R o z w a ż a n i a o p a r t e n a...(?)
"Zakotwiczyłem" się ponownie w..ciepełku...Wreszcie i co z tego? Plątam się po mieszkaniu, wokół stołu potrącając krzesała, a nawet podknąłem się w którymś momencie o własne nogi...Kiedyś miałem podobną sytuację, kiedy nie miałem nic do zrobienia, żadnego zajęcia. Łaziłem bez powodu (często mi się to zdarza), a moja dorosła latorośl określiła moje zachowanie - lenistwem. Było to złośliwe, a dowiedziałem się o tym od swojej wnuczki. Dziś mam czas nawet na lenistwo, bo to czas na "wypoczynek" po trudach zawodowej pracy...Łażę tak smętnie dookoła stołu (taka trasa spacerowa), bo jakiś ruch być musi, a nie siedzenie przed telewizornią. Ale niech nikt nie myśli, ze mam tego czasu sporo - przeciwnie, czasem go brakuje. Jak ma się sporo czasu, to różne głupie myśli po głowie się plątają. Kiedyś zastanawiałem się, ile włosów na głowie ma człowiek, choć wiadomo, że wszystko zależy od wieku. Są też tacy, którzy w ogóle włosów nie mają, z różnych powodów - po prostu są łysi. Taki Szwejk, który miewał przeróżne pomysły i teorie twierdził, że normalny człowiek (konia z rzędem temu, co wytłumaczy mi, co to znaczy "normalny człowiek"?), ma 60-70 tysięcy kłaków na łepetynie. A w ogóle - skąd On wziął te rewelacje, bo sam chciałbym wiedzieć, a do tej pory wiedzy tej nie osiągnąłem. Ile ja mam tych kłaków na swojej łepetynie, tego nie wiem, gdyż wczoraj byłem u fryzjera i pozbyłem się ich znacznej ilości. A tak na marginesie - moje włosy wypadły wcześniej i rozpatrywanie tego problemu ma się jak musztarda po obiedzie...
"Wszystko stoi na lewatywie, a zwycięstwo bedzie nasze"- jak mawiał nasz bohater. Podobnie jest ze mną. Bo tak to jest, gdy ma się nadwyżkę czasu wolnego i nic do zrobienia. Człowiek jest tylko człowiekiem, więc raz jeszcze zapytam: "co to jest w ogóle być normalnym? Z całą pewnością jesteśmy ludźmi omylnymi i o zmiennych charakterach (podobno zmienić charakteru się nie da), choć może w zależności od sytuacji i...pogody. Tak więc wszystko może być niedorzecznością. Chyba siegnę po Szwejka i raz jeszcze go poczytam, albo film obejrzę...Jednak jedno jest pewno, to na co mogę liczyć, to moje ręce, na które zawsze mogę liczyć w każdej niemal sytuacji, bez oglądania się na kogoś innego. Mam też kawał mięsa pod żebrami zwanym sercem, które kocha wszystko i wszystkich, nawet swoich wrogów...I co jeszcze mam poza tym sercem - najważniejszym organem wrażliwym na innych...? Nie wiem, nie próbuję nawet zgadywać. I dobrze - tak trzymać! Bo na co dzień jestem zwykłym osobnikiem, mającym swoje muchy w nosie, upartym, co bardzo pomaga w zmaganiach z samym sobą i nie tylko, czyli jestem tym normalnym, której to definicji "normalności" nie potrafi mi nikt wytłumaczyć. Bo według mnie - "normalny" znaczy normalny, czyli ten, kto czuje, rozumie, okazuje swoją wrażliwość, jest sobą. A skoro tak, to widzę ten świat i otaczające mnie problemy w sposób własciwy. Również określam je po swojemu, z większą lub mniejszą trudnością...A tak na zakończenie uprzejmie donoszę, że ciągle żyję. Nie jestem świętą krową, nie trzeba mnie omijać z daleka, ani sie mnie bać...I czekam na pomoc w rozwiązywaniu problemów - nawet tych ostatecznych (?)
Ponieważ dziś początek sobotnio- niedzielnej sjesty, życzę pogody ducha, dobrego wypoczynku, przede wszystkim usmiechu na twarzy.
Pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz