Czytając między wierszami....
I znowu wolna sobota...Zapraszam na krótką refleksję z P a p k i n e m.
W pewnym momencie, moje życie "legło w gruzach....." Jeżeli przyjmiemy, że człowiek funkcjonuje w kilku podstawowych obszarach życiowych, to u mnie tych obszarów nie było - ot tak po prostu...Jakieś tam życie było...chodziłem po ulicach, do pracy i wszędzie tam, gdzie mogłem lub musiałem. Oddychał za mnie "respirator," czyli zwykły odruch odwrócenia głowy, by nie wdychać zgnilizny sytuacji, w której się znalazłem, czyli...(no właśnie!). Nie umarłem z tego powodu, choć byłem na granicy istnienia. Gdy po wielu miesiącach wreszcie otworzyłem szerzej swoje oczy, wszystkie te obszary, o których mówię, były prawie na zerowym poziomie, choć wszystkie w obszarze aktywności. Owszem - byli tacy, którzy próbowali mnie "rehabilitować," ale aktywni byli po drugiej stronie....
Kiedy wywinąłem się z uścisku tego "nasienia" wzniosłości po tej "rehabilitacji," musiałem odbudować to co dla mnie najważniejsze - kondycję. Sprawnym jest człowiek, który potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, a sprawność ta dała mi możliwość korzystania z zasobów, które mami pozwoliła mi uczyć się czegoś innego...Jestem katolikiem. Wierząc w Boga nie krzywdzę innych, choć często zapominam i daję się sprowokować, a to bardzo mnie ogranicza w moim duchowym życiu. Mimo to staram się żyć zgodnie z przykazaniami. Wydaje mi się, że Dekalog jest dla mnie taką wskazówką - drogą, dzięki której mogę żyć spokojniej i spokojnie się rozwijać. W moim wieku to trudne, bo zawsze byłem krnąbrnym facetem chodzącym własnymi drogami, mający z tego powodu wiele "problemów." Ale są to raczej wskazówki dające mi możliwość rozwijania się (przekonałem się o prawdziwości tej doktryny przez lata), a z drugiej strony zatrzymania się każdego dnia, spojrzenia w Niebo i powiedzeniu: "Panie Boże, jest dobrze i proszę o spokojny dzień, wolny od pokus, niebezpieczeństw....i za to Ci Panie Boże dziękuję...." Sprawność fizyczna....Babcia zawsze mi powtarzała, że trzeba coś zrobić dla ducha i...ciała - stąd ta ksywka "Ciału" (?)....Nigdy specjalnie nie ćwiczyłem, nie gimnastykowałem się (dla mnie sprawność zawdzięczam bezkresnym wędrówkom po Bieszczadach), ale....No właśnie! W życiu pokonałem setki kilometrów (wiele niepotrzebnie)) i tak jest do dzisiaj.
Miałem ambicję wejść na Rysy - byłem tam siedem razy, tylko nie wiem dlaczego aż tyle razy....? Każdy musi w coś wierzyć i w kogoś wierzyć. Zintegrowałem swoją wiarę, choć ta wiara jest dziś podważana przez wielu ludzi (?)...ale tym akurat się nie przejmuję. Pozwoliłem sobie na to, aby moja duchowość mogła się rozwijać. Pielęgnuję uczucia, choć w tym wieku bardziej do tych, których już nie ma, których kochałem i tęsknię za nimi. W dalszym ciągu uczę się, aby w ciągu doby odrywać się od codzienności i dbać o przerwy. Zatrzymuję się i pozwalam, aby mój dobry duch kierował mną. Nie ważne jest w co, jak i kiedy wierzę. Więcej odpoczywam nie z racji wieku....Dbam też o swój intelekt. Moja wiara oparta jest na zasadach wiary katolickiej. Szanuję siebie i innych, niezależnie od tego w co wierzą. Ćwiczę silną wolę i pamiętam, że to ja o wszystkim decyduję , a nie Ci, którzy chcieli by coś mi narzucić. Mam też świadomość, że człowiek uczy się na błędach własnych i błędach innych. Staram się słuchać, mniej mówić, a więcej słuchać....
Pozdrawiam życząc udanego wypoczynku...
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz