może tego roku nadejdzie znacznie wcześniej niż zwykle?  
Wszystkim dobrego i pomyślnego tygodnia życzę.
Pozdrawiam.
                                                           P  a  p  k  i  n 

czwartek, 17 stycznia 2019

                            W cieniu tragedii...

Tydzień, który niesie tragizm, wzbudza kontrowersje, a wsłuchując się w przeróżne opinie, w tym ludzi znających się na rzeczy, można odnieść wrażenie, że żyjemy w jakimś przedziwnym świecie. Dla wielu osób, w tym dla mnie, pan Prezydent Gdańska nie był z mojej bajki, a dzisiaj nikt nie odważy się wydać jakiejkolwiek opinii, gdyż na to przyjdzie czas. Ale był to człowiek i każda ręka podniesiona na drugiego człowieka jest zbrodnią, a w tym przypadku wyjątkową zbrodnią dokonaną przez szaleńca (?) w świetle fleszy, jazgotu muzyki, fajerwerków, przekrzykiwaniu się na scenie, ogólnej zawieruchy dzikiej euforii. To co się stało nosi miano nie tylko szaleństwa mając na myśli szaleńczą głupotę euforii samej WOŚP i zdziczałego krzyku (można by w tym miejscu użyć nawet słów dosadniejszych). W tym zamieszaniu stracono całkowite panowanie nad sytuacją, co było doskonałą okazją do działania mordercy. Daleki jestem od oceny, czy też osądu zaistniałej sytuacji, nie moją jest rolą, nikt mnie nie upoważnił, nie mam do tego prawa. Nie mniej to, co budzi moje wątpliwości, a nawet złość, to decyzje podjęte w związku z tym barbarzyńskim zdarzeniem. Nie rozumiem ogólno narodowej żałoby, ale nie mnie to rozważać. To samo dotyczy wszystkich krzykaczy opluwających każdego, kto ma inne zdanie, obwiniających rząd, czy pojedynczych ludzi. Znane są fakty zachowań tychże po katastrofie smoleńskiej, po zabójstwie Marka Rosiaka i innych wydarzeń publicznych. Skoro mówią o fali nienawiści, to własnie wszyscy Ci krzykacze winni pierwsi uderzyć się we własne sumienia. Dziś nie pora na jakieś wnioski - tym niech zajmą się prawdziwi eksperci, ale nikomu nie wolno pleść głupstw, które tylko podsycają emocje, a które mogą doprowadzać do dalszych konsekwencji. Zginął człowiek brutalnie zamordowany. Należy oddać hołd w milczeniu, bo jakim Go zapamiętamy, zależeć będzie od nas samych. Wyrażam nadzieję, że dobry Bóg da mu życie wieczne w Niebieskiej Ojczyźnie.

                                                                        P  a  p  k  i  n
  

poniedziałek, 14 stycznia 2019

                         Myśli niedokończone...

Ostatnio zastanawiałem się, dlaczego w pośród tylu nieszczęść, wciąż chodzę po tym świecie...? Już wiem dlaczego...To nic wielkiego, po prostu szczęście..! A wiecie - dlaczego to nic wielkiego..? Bo to nie ważne, czy żyję, czy nie! Każdego dnia spoglądam w twarz śmierci, żyję tym stanem świadomości w dzień, czy też z wieczora kładąc się do łóżka, przekonuję się, że nie jest taka straszna...Tajemnicą śmierci jest to, że niektórym będzie lepiej po tamtej stronie. Mnie na pewno gorzej tam nie będzie, bo to właściwe miejsce dla mnie (?) Bo mnie na tym świecie nie jest dobrze - już nie jest. Za dużo płaczu, łez, niepokoju i wszelakich nieszczęść, które widuję, różnych draśnięć i niegodziwości ludzkiej. W ostatnim czasie uczyniono nawet sąd nade mną, choć nikogo do tego nie upoważniłem. Ale tu nie o mnie chodzi, takiego delikatnego pyłka, który można zdmuchnąć...Dlaczego o tym mówię? Bo w świetle ostatniego zdarzenia, które mnie dotknęło, zastanawiam się nad dalszym sensem egzystencji w tej przestrzeni. Mniejsza o to, co mam na myśli. Jedno jest pewne - będę nadal tym, kim jestem, czyli sobą...!  A ja tęsknię za tymi, których już nie ma, bo z nimi znajdywałem wspólny język - to byli inni ludzie niż dzisiejsi...Czy jest coś, co zwalnia mnie od zobowiązań mówiąc o czasie teraźniejszym? Nie! Bo nie ma żadnych takich, liczy się tylko to, co się robi, bez względu na okoliczności...Jedyne co pozostaje z tej myśli, to zdolność wytrwania w postanowieniu, choć to akurat może się okazać trudne...
Miłego tygodnia. Pozdrawiam.

                                                                      P  a  p  k  i  n
     

piątek, 11 stycznia 2019

W i t a m... Czy wszyscy tęsknią już za wiosną? Pewnie tak! Ale cóż - troszkę czasu jeszcze pozostało. Mamy jednak już z górki, jak mi to ktoś nie tak dawno podpowiedział, bo zapewne sam bym na to nie wpadł. Póki co, musimy zadowolić się...weekendem. Życzę więc udanego, bo podobno ma się ocieplać - jak jednak będzie - zobaczymy. A więc miłego i ciepłego weekendu życzę, jak również pozdrawiam życząc zdrowia.

                              P  a  p  k  i  n


wtorek, 8 stycznia 2019

Dopadło mnie jakieś choróbsko i "zrujnowało" moje życie. Kicham i smarkam, boli mnie głowa, nawet swobodnie oddychać nie mogę. Odpuszczam sobie na kilka dni kontakt, bo nie wyrabiam. Dzisiaj cały dzień postanowiłem leżeć w łóżku - nie ma innej rady. A póki co kilka migawek z zimy w mieście. Zdrowia życzę...

                            Choinka w Rynku jeszcze stoi..
                            W Galerii jeszcze świątecznie...
                                      Fragment "Paniagi"
                              "Paniaga" w drugą stronę...
                         Tadziu Nalepa w okowach śniegu...
Pozdrawiam,
                                               P  a  p  k  i  n

niedziela, 6 stycznia 2019

Święto Trzech Króli, czyli definitywny koniec okresu Bożonarodzeniowo-Noworocznego...

Wszystko wskazuje na to, że czas przedświątecznych i...świątecznych gonitw mamy za sobą. Teraz pozostają nam zwykłe, szare dni codzienności i chwila oddechu przed kolejnym "maratonem," może już nie takim "zagonionym," ale jednak...Od dziś - odpoczywamy!! A świat wokół nas, jak widać, troszkę zimy, trochę monsunu i tak kręci się wokół własnej osi, a być może są już tacy, którzy tęsknią za ciepłym latem, choć do niego jeszcze sporo czasu. Na dziś pozostaje mi nic innego, jak życzyć radosnej tęsknoty "oby do lata."! Życzę również pogodnego tygodnia. Pozdrawiam.

                                                                P  a  p  k  i  n