Szukaj na tym blogu

piątek, 7 lipca 2017


                     "Martwy sezon" czyli...

                     o wszystkim i o niczym...

Tak mimo woli natrafiłem na swoje wypociny z przed lat. Pękałem ze śmiechu czytając problemy 17-to latka. A teraz, jako dorosły mężczyzna czuję wewnętrzną potrzebę pisania o swoim życiu... I piszę o tym co mnie cieszy, a nawet smuci. Piszę o podróżach, wędrówkach i o tym co przeminęło... To co było najważniejsze z przed lat zamieściłem w "Kronice rodzinnej," bo teraz to już coś zupełnie innego. Ciekawe, czy ktoś kiedyś zechce mnie czytać...?
"Ja uśmiechnięty, pełen życia,
otwarty, szczery...
Taki byłem, ale czy nadal jestem?
"Zabiła" mnie przeszłość,
zabiły wspomnienia - zamykam się w sobie,
każdego dnia zakładam maskę,
by nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje..."
W szamotaninie własnych uczuć toczę walkę o każdy dzień. Najgorsze, co można zrobić, to zniszczyć dwa światy. W tej gmatwaninie tłoczą się miliony myśli, tysiące słów tych wypowiedzianych i tych przemilczanych. Tych, co dają radość i tych co ranią - słów, których nie sposób cofnąć i słów, których się pragnie, potrzebuje, na które się czeka... Co tu jawą, a co snem, kto tu istnieje...a kto nie..?

... I znowu coś wyciągnąłem z zakamarków życia, coś na papierze spisane, schowane głęboko... Papier już wybladły i żółty ze starości, słowa skrzętnie pisane na swej stronie gości... Nie...Nie wrócę do wiersza, który mówi o człowieku jako postaci tragicznej. Jeszcze mnie ktoś posądzi o samobójcze zamiary...? 
                   "W czarnej pustce, za szybą, zjawia się i znika,
                    jakby zarys postaci w sukience dziewczęcej...."
Nie, to byłoby zbyt proste...A pogodę mamy dziś wręcz "radosną." Leje jak cholera...Wiadomo dlaczego. Dzisiaj piątek, a więc weekend - normalka. Smętnie się snuję z kąta w kąt, znowu układa mi się rymowanka... Więc jak jest z tym archiwum na pożółkłych kartkach papieru, w rozlatującym się zeszycie w komody szufladzie..? Jest taki wiersz, który bardzo lubię, wiersz z przed laty pisany w Krakowie....
"Czasem, gdy siedzę na łące,
patrzę w niebo, oglądam chmury,
przypominają mi się sny sprzed miesiąca
i chcę lecieć wysoko do góry....
Kładę się wtedy w wysokiej trawie,
zamykam oczy, myślami błądzę,
uciekam w świat mych najskrytszych marzeń,
ten kolor moich snów nigdy nie zblednie...
Tu wiatr gra swoją melodię,
do których ptak śpiewa swe słowa,
szum liści i wody brzmią dziś podobnie,
to właśnie jest moich marzeń mowa...
A kiedy leżenia już mi się znudzi,
otworzę oczy i na trawie stanę,
wrócę do miasta, do domu, do ludzi,
lecz marzyć już nie przestanę...
I pewnie długo mógłbym pisać, o tym, że lubię zapach lipy, o robaczkach świętojańskich, które wyglądały jak małe latarniane punkciki z seledynowym światełkiem na tle nieba.... To są takie małe wspomnienia z dzieciństwa... Ale dość już tego sentymentu. To zapewne wpływ pogody? Pewnie pójdę na piwo pod wieczór, spotkam przyjaciół i jakoś to będzie. A skoro weekend, to życzę, aby był on dla wszystkich pogodny mimo deszczu. Pozdrawiam i zapraszam na klip muzyczny na wstępie.
                                                                                   P  a  p  k  i  n

   

2 komentarze:

  1. Pozdrowienia gorące z Elbląga i miłego weekendu 😃😃😃

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Basiu, wszystkiego dobrego. Pozdrawiam Ciebie i uroczą wnuczkę.

    OdpowiedzUsuń