Można wyjść na spacer, plątać się ulicami, czy też udając się na zakupy. Idziemy nie zwracając uwagi na to, co nas otacza. Zapatrzeni w swój punkt widzenia...Ze mną jest podobnie, ale ostatni taki spacer, z góry zaplanowany, wyjątkowy. Błądziłem daleko wstecz myślami do lat poprzedzających stan obecny. Chodziłem z rękoma założonymi do tyłu (podobno nie jest to ładny styl bycia w miejscu publicznym), nie śpiesząc się, rozważając każdy fragment dawnych czasów, tego co znajdowało się w tych miejscach, a których dziś trudno sie doszukać - ich nie ma...
"Leonardo da Vinci powiedział kiedyśże teraźniejszości w ogóle nie ma. Istnieje tylko przeszłość i przyszłość..." Jakież to trafne spostrzeżenie....Ale gdzieś w środku pomiędzy tym co było i tymco nastąpi stoimy my, wokół nas i w nas samych wszystko płynie, zmienia się, przeinacza. Ta zmienność jest przecież podstawową cechą konstrukcji naszego świata - niemal fundamentem wszechrzeczy...Wiem - zagalopowałem się, ale ująłem ten stan rzeczy w sposób ogólny, być może zrozumiały dla węższej populacji, ale może się mylę...? Skąd rodzą się we mnie takie obrazy i dlaczego nawiedzają mnie takie myśli? Ujawnia się to w każdym słowie, w całej mojej pracy zwanej "Historią Rodziny," czy też Genealogi widać to także w Pamiętnikach...Cóż, moje obserwacje dowodzą, że pośród artystów - mam w tym miejscu zmarłego przed rokiem brata Ryszarda - ginie niekiedy autentyczne twórcze przeżycie, że w poszukiwaniu nowoczesności i odrębności spekulują oni, a nie tworzą. Nie odnosi się to jednak do mojego brata jako samouka i autentycznego twórcy myśli. Mój wpis (kiedyś) dotyczący twórczości i Jego utalentowanej ręki, był również autentyczny, pełen ukłonu pod Jego adresem, choć przedstawiony w odczuciu uznania. Odniosłem się tym samym do Jego pracy malarskiej przedstawiającej secesyjne domki przy ulicy Pod Kasztanami....A tymczasem każdego dnia, na każdym kroku chodząc ulicami miasta
spostrzegam unicestwienie prawdziwego piękna, które wiąże się z przeszłością. Przechadzam się zabytkowymi uliczkami Rzeszowa - 3-go Maja, Kościuszki, Rynek, Aleja Pod Kasztanami i dostrzegam, że jeszcze "wczoraj" istniały tu stare sklepowe wystawy ozdobione dawnymi szyldami, a dziś błyszczy wielka i gładka tafla szkła i nie jarzy się nad nią jaskrawym światłem neon. Nie ma restauracji "Śródmiejskiej," nie ma "Jutrzenki" - mordowni przy Placu Wolności, jak ja nazywano, nie ma "Częstochowianki - sklepu, gdzie mozna było zaopatrzyć się w cudeńka, nie ma wielu innych miejsc. Inne są dzrwi prowadzące do starej sieni, inne zawiasy i klamki - inne, to znaczy jakie? Zwyczajne, brzydkie, podobne do setek i tysięcy takich samych. Domy, zabudowania sie nie zmieniły, stoją w miejscu, ale zmienily sie ich elewacje, czasem ich wnętrza. Nie ma kina "Apollo," nie uświadczysz restauracji "Kosmos" i Delikatesów w słynnym budynku dawnych koszar wojskowych (pierwszy budynek po prawej)
Troszkę popadało, ale nie zbyt wiele....Nie ma już "Serwówki," miejsca lat dzieciństwa, znikło prawdziwe Podpromie, a przy ulicy Lenartowicza "poległo" wiele dawnych domów i budynków. Nie ma ludzi, kolegów ze szkolnej ławy - wszystko znikło jak kamfora....Całe Podpromie i atmosfera tamtych lat. W ich miejscu stoją wielopiętrowe wieżowce i inne bloki, które mają tą samą liczbę okien, balkonów i czego tam jeszcze....To też jest prawidłowość naszych czasów i owej wszechwładnej zmienności świata. Nie ma już starych drzew, starych ludzi, którzy tak bajecznie i tak kolorowo umieli przywoływać starsze od siebie lata i zdarzenia - stąd we mnie tyle wiedzy. Łykałem te opowie, jak tabletki przez długie wieczory snute przez Mamę, Babcię, Dziadka i często przy nich zasypiałem. ...Rozumiem, że tak być musii poddaję się konieczności tych zmian z jakimś stoickim spokojem, ale istnieją we mnie chwile buntu. Nadszedł czas, gdy znikły domy kryte gontem (Drabinianka, Ruska Wieś) - takie przedwojenne nazwy miejsc, nie ma dawnych jarmarków, odpustów (Bo rek Stary, gdzie szło się piechotą 14 kilometrów w jedną stronę. Znikły studzienne kołowroty i rozłożyste charakterystyczne piece w domach. Trudno jest żyć nie słyszeć turkotu konnych wozów, dorożek, skrzypienia studziennych żurawi, rechotu żab. Nie powstrzymamy czasu, nie zahamujemy postępu technicznego, który stał się "religia" naszych czasów. Możemy tylko łowić
okruchy tego, co odeszło i zmieniło wygląd. Możemy przywołać obraz tego co odpłynęło w niepamięć....To z takich właśnie rozważań zrodziło się to, co do tej pory tylko nieliczni mogli zapoznać i dowiedzieć się co nieco o tym, jak to kiedyś, poznać losy ludzi i nie tylko. Nie wiem też, czy zamierzenie to uwieńczone zostanie powodzeniem. Nie dostrzega wielu chętnych z bliskiego otoczenia do zapoznania się z moim wysiłkiem i zapewne podzielę los tych, którzy cały zasób swojej wiedzy zabrali ze sobą w...zaświaty.....
"Ciepły czerwcowy dzień przygasał....(fragment wpisu pamiętnikowego). Na rzeszowskim deptaku (ulica 3-go Maja), pośród wiosennych klombów kwiatów, stali bywalcy łatwego zarobku sprzedając ziarna słonecznika, przekupki zachwalały swój barwny towar. Setki, a może tysiące ludzi spacerowało wzdłuż całej rozciągłości ulicy, od Alei Pod Kasztanami, Podzamczem do Kościoła Farnego i dalej ulicą Kościuszki do Rynku. A po obu stronach wszystkich tych miejsc stoją majestatyczne secesyjne kamienice. Idąc tak od Alei, mijamy Bank PKO, Kino "Zorza," Muzeum Okręgowe, Kościół Świętego Krzyża zwany "Studenckim," bar "Wiarus," I Liceum Konarskiego, Delikatesy, "Kosmos," kino "Apollo," sklepy "Lukullus," dzwonnicę "Fary" i tak chodząc tam i na powrót wraz z setkami innych spacerowiczów. A dalej Plac Farny, Kościuszki, restauracja "Rzeszowska" i....Rynek. O tej porze świecą stylowe latarenki , a drzewa wystrzyżone w kształt okrągłości, majestatycznie rzucają swój cień....Czy ktokolwiek i kiedykolwiek zastanawiał się nad prawdziwą cechą architektonicznych szeregów mijających domów? Choćby rzeszowski Rynek - plac ograniczony fasadami starych kamienic, spowity kamiennym brukiem,
od góry bezmierną przestrzenią nieboskłonu, a u wylotu Kościuszki - majestatyczny Ratusz. I na tym placu czuję się jak we wnętrzu wielkiej budowli...."
Tego czerwcowego wieczoru, roku 1970, przechadzałem się po naszym Rynku starając się ukierunkować własne myśli tak, by czas przestał się dłużyć. Jak to dobrze, że człowiek ma odrobinę wyobraźni i może wedle własnej chęci przywołać dawne czasy i obrazy. Czas jednak powrócić do naszych dni i do współczesnego sposobu widzenia rzeczywistości. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie warto wracać do wspomnień. Może i tak? Ale ja jestem sentymentalnym gościem i trudno mi się wyzbyć przeszłości, zwłaszcza tych szczęśliwych, kolorowych wspomnień. Dziś wszechwładny czas zaciera kontury dawnego życia, jakie ono by nie było (to rozważania na inny już czas), wybiela kontrasty , zasnuwa wszystko mgłą zapomnienia. Pośród tej mgły błyśnie niekiedy światełko odnotowanej informacji. Ale czymże jest ona wobec tych wszystkich niezapomnianych starych dziejów....?
Życzę udanego dnia i całego tygodnia. Pozdrawiam.
P a p k i n
Z jednej strony zajmuję się genealogią, z drugiej przychylam się do opinii, że istnieje teraźniejszość, a przeszłość i przyszłość mieszkają tylko w mojej wyobraźni. I o ile oczy mi krwawiły gdy niedawno byłam w okolicach Lublina (widziałam 5-letnie "dworki" na miejscu starej zabudowy, która zapewne o wiele harmonijniej wtapiała się w krajobraz), to przyznam, że patrząc na zdjęcia sprzed ponad stu lat, na wypasionych, roześmianych mieszczan lub prawie-szlachty, to wypatruję na nich cieni, czarnych postaci przemykających za powozami, osób, którym nigdy nie robiono zdjęć, niepiśmiennych, bosonogich, zakołtunionych, nieważnych. To wśród nich są moi przodkowie, tak jak i przodkowie 95% Polaków, którym się marzy powrót do dawnych, dobrych czasów.
OdpowiedzUsuńWitam. Jestem tego samego zdania. Nie ulegam "pokusom" zerwania z przeszłością. Również zajmuję się Genealogią i cieszy mnie to, że mogę odkrywając dzieje rodziny, wejść w świat, który dawno już przeminął. Dziękuję za odwiedziny, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń