17 lipca br...
W poprzedniej notce wyraziłem swoje zdanie, a właściwie wątpliwości co do tego, co piszę na blogu, czyli w pewnej mierze - pamiętniku. Być może wszystko to tylko tak mi się wydaje i z całą pewnością tak jest... W ostatnim czasie zdarza mi się wiele "przypadków" zdarzeń, na które nie mam wpływu, ale muszę w jakiś sposób reagować, często podświadomie.Co do samego pisania, to zapewne wszystkim wiadomo, że taki blog, czyli pamiętnik, można pisać bez końca, zamieszczając w nim wszystko co na język wlezie...Mam jednak wątpliwości, czy jakiekolwiek "dzieło" niekoniecznie literackie, ale takie proste jak ten blog i moje kiczowate wierszyki, poddaje się określeniu, że jest o tym, czy o tamtym...Oczywiście - taki blog nie jest książką - bynajmniej, ale mógłby być, gdyby się okazało, że spełnia wszystkie warunki określające go jako książkę. Bo ja sam najmniej wiem o tym, co sam napisałem 😃 Fakt - wiem może co nieco o intencjach, które pchnęły mnie do pisania. Opisuję w nim "dzieje" przeciętnego faceta w kontekście pewnych doświadczeń nabytych w ciągu lat swojego życia. A było w tym życiu wiele nadziei i wielkich upadków. I może dlatego poprzez pisanie staram się pokazać swoje dzieje poprzez głębokie przemyślenia, czasem słuszne, czasem banalnie przedstawione - dzieje przedstawione na swoim przykładzie, mój los na przestrzeni lat, te skromne, bo o tych tragicznych nie wspomnę...I zapewne jestem "bohaterem" tego eseju, jakim jest mój pamiętnik pisany od wielu lat, a jakby równolegle do niego są opisane Dzieje rodziny i cała Genealogia. Nie wstydzę się powiedzieć, że byłem sierotą (to czasy domów dziecka i nie tylko), bo tam spędziłem część swojego dzieciństwa. W późniejszych czasach także zasługiwałem na miano sieroty, ale o tym może kiedyś wspomnę... To nawet nie są dzieje jednego żywota, ale "biografia" symboliczna, czyli historia mojego życia. Oczywiście sam pamiętnik nie jest powtórką "Historii Rodziny." choć przewijają się tam wątki zaczerpnięte z Genealogii i dlatego od czasu do czasu przywołuję tamte tematy. Czasem pochodzą one z najniższego piętra istnienia, gdyż nic w nas, ani wokół nas nie jest jednoznaczne - żaden przedmiot, gest, zachowanie. Może dlatego słowa, którymi opisuję mój świat, również nie mogą być jednoznaczne, choćby dotyczyły najbardziej zwyczajnych, wręcz domowych rzeczy. Tak więc zdanie nie może być jednoznaczne. Czasami muszę się przekonywać, że to ja, że to ja jestem, że wszystko co przeżyłem, było moim przeżyciem. Nie mam się za coś (za kogoś) i piszę posługując się prostymi słowami, które składają się na całość. Nie jestem ani mądry, ani głupi, jak chcieliby mnie niektórzy widzieć. Wtedy powiem im (już nie pierwszy raz), że mądrość jest absolutnym darem, natomiast wykształcenie i wiedza nie mają tu nic do rzeczy i nie zawsze przekładają się na mądrość. Prawdziwą bowiem mądrością nazywam zdolność odczuwania swojego istnienia, a tym samym - świadomość swojego istnienia i wśród innych (niekoniecznie tylko pośród tych dobrych), w historii i w samym sobie. A zło - nawet nie chcę wspominać. Tak więc, na ile dobrym jest to co i o czym piszę i czy właśnie w taki sposób powinienem zastanawiać się nad tym problemem..? Ale czy naprawdę ocena należy wyłącznie do mnie...?PS.
Powyższa karykatura była "milion" razy powielana na mój użytek i nie należy do mnie. Wstawiłem to "coś" dla "upiększenia" tekstu, choć może tak własnie powinienem wyglądać? Niestety - spóźnienie o co najmniej kilka dobrych lat. Czy szkoda? Nie wiem...!
Miłego dnia...
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz