Szukaj na tym blogu

wtorek, 21 lipca 2020

                          Moja Mała Ojczyzna...

Każde miejsce może być (jest) wyjątkowe. Bo tylko od nas samych zależy, w jaki sposób będziemy na nie patrzeć, czuć się w tym miejscu, stworzyć oazę, choćby spokoju w tych burzliwych czasach...Bo miasto tętni życiem, choć jak pamiętam, kiedyś był taki sielski spokój. Wtedy nie było tak wielkiego szumu samochodów (więcej było konnych fijakrów (dorożek), "armie" sprzątających ludzi ulice, tak w dzień, jak również nocą, same ulice były czyściutkie...Dzisiaj ten ruch daje znać o sobie, jednak i tak muszę przyznać, że prawdziwe życie jest o kilka kroków dalej - w ciszy drzew, z dala od miejskiego gwaru. I jak każde miejsce, tak i to ma 
swoją tajemnicę, historię, a nawet ten sam czar dawnych lat, a to daje poczucie prawdziwego smaku i...nieograniczonego zadowolenia - kochać to miejsce, to kochać swoją Małą Ojczyznę. Bo to tutaj dowiedziałem się, co znaczy radość, cierpienie, wszystko to, co było moim udziałem. Ta kasztanowa aleja i owoce drzew, z których kiedyś robiłem kasztanowe ludziki, a stare drzewa pamiętają dawne czasy. Tu przechadzałem się wokół Zamku, po ciasnych uliczkach, które zdobią secesyjne domki. I jeszcze coś - cukiernia, którą pamiętam od pięćdziesięciu lat, tą samą, w tym samym miejscu, gdzie do dziś (które to już pokolenie) wypieka smaczne pączki i kremówki, te prawdziwe według starej receptury, nie jakieś "papieskie," jakby niektórzy chcieli o kiepskiej konsystencji i mamlastym kremie. Tutaj zawsze jestem szczęśliwy, choć zapuszczam się w głuche ostępy bieszczadzkich bezdroży, ale wracam i jestem w tym miejscu. I chcę, aby to moje szczęście trwało i trwało...Moje miasto rodzinne - tu zawsze jestem u siebie...
Pozdrawiam

                                                           P   a   p   k   i   n 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz