Szukaj na tym blogu

czwartek, 18 lutego 2021

                        Z cyklu: Przeminęło z wiatrem - 

                            "Stare Podpromie...."
Po drugiej stronie ulicy Podpromie, vis a vis starej Serwówki, na zakolu ulicy prowadzącej do krypy (promu) pana Stanisława Nitki, stał drewniany dom, którego właścicielem był emerytowany wykładowca akademicki, pan Tadeusz Szeliga. Dom zapewne zwyczajny, jak każdy inny, choć niezwykły...Od ulicy otoczony parkanem i żywopłotem od wewnątrz. Przy samym wejściu na posesję okazałe krzewy bzu, stanowiące barierę ochronną przed kurzem. Ulica bowiem w porze letniej i suchej zamieniała się w tumany kurzu...To co znajdowało się już wewnątrz, było okazem mozolnej, wieloletniej pracy i pieczołowitości samego gospodarza. "Tajemniczy ogród," który zawsze był obiektem ciekawości nie tylko nas dzieci, które skupiały swoją uwagą prędzej na owocach, które podkradaliśmy, ale zapewne także innych. Nie mniej jak sadzę, nie było wielu ciekawskich ze strony sąsiadów, gdyż każdy wiedział, jakie "cuda" kryje ogród urządzony w starym korycie rzeki "Wisłok." Czasy były na tyle spokojne (według naszego mniemania) i każdy mieszkaniec patrzył raczej na czubek własnego nosa...
"Wtedy tajemniczy ogród migotał światłami, 
a ciemne płotu sztachety w barwach tonęły kwiatach. Anioły krążyły pomiędzy drzewami,
przybywszy do niego z nieziemskiego świata..."
Ogród pana Szeligi wyjątkowy był pod każdym względem.
Na jego temat odnosiłem się wiele razy w akapitach rodzinnej historii z tamtych lat. Jak wspomniałem, urządzony był w starym korycie Wisłoka, pieczołowicie zadbany, do którego schodziło się drewnianymi schodami
mijając okazałą studnię, aż na samo "dno," a zwieńczeniem tego "wysiłku" była altana w otoczeniu krzewów i klombów kwiatowych. Było to miejsce tajemnicze i "trudno dostępne" ponieważ każde zejście i w ogóle wejście na posesję było łatwo zauważalne, a każdy intruz był wyłapywany. Wspomniana studnia strzegła wejścia do ogrodu. Sam pan profesor z laska w ręce, chadzał po posesji lub siedział na werandzie od strony ogrodu, werandy, która obfitowała w girlandy kwiatów i zieleni...Nasza "banda" dzieciarni obecna była wszędzie - w okolicznych ogrodach, na drzewach i w drodze nad rzekę. Odwiedzaliśmy pana Nitkę, który przewoził nas i innych mieszkańców na Drabiniankę - wioskę po prawej stronie Wisłoka (dziś dzielnica miasta). Były to beztroskie wspaniałe lata...Dziś stojąc na placu po Serwówce lub w nieistniejących ogrodach, trudno doszukać się dawnych czasów i tego, co się tam znajdowało. Dzisiejsze pokolenie nie ma pojęcia, jak tamten świat wyglądał. Tylko wspomnienia pozostały, które można przywołać będąc w tamtej okolicy...
Pozdrawiam.
                                   P  a  p  k  i  n   



1 komentarz:

  1. Wielce urzekające i cenne są te pańskie wspomnienia minionych czasów. Zapraszam do zapisania się do facebookowej grupy https://www.facebook.com/groups/178523919544167 gdzie w gronie osób zafascynowanych Rzeszowem dyskutujemy o przeróżnych sprawach - zwłaszcza z przeszłości. Pozdrawiam - Vito Macaluso

    OdpowiedzUsuń