Brak pomysłu też jest pomysłem. W zasadzie nic mnie nie powstrzymuje, aby zrealizować wcześniejszy zamiar odwiedzenia małej miejscowości w powiecie gorlickim - Ropy. To własnie w tej miejscowości, nad rzeką o tej samej nazwie przebywałem na kolonii. "Kacze mydło" wydobywaliśmy z rzeki lepiąc różne figury, które po stwardnieniu stawały się twarde jak kamień...Po drodze są też Zagórzany, miejsce, gdzie byłem w domu dziecka, a które to miejsce jest raczej nie zbyt dobrze wspominane....Wszystko zależy od pogody, która może plany pokrzyżować. Chcę odwiedzić te miejsca tak z sentymentu, zobaczyć co i jak zmieniło się przez wszystkie lata. Co z tego wyniknie - zobaczę!
Póki co życzę udanego tygodnia.
Pozdrawiam.
P a p k i n
piątek, 27 maja 2022
"Rozbieranie" się do snu...
Powołując się na swój pamiętnik (?) bo on najlepiej oddaje widok mojej twarzy , w którym zapisałem wiele głupoptek, także zwrotek pod tym tytułem. Papkin z całą pewnością nie jest łagodnym , przyjaznym dla tych, którzy chcieli by zrobić go w bambuko...."starym" chłopcem. Jego wiersze , to nie potok słodkiej śmietany z zaciśniętymi ustami ubitej, aby być "poetą." Nie jest również agresywnym buntownikiem, neurotykiem, psychotykiem - słowem nie rozchorował się jeszcze ten ileś tam letni"poeta." Niewiele mówiąc o sobie, wytyka owym wszystkim, że "dogorywają" w jakiejś dziurze (pokoju) przed telewizorem , a kanał TVN-u zżera im mózgi, albo inaczej - że wystarcza im ostro liryczne pieprzenie w kroku, a całą resztę łykają jak tabletki...."Poeta" przyglądając sie światu z perspektywy tego obrazu, najpierw dostrzega "ciemne chmury" nad miastem, a potem idee swoich pupilów i błysk nienawiści w oczach tychże, jakby na półce obok baśni Grimmów....Takich splunięć na ponowoczesność w pamiętniku Papkina jest więcej. Może nic z tego nie wynika, ale czy musi...? "Stary dziad"zatrzymał się na chwilę , by rozebrać ten zgniły świat na części. D l a c z e g o...? Może poczuł się przez chwilę spóźniony wobec epoki Internetu, kampanii reklamowych - tej całej "nowoczesności"? "Spóźnienie" - tak jest wpisane w jego obrazie. Już lepiej było by mi widzieć, nie słyszeć, albo tą całość w sobie zgarnąć i całość sobie zagarnąć...Bo jeśli kusi nas rozbieranie świata na drobne, to uwierzę poecie, że to strata czasu. Oczywiście - mając na uwadze "ciepło," które w ogóle nie zwróciło uwagi na to co na zewnątrz pewnie kompletnie nie nieświadome swojej odwrotności w świecie za oknem (bo przy takim "cieple," jedynym światem jest tylko to, co widać w...telewizorze). Od dziecka mam pewne przyzwyczajenie: zanim zacznę czytać tom wierszy czy prozy, najpierw
odczytuję pierwszy wers tomu i ostatni. W moich zapiskach brzmi to tak: "Siedzę z dogorywającymi przed telewizorem obok życia, które wbrew ich woli nie są ich życiem...." Prócz może kilku wierszy, lekko za długich - pamiętnik jest tworem inteligentnego, ileś tam letniego faceta z charakterem. Trudno odmówić mi wrażliwości i świeżości, a i czasem naiwnej świeżości . Bo kimże jest taki "poeta" w tym środowisku, jak nie naiwniakiem? Nic nie szkodzi - naiwność zawsze kojarzyła mi się ze szczerością i proszę tego nie zmieniać, gdyż szczerość nie cieszy się dobrym gustem wielu ludzi....Zresztą naiwność Papkina to nie tanie rymy, niedosalane łzy i ogólne wierszowane rozpaćkanie "nieszczęśliwego" starca. To nie "rozbieranie do snu" przy kominku, który ostygł i jest niedostępny, ale przyznanie się, że "wierszolenie w kroku" nie jest szczytem ambicji dla "starego poety" - człowieka....Aby nie być gołosłownym, wiele lat temu zapisałem coś, co nigdy w poprawny sposób nie zostało mi wyjaśnione - chodzi o przyczynę tego desperackiego czynu. Dobrze, że do niego nie doszło, bo dziś nie pisałbym juz żadnego słowa....
"Leżę na łóżku, obok mnie niemowlę -
dziecko w powijakach,
do mnie podobne,
tak naiwne i...dobre.
Przez akuszerkę uratowane,
pępowiną oplatane,
całe zasiniałe....
Dobrej nocy....
P a p k i n
środa, 25 maja 2022
Jesteśmy jeszcze Polską, czy już Ukrainą...?
Rzadko podejmuję tematy, których nie lubię ponieważ spotykamy je na każdym kroku w życiu codziennym. Podjąłem temat ze wzgledu na to co dzieje się wokół nas, spotykając się z arogancją i niesubordynacją ze strony osób pochodzenia ukraińskiego. W sobotę otrzymałem zdjęcie z województwa Wielkopolskiego, gdzie przed urzędem państwowym wisi flaga ukraińska, polskiej nie uświadczysz. Ale to nie jedyny przykład....Sklep Biedronka zorganizował akcję wsparcia dla uchodźców rozdając bony wartości dwóch tysięcy złotych - kolejka była astronomiczna (wyłacznie dla uchodźców. Zatrudnione panie z Ukrainy traktują pracę w tym markecie jako łatwy zarobek za nierobienie niczego. Zamiast pracować, przesiadują na papierosku, a na wezwanie kierowniczki straszą poskarżeniem się do Wojewody, który rzekomo je zatrudnił. Nie godzą się na pracę ustaloną w grafiku pracy sklepu. Biuorą notorycznie wolne dni powodując zamieszanie i zakłócanie pracy tej placówki. Wszędzie ich pełno, w autobusach, wrzeszcząc i wyzywając Polaków uważając, że nikt z nas nie zna ich języka, wyzywając Polaków od rasistów....Jeszcze nie tak dawno pytanie zadane w tytule nie miało większego znaczenia. Euforia spowodowana spontaniczną pomocą uchodźcą, odwracała uwagę tego, co kryje się w dalszej perspektywie tych zachowań. Pisałem takie oto słowa odpowiadając tym, którzy już wtedy psioczyli i dostrzegali problemy związane, choćby z naszą historią: - "Obyś nigdy nie musiał podróżować po obcym kraju (nie znając języka), za darmo, trzymając w rękach cały swój dobytek. Obyś nigdy nie musiał mieszkać za darmow nie swoim mieszkaniu, bo z Twojego zostały ruiny. Obyś nigdy nie musiał za darmo dostawać ubrań, bo uciekając przed bombardowaniem, nie miałeś czasu , by je spakować...." I jeszcze jedno: - "Czy mając dach nad głową, spokój, zdrowie, rodzinę w komplecie (?), przywileje i samarytanizm obcych Ci ludzi, potrafisz to docenieć? W ułamku sekundy można wszystko stracić i być zdanym na zupełnie obcych ludzi..." To tylko fragment moich słów pisanych nie tak dawno. Ale - i tu jest pewien "problem," chwila zadumy, refleksji i licho wie czego jeszcze. Bo jak mam rozumieć słowa pana Prezydenta, że pomiędzy naszymi krajami nie ma historii? Nie panie Prezydencie, nie zgadzam się ze słowami przez pana wypowiadanymi, że to nie są uchodźcy lecz "goście." To są uchodźcy i nikt tego nie zmieni. Dostają wszystko, zostali zrównani z Polakami mieszkającymi we własnym kraju - wszystkie świadczenia, darmowe przejazdy, pracę, której nie szanują i wiele innych. Tak, pomagać należy, ale bez przesady. Proszę pokazać mi, który z krajów Europejskich w takim stopniu zdobył się na pomóc potrzebującym uchodźcom jak Polska? Czy nasi oficjele nie za bardzo wychodzą przed szereg? Zachowanie tychże oficjeli zaczyna wzbudzać lęk i niepewność. Budżet państwa nie jest z gumy - troszkę rozwagi i rozsądku panowie: Premierze i Prezydencie, opamiętajcie się póki jeszcze nie jest za późno!
Osobiście gnębi mnie jeszcze sprawa, o której często wspominam, również na blogu - to właśnie ta historia, o której pan Prezydent powiedział, że jej nie ma. A historia, to sprawa fundamentalna nawet teraz, kiedy uchodźcy (może nie wszyscy) stawiają się ponad Polakami w ich własnym kraju, Tak czują i mówią sami Polacy. Prywatnie mam własne przemyślenia wywodzące się z przekazu i rozmów w rodzinie. Jestem jednym z tych, którego polowa rodziny została w bestialsko zamordowana i do dziś nie może doliczyć się około stu osób. Wielu ludzi - naszych rodaków, a którzy już odeszli wypłakało swoje oczy nie doczekawszy się prawdy o tej tragedii...Dziś z całą pewnością spotkali się w Niebieskiej Krainie z tymi, których kosci bieleją gdzieś w okolicach Sarn, Równego, Krzemieńca, Horochowa, Łucka, Rohatyna, czy Rawy Ruskiej....Jestem za pomocą uchodźcom - nie gościom i tym, którzy tej pomocy potrzebują, chodź tam Na Ukrainie, nawet na lini frontu łopoczą flagi czarno-czerwone - wiadomo czyje. Strona ukraińska musi wreszcie to załatwić przed kolejną rocznicą Pogromu Wołyńskiego przypadającego 11 lipca raz na zawsze, jeśli chce , aby ta historia została w ludzki sposób załatwiona. Aby umożliwić nową erę w stosunkach polsko - ukraińskich....
P a p k i n
sobota, 21 maja 2022
Czytając między wierszami....
I znowu wolna sobota...Zapraszam na krótką refleksję z P a p k i n e m.
W pewnym momencie, moje życie "legło w gruzach....." Jeżeli przyjmiemy, że człowiek funkcjonuje w kilku podstawowych obszarach życiowych, to u mnie tych obszarów nie było - ot tak po prostu...Jakieś tam życie było...chodziłem po ulicach, do pracy i wszędzie tam, gdzie mogłem lub musiałem. Oddychał za mnie "respirator," czyli zwykły odruch odwrócenia głowy, by nie wdychać zgnilizny sytuacji, w której się znalazłem, czyli...(no właśnie!). Nie umarłem z tego powodu, choć byłem na granicy istnienia. Gdy po wielu miesiącach wreszcie otworzyłem szerzej swoje oczy, wszystkie te obszary, o których mówię, były prawie na zerowym poziomie, choć wszystkie w obszarze aktywności. Owszem - byli tacy, którzy próbowali mnie "rehabilitować," ale aktywni byli po drugiej stronie....
Kiedy wywinąłem się z uścisku tego "nasienia" wzniosłości po tej "rehabilitacji," musiałem odbudować to co dla mnie najważniejsze - kondycję. Sprawnym jest człowiek, który potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, a sprawność ta dała mi możliwość korzystania z zasobów, które mami pozwoliła mi uczyć się czegoś innego...Jestem katolikiem. Wierząc w Boga nie krzywdzę innych, choć często zapominam i daję się sprowokować, a to bardzo mnie ogranicza w moim duchowym życiu. Mimo to staram się żyć zgodnie z przykazaniami. Wydaje mi się, że Dekalog jest dla mnie taką wskazówką - drogą, dzięki której mogę żyć spokojniej i spokojnie się rozwijać. W moim wieku to trudne, bo zawsze byłem krnąbrnym facetem chodzącym własnymi drogami, mający z tego powodu wiele "problemów." Ale są to raczej wskazówki dające mi możliwość rozwijania się (przekonałem się o prawdziwości tej doktryny przez lata), a z drugiej strony zatrzymania się każdego dnia, spojrzenia w Niebo i powiedzeniu: "Panie Boże, jest dobrze i proszę o spokojny dzień, wolny od pokus, niebezpieczeństw....i za to Ci Panie Boże dziękuję...." Sprawność fizyczna....Babcia zawsze mi powtarzała, że trzeba coś zrobić dla ducha i...ciała - stąd ta ksywka "Ciału" (?)....Nigdy specjalnie nie ćwiczyłem, nie gimnastykowałem się (dla mnie sprawność zawdzięczam bezkresnym wędrówkom po Bieszczadach), ale....No właśnie! W życiu pokonałem setki kilometrów (wiele niepotrzebnie)) i tak jest do dzisiaj.
Miałem ambicję wejść na Rysy - byłem tam siedem razy, tylko nie wiem dlaczego aż tyle razy....? Każdy musi w coś wierzyć i w kogoś wierzyć. Zintegrowałem swoją wiarę, choć ta wiara jest dziś podważana przez wielu ludzi (?)...ale tym akurat się nie przejmuję. Pozwoliłem sobie na to, aby moja duchowość mogła się rozwijać. Pielęgnuję uczucia, choć w tym wieku bardziej do tych, których już nie ma, których kochałem i tęsknię za nimi. W dalszym ciągu uczę się, aby w ciągu doby odrywać się od codzienności i dbać o przerwy. Zatrzymuję się i pozwalam, aby mój dobry duch kierował mną. Nie ważne jest w co, jak i kiedy wierzę. Więcej odpoczywam nie z racji wieku....Dbam też o swój intelekt. Moja wiara oparta jest na zasadach wiary katolickiej. Szanuję siebie i innych, niezależnie od tego w co wierzą. Ćwiczę silną wolę i pamiętam, że to ja o wszystkim decyduję , a nie Ci, którzy chcieli by coś mi narzucić. Mam też świadomość, że człowiek uczy się na błędach własnych i błędach innych. Staram się słuchać, mniej mówić, a więcej słuchać....
Pozdrawiam życząc udanego wypoczynku...
P a p k i n
wtorek, 17 maja 2022
Można wyjść na spacer, plątać się ulicami, czy też udając się na zakupy. Idziemy nie zwracając uwagi na to, co nas otacza. Zapatrzeni w swój punkt widzenia...Ze mną jest podobnie, ale ostatni taki spacer, z góry zaplanowany, wyjątkowy. Błądziłem daleko wstecz myślami do lat poprzedzających stan obecny. Chodziłem z rękoma założonymi do tyłu (podobno nie jest to ładny styl bycia w miejscu publicznym), nie śpiesząc się, rozważając każdy fragment dawnych czasów, tego co znajdowało się w tych miejscach, a których dziś trudno sie doszukać - ich nie ma...
Chodząc ulicami miasta....
"Leonardo da Vinci powiedział kiedyśże teraźniejszości w ogóle nie ma. Istnieje tylko przeszłość i przyszłość..." Jakież to trafne spostrzeżenie....Ale gdzieś w środku pomiędzy tym co było i tymco nastąpi stoimy my, wokół nas i w nas samych wszystko płynie, zmienia się, przeinacza. Ta zmienność jest przecież podstawową cechą konstrukcji naszego świata - niemal fundamentem wszechrzeczy...Wiem - zagalopowałem się, ale ująłem ten stan rzeczy w sposób ogólny, być może zrozumiały dla węższej populacji, ale może się mylę...? Skąd rodzą się we mnie takie obrazy i dlaczego nawiedzają mnie takie myśli? Ujawnia się to w każdym słowie, w całej mojej pracy zwanej "Historią Rodziny," czy też Genealogi widać to także w Pamiętnikach...Cóż, moje obserwacje dowodzą, że pośród artystów - mam w tym miejscu zmarłego przed rokiem brata Ryszarda - ginie niekiedy autentyczne twórcze przeżycie, że w poszukiwaniu nowoczesności i odrębności spekulują oni, a nie tworzą. Nie odnosi się to jednak do mojego brata jako samouka i autentycznego twórcy myśli. Mój wpis (kiedyś) dotyczący twórczości i Jego utalentowanej ręki, był również autentyczny, pełen ukłonu pod Jego adresem, choć przedstawiony w odczuciu uznania. Odniosłem się tym samym do Jego pracy malarskiej przedstawiającej secesyjne domki przy ulicy Pod Kasztanami....A tymczasem każdego dnia, na każdym kroku chodząc ulicami miasta
spostrzegam unicestwienie prawdziwego piękna, które wiąże się z przeszłością. Przechadzam się zabytkowymi uliczkami Rzeszowa - 3-go Maja, Kościuszki, Rynek, Aleja Pod Kasztanami i dostrzegam, że jeszcze "wczoraj" istniały tu stare sklepowe wystawy ozdobione dawnymi szyldami, a dziś błyszczy wielka i gładka tafla szkła i nie jarzy się nad nią jaskrawym światłem neon. Nie ma restauracji "Śródmiejskiej," nie ma "Jutrzenki" - mordowni przy Placu Wolności, jak ja nazywano, nie ma "Częstochowianki - sklepu, gdzie mozna było zaopatrzyć się w cudeńka, nie ma wielu innych miejsc. Inne są dzrwi prowadzące do starej sieni, inne zawiasy i klamki - inne, to znaczy jakie? Zwyczajne, brzydkie, podobne do setek i tysięcy takich samych. Domy, zabudowania sie nie zmieniły, stoją w miejscu, ale zmienily sie ich elewacje, czasem ich wnętrza. Nie ma kina "Apollo," nie uświadczysz restauracji "Kosmos" i Delikatesów w słynnym budynku dawnych koszar wojskowych (pierwszy budynek po prawej)
Troszkę popadało, ale nie zbyt wiele....Nie ma już "Serwówki," miejsca lat dzieciństwa, znikło prawdziwe Podpromie, a przy ulicy Lenartowicza "poległo" wiele dawnych domów i budynków. Nie ma ludzi, kolegów ze szkolnej ławy - wszystko znikło jak kamfora....Całe Podpromie i atmosfera tamtych lat. W ich miejscu stoją wielopiętrowe wieżowce i inne bloki, które mają tą samą liczbę okien, balkonów i czego tam jeszcze....To też jest prawidłowość naszych czasów i owej wszechwładnej zmienności świata. Nie ma już starych drzew, starych ludzi, którzy tak bajecznie i tak kolorowo umieli przywoływać starsze od siebie lata i zdarzenia - stąd we mnie tyle wiedzy. Łykałem te opowie, jak tabletki przez długie wieczory snute przez Mamę, Babcię, Dziadka i często przy nich zasypiałem. ...Rozumiem, że tak być musii poddaję się konieczności tych zmian z jakimś stoickim spokojem, ale istnieją we mnie chwile buntu. Nadszedł czas, gdy znikły domy kryte gontem (Drabinianka, Ruska Wieś) - takie przedwojenne nazwy miejsc, nie ma dawnych jarmarków, odpustów (Bo rek Stary, gdzie szło się piechotą 14 kilometrów w jedną stronę. Znikły studzienne kołowroty i rozłożyste charakterystyczne piece w domach. Trudno jest żyć nie słyszeć turkotu konnych wozów, dorożek, skrzypienia studziennych żurawi, rechotu żab. Nie powstrzymamy czasu, nie zahamujemy postępu technicznego, który stał się "religia" naszych czasów. Możemy tylko łowić
okruchy tego, co odeszło i zmieniło wygląd. Możemy przywołać obraz tego co odpłynęło w niepamięć....To z takich właśnie rozważań zrodziło się to, co do tej pory tylko nieliczni mogli zapoznać i dowiedzieć się co nieco o tym, jak to kiedyś, poznać losy ludzi i nie tylko. Nie wiem też, czy zamierzenie to uwieńczone zostanie powodzeniem. Nie dostrzega wielu chętnych z bliskiego otoczenia do zapoznania się z moim wysiłkiem i zapewne podzielę los tych, którzy cały zasób swojej wiedzy zabrali ze sobą w...zaświaty.....
"Ciepły czerwcowy dzień przygasał....(fragment wpisu pamiętnikowego). Na rzeszowskim deptaku (ulica 3-go Maja), pośród wiosennych klombów kwiatów, stali bywalcy łatwego zarobku sprzedając ziarna słonecznika, przekupki zachwalały swój barwny towar. Setki, a może tysiące ludzi spacerowało wzdłuż całej rozciągłości ulicy, od Alei Pod Kasztanami, Podzamczem do Kościoła Farnego i dalej ulicą Kościuszki do Rynku. A po obu stronach wszystkich tych miejsc stoją majestatyczne secesyjne kamienice. Idąc tak od Alei, mijamy Bank PKO, Kino "Zorza," Muzeum Okręgowe, Kościół Świętego Krzyża zwany "Studenckim," bar "Wiarus," I Liceum Konarskiego, Delikatesy, "Kosmos," kino "Apollo," sklepy "Lukullus," dzwonnicę "Fary" i tak chodząc tam i na powrót wraz z setkami innych spacerowiczów. A dalej Plac Farny, Kościuszki, restauracja "Rzeszowska" i....Rynek. O tej porze świecą stylowe latarenki , a drzewa wystrzyżone w kształt okrągłości, majestatycznie rzucają swój cień....Czy ktokolwiek i kiedykolwiek zastanawiał się nad prawdziwą cechą architektonicznych szeregów mijających domów? Choćby rzeszowski Rynek - plac ograniczony fasadami starych kamienic, spowity kamiennym brukiem,
od góry bezmierną przestrzenią nieboskłonu, a u wylotu Kościuszki - majestatyczny Ratusz. I na tym placu czuję się jak we wnętrzu wielkiej budowli...."
Tego czerwcowego wieczoru, roku 1970, przechadzałem się po naszym Rynku starając się ukierunkować własne myśli tak, by czas przestał się dłużyć. Jak to dobrze, że człowiek ma odrobinę wyobraźni i może wedle własnej chęci przywołać dawne czasy i obrazy. Czas jednak powrócić do naszych dni i do współczesnego sposobu widzenia rzeczywistości. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie warto wracać do wspomnień. Może i tak? Ale ja jestem sentymentalnym gościem i trudno mi się wyzbyć przeszłości, zwłaszcza tych szczęśliwych, kolorowych wspomnień. Dziś wszechwładny czas zaciera kontury dawnego życia, jakie ono by nie było (to rozważania na inny już czas), wybiela kontrasty , zasnuwa wszystko mgłą zapomnienia. Pośród tej mgły błyśnie niekiedy światełko odnotowanej informacji. Ale czymże jest ona wobec tych wszystkich niezapomnianych starych dziejów....?
Życzę udanego dnia i całego tygodnia. Pozdrawiam.
P a p k i n
sobota, 14 maja 2022
W o l n a s o b o t a....
Ale się porobiło....(?) Mijający tydzień pełen obowiązków, z których musiałem się wywiązać. Sta brak stosownego wpisu. Ale się poprawię. Odbyłem sentymentalny spacer po ulicach starego miasta, podobny do tych, które pokonuję niemal kazdego dnia. Ale ten był wyjątkowy, sentymentalny. Zwracałem uwagę na to, czego na co dzień sie nie dostrzega, czyli to co zmieniło się przez lata, a jakoś trudno było zwrócić na te zmiany uwagę. A zatem do następnego tygodnia. Dziś w nadchodzącą wolną sobotą i niedzielą życzę udanego wypoczynku na łonie natury. Pozdrawiam
P a p k i n
piątek, 6 maja 2022
Kontrowersyjność Papkina, co to jest....?
Kiedyś, także na tym blogu pisałem, że jestem (podobno) osobą kontrowersyjną (?) Zastanawiam się , na czym miala by polegać ta "kontrowersyjność" w moim wydaniu? Aby odpowiedzieć, musiał bym cofnąć się do notki, którą zamieściłem dużo wcześniej lub daleko wstecz w moim życiu, a i tak nie wiadomo, co by z tego wynikło. Trudno zebrać wszystkie wątki takiego tematu, bo historia (też tak pisałem) jest bigosem, ciężko strawną zbieraniną wydarzeń nie tylko z ostatniego okresu życia, lecz z wielu lat, a nawet ich setek...."Kontrowersyjny" - czyli co, jestem jakiś sporny, dyskusyjny...? No dobrze, powiem tak - podejrzewam, że gdybym od najmłodszych lat kierował się wskazówkami i poleceniami rodziców (mojej Mamy, bo Ojca straciłem w wieku trzech lat), nauczycieli - z całą pewnością stwierdzam, że na pewno nigdy bym nie doszedł do tego, do czego doszedłem o własnych siłach (dzięki radzie - "zawsze licz na siebie...") Oczywiście, takie stwierdzenie graniczy z bezczelnością, ale czy w moim życiu jakim by ono nie było, ta doza cwaniactwa nie była (jest) pomocną? Jakoś do dziś nie mogę sobie przypomnieć nikogo z ówczesnych dorosłych (pomijam Mamę i Dziadków), które zechciały by bezinteresownie wpoić w mój młody wówczas umysł, zasady ludzkiego współżycia. Owszem - byli tacy i chwała im za to, ale byli też ludzie, którzy wykorzystywali mnie i moje środowisko traktując nas jak "niewolników," ludzie o innej kategorii, jakby obcych. Przykre jest to tyn bardziej, że dotyczy to osób również z kręgu bliskich, żeby nie powiedzieć - najbliższych. Jestem więc taki, jaki jestem, nie jakim mnie wychowano (?) I dobrze, że na złoczyńcę nie wyrosłem. Tak więc ta "kontrowersyjność" bierze sie z opinii tych, którym nie pasuje mók punkt widzenia tego świata. Ale to już inna sprawa.
Wszystkim życzę spokojnego wypoczynku na łonie natury pośród śpiewu ptaków i natury. Pozdrawiam.