Szukaj na tym blogu

wtorek, 7 stycznia 2020

                    Koniec maratonu...

Byłem w sytuacji dość skomplikowanej po powrocie z sylwestrowego Zakopanego. Nie mogłem odespać ani bycia pod estradą, ani powrotnej podróży. Takie szybkie wyjazdy wcale mi nie służą. Spałem i nie spałem, a wszystko wisiało jakby w przestrzeni, zresztą ja także...Majaczyłem, w głowie mi się tłukły jakieś niestworzone rzeczy utrudniające mi normalny sen po to, abym w kulminacyjnym momencie znalazł się w rękach ludożerców...Strach mnie obleciał, a pot zrosił moja twarz. Ten półsen, bo tylko tak można go wytłumaczyć, majaczył także jakieś słowa, myśli, które budząc się zapisywałem. Odwracało to uwagę powodując przerwy ograniczające wypoczynek mózgowy...I co z tego wyszło - jakieś banialuki, które trudno do czegoś przypiąć, choć mimo wszystko coś tam nabazgrałem...Jak to dobrze, że zakończył się ten maraton świąteczno-noworoczny. Bo wszystko jest dobre lecz na krótką metę. Zbyt długie trwanie czegoś - zniechęca, wzbudza nawet niesmak. Cieszmy się z karnawału, bo niebawem znowu kolejny maraton, co w obecnej chwili mną po prostu wstrząsa. Pogody ducha życzę i powrotu do normalności w tych pierwszych dniach Nowego Roku...
                                        P  a  p  k  i  n

Niebo rozpostarło szarą szatą świat przede mną, gdy patrzę w dal - 
w tą otchłań przestrzenną...
Siedzę, a myśli bujają w obłokach pokrywających niebo - 
taka pustka jak okiem sięgnąć, nic, tylko patrzeć przed siebie
zniewolonym wzrokiem...
Niewidoczne ciepłe powietrze spokojnie ulata i błogim muśnięciem
moją twarz owiewa...
Gdzieś w dali za horyzontem na tle ciemnym, wzniesienie majaczy, 
jałowa, bez wyrazu, jak ten świat cały - 
czarna ziemia, bez trawy, goła, jak przepaść...
Śpię jeszcze, czy siedzę, czy jestem na jawie,
jakże mam zrozumieć to całe dumanie?
Półsen trawi wszystkie moje członki
i nie wiem, czy to sen tylko, czy to już wstawanie...? 
Rozsiadłem się w fotelu, jak Japycz na ławie,
gdy oglądam serial jakże oklepany,
a tu pustka wszędzie, gdy patrzę przed siebie - 
ani trawy, drzewa, a może czegoś więcej...?
I przyśnił mi się autor, co słowa swoje kreślił,
o jakiejś zimie, która może była,
mnie się zima w tym roku nie przyśni - 
owszem jest, ale jakiś monsun debilny...
Patrzę przed siebie na niebo nade mną,
szare, bez wyrazu, tak jakby nie moje,
ten półsen uspokaja wszystkie moje członki,
w ciszy i spokoju łagodzi nastroje...
                                      (3 stycznia 2020 r.)

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz