To był....festyn, czyli takie sobie wspomnienie na czasie...
Zdecydowałem się (kiedyś) na gest bycia "dobrym..." Festyn i Ci ludzie z obłędnymi twarzami, tacy poważni i aksamitni zarazem. "Ubóstwo" i pewność siebie - wszyscy razem w jednym szeregu z "nim," głównodowodzącym....Metamorfoza zalana blaskiem słońca, grająca muzyka (popis pupili na instrumentach), śpiew dzieci i...Oni siedzący na ławach wokół wspólnych stołów w blasku swojej "niemocy...." Zdecydowałem się - to na razie tylko zamiar - "Wybacz i nie zdradź mnie przed nimi..." - słowa przychylnej osoby , której specjalnie nie znałem..."Wiesz - Oni są gotowi zrobić z Ciebie kukłę..." Im "ważniejszym" byłem, tym większa atrakcja, czyli pośmiewisko. Zdecydowałem, że zaświruję - to mi pozwoli przejść z nimi na "Ty," chociaż nie rozwiąże to problemów, które kiedyś się ujawnią (ujawniły się w lipcu br.)....Nie wiem, gdzie kończy się przyjaźń, a gdzie zaczyna wątpliwość, może nawet niechęć i którędy przebiega granica pomiędzy przychylnością, a niechęcią....? Postanowiłem zostać świrem - kelnerem obsługującym to niemrawe towarzystwo o kamiennych twarzach tym bardziej, jak jedna z "faworytek" brylowała pod wpływem "wody święconej" pośród "elity" w sąsiedztwie "głównodowodzącego." Ruszyłem pomiędzy stoły i wciskałem każdej z tych osób po kawałku rozkrojonego arbuza, co spotkało się nawet z przychylnością i od razu kamienne twarze zamieniły się w delikatny uśmiech....Byłem nie tylko świrem, ale też błaznem i tylko po to, aby rozbawić to smętne towarzystwo, w przeważającej większości starszych pań, a sobie udowodnić, że nadal jestem, sobą...Bo Oni mają się bawić, jeść, pić soki, których było do wyboru i patrzeć na otaczający nas świat - na te gacie rozwieszone na sznurku - własność sąsiada z pod jedynki....Bo tylko ja sam w całym towarzystwie znam prawdę kryjąca się pod płaszczykiem festynu, tą obłudę zalegającą pod postacią "płaszczyka dobroduszności " i zapewnień, że wszystko jest okay - co do tego się nie pomyliłem, czego doświadczyłem wkrótce. A teraz ponoszę konsekwencje ułomności tego, który doprowadził cały ten interes do ruiny...A ja nie ustaję w poznawaniu absurdu smaku, który pozostał balansując na krawędzi chaosu...
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz