Kolorowe jarmarki...
Na bąknąłem kiedyś o takich jarmarkach, na które zabierała mnie Babcia albo Mama. Taki jarmark odbywał się na wielkim placu pod Ratuszem w miejscu dzisiejszej ulicy Słowackiego. Był ogromny, na którym handlowało się dosłownie wszystkim. A błoto było tak niesamowite, że po wyjściu z tego placu - targowiska, człowiek wyglądał jakby wytaczał się w błocku. Ale to była specyficzna atmosfera, tajemnicza i za każdym razem inna. Sam też w latach późniejszych z kolegą-sąsiadem, ale już na obecnym placu i hali targowej, sprzedawałem młode buraczki, oczywiście wcześniej zerwane z ogrodu kolegi Dziadka w ogrodzie - Stanisława Serwy....Wykrzykiwaliśmy: "buraczki ćwikłowe na żołądek bardzo zdrowe..." I szły jak woda...
Tak - to były czasy! "Kupcie ode mnie to co sprzedaję - owoce, pończochy, paczkę fajek. U mnie warzywa i słodycze, u mnie kurze jaja, jak jaja indycze..."
Super czasy, kiedy straganiarz potrafił przez wiele godzin, prawie nie oddychając - zachęcał rymem do zakupów u niego. To była prawdziwa poezja miejska...
A ten oto stołeczek został zakupiony przez moją Mamę na targowisku o którym wspominam. Miałem wtedy siedem lat i chodziłem do pierwszej klasy podstawówki. Stołeczek wówczas kosztował 5 złotych i był z pięknego, białego drewna. Potem był malowany olejnicą i w takim stanie przetrwał do dzisiaj - liczy sobie ładne lata...Dziś trudno uwierzyć, że wokół najlepszych, zawsze gromadziły się tłumy ludzi zasłuchanych w głos, jak w największy przebój jakiegoś idola i jak w transie podchodzili kupując wszelakiej maści dobra na wszystko (a wiemy, że jeśli na wszystko, to znaczy na nic), czy środki na porost włosów. Mało tego - absolutnie nie miało to znaczenia, że dany środek okazywał się nieskuteczny. Tak więc włosy nie rosły, mahoniowa opalenizna po godzinie schodziła z całą skórą, a pies po spożyciu cudownej karmy śpi już czwartą dobę....Bo w tym rytuale najważniejsza była sama prezentacja produktu, potem moment zakupu, a sam towar był najmniej istotny. Wszystko - ta atmosfera, ludzie, gwar - był tak ekscytujący, że wypatrywałem sposobności, aby powtórnie znaleźć się w tym miejscu - wcześniej z Babcią lub Mamą, później oczywiście już sam lub z kolegą z podwórka...Dziś niestety o taki spektakl niezwykle jest trudno - po prostu tego krajobrazu już nie ma. Pozostały wspomnienia, choćby utwór M. Rodowicz :Kolorowe jarmarki..."
Życzę udanego tygodnia. Pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz