Szukaj na tym blogu

środa, 30 października 2019

Zbliża się dzień Wszystkich Świętych oraz dzień Zaduszny, czas także rodzinnych spotkań i odwiedzin, a nade wszystko refleksji nad marnością tego świata. Może nie jest zbyt późno, żeby na przykładzie mojej rodziny (myślę o pokoleniu mojej Mamy, Dziadków i innych), zobaczyć jak radzimy sobie ze starością i samotnością. Może dzięki temu z tą swoją własną poradzimy sobie lepiej? Te słowa odnoszę również do samego siebie...W najbliższych dniach odwiedzać będziemy groby naszych bliskich...W powszechnej świadomości święto to funkcjonuje jako smutne, pełne zadumy. Czyżbyśmy nie wierzyli, że zmarli odeszli do lepszego świata? Jeśli nie traktujemy pobytu na cmentarzu jako kolejnego obowiązku, to smutek ten wynika bardziej z zadumy nad własnym życiem. Bo tu nad grobem bliskiej nam osoby mamy chwilę czasu i nastrój sprzyjający takim refleksjom. I chyba niewiele jest osób, które przekonane są o tym, że nic w swoim życiu nie muszą zmieniać. Sytuacja świata wstrzymującego oddech ze strachu, też nie nastraja optymistycznie. Obyśmy w tym lęku nie zastygli, nie przekuli go w nienawiść. Szacunek do zmarłych o jakim dziś mówię w ten kończący się październik i w listopadowy, "ponury" dzień, jest godny pochwały. Warto bez okazji szanować żywych, których codzienne życie - godne życie sprawia, że świat ten jakoś się kręci...

                                                             P  a  p  k  i  n

poniedziałek, 28 października 2019

                         Podróż za sto złotych...

Tradycyjnie, jak przed każdą kolejną wyprawą, wieczorem spakowałem niezbędne rzeczy potrzebne do określonej wędrówki w zależności od potrzeb, przestudiowałem plan trasy, czyli szlak, który zamierzałem przemierzyć, choć z cała pewnością ją znałem. Ale za każdym razem coś "nowego" można spotkać, coś się zmieniło...Obudziłem się tak wcześnie, że za oknem świecił księżyc - być może to on był sprawką tego "zamieszania"? Przejmująca cisza otaczała mrok i całą Wetlinę. Po małym śniadaniu, z bułką w dłoni ruszyłem asfaltówką w kierunku Brzegów Górnych, aby w którymś miejscu wejść na drogę w poprzek połonin w kierunku Nasicznego i Dwernika. Wcześniej minąłem dróżkę, a w zasadzie ścieżkę prowadzącą do domu pani Marii, którego tym razem nie będzie mi dane odwiedzić. Dziś w moim zamierzeniu jest Nasiczne i Dwernik oraz Chmiel. Zdecydowałem się na powrót w te strony, gdyż ostatnim razem odwiedziłem to miejsce wiele lat temu. Miejsca na uboczu, choć jeżdżą tu autobusy rejsowe, ciekawe, zwłaszcza wodospady na potoku Nasicznym. (dziś napisał bym, że jestem zdumiony jakością drogi, ale wtedy...?) Własnie wtedy była to droga dziurawa jak szwajcarski ser, zresztą podobna do innych ówczesnych dróg w tej części kraju...Nocną porą lub o wczesnym poranku dobrze tak się idzie w ciszy i świadomości, że nic 
mi tego spokoju nie zakłóci...Słońce delikatnie wstawało, kiedy znalazłem się na wspomnianej drodze tuż przed Nasicznym. Wędrówka była uciążliwa na tyle, że należało uważać, aby nie zaliczyć dołka w...jezdni. W tym miejscu zaraz za samą miejscowością nadarzyła się okazja do darmowej przejażdżki, a właściwie podwózki aż do Dwernika...Tuż przed Chmielem postanowiłem "odpocząć," choć podobne "przystanki" traktuję jako coś nie planowanego. Przycupnąłem przy niewielkiej budce z szumnym napisem: "Szałas" - kawa-napoje. Niestety - kawę musiałem wypić ze swojego termosu, a napoje uzupełnić w pobliskim sklepiku. Zresztą o tej porze tyle co otwartym, bo "Szałas" zamknięty był na cztery spusty...Kursowym autobusem udałem się do Zatwarnicy. Tutaj w przysiółku "Suche Rzeki" gdzie wiele lat temu biwakowałem z Gabrysiem na obozie przy ognisku, wreszcie mogłem porządnie odsapnąć. Wycieczka w Dolinę Sanu opłacała się.
Odwiedziłem tę część Bieszczad, którą rzadziej odwiedzam. Mnie bardziej interesują miejsca bardziej odosobnione, choć te również do takich należą. Na kwaterę wracałem zadowolony choć zmęczony. Wyszedłem z domu praktycznie w nocy, powróciłem o zmierzchu. Bo jeśli chce się coś osiągnąć, trzeba czasem "ukraść" noc. To własnie w górach czas odgrywa dużą rolę. Nie będę tłumaczył - proszę samemu sobie odpowiedzieć...Co będę robił jutro - nie wiem. Jutro będzie jutro, a dziś jest jeszcze dziś. Pozdrawiam.

Cdn...
    

piątek, 25 października 2019

                        Podróż za sto złotych...

Mijamy Żubracze...Teraz nasza ciuchcia wspina się pod łagodne wzniesienie w kierunku małej osady o tej samej nazwie, co przepływająca przez nią rzeka Solinka. Stąd rozpoczyna się uroczy, leśny odcinek trasy kolejki przeciskając się przez puszczę bukową w paśmie granicznym (Słowacja) wzdłuż koryta Solinki. Balnica - to nic innego, jak tylko mała polana w leśnej głuszy. Kiedyś była tu wieś spalona przez bandy UPA i nigdy już nie podźwignęła się do życia. Jest tu niewielki budynek, w którym można posilić się lub napić się...piwa. Poza tym miejsce odludne, choć odwiedzane okresowo przez turystów tak jak dziś. Można co prawda przejść dzikimi kniejami wzdłuż torów, ale taka wycieczka zalecana jest raczej, a może wyłącznie dla osób znających teren i obeznanych w obcowaniu ze zwierzyną.
Można tu natknąć się nie tylko na wilka, ale przede wszystkim na niedźwiedzia, żbika nie wspominając o czarnej żmii w tym bezludnym miejscu, gdzie w promieniu wielu kilometrów można nie spotkać żadnego człowieka. 
Rzeka Solinka, która cały czas nam towarzyszy, to druga co do wielkości po Osławie bieszczadzki dopływ Sanu, Liczy 45 kilometrów długości, a jej źródła tryskają w masywie Hyrlatej na wysokości około 1000 metrów i właśnie z podnóża tego masywu, leśny pociąg zmierza w kierunku Balnicy.
Jak wcześniej wspomniałem - Balnica, to obszerna polana pośród lasów z czterema rzędami torów, czyli tzw. podwójna mijanka dla dwóch składów pociągu. (tak było za czasów, gdy można było dojechać kolejką z Cisnej do Rzepedzi, ale to bardzo odległe czasy). Po lewej stronie polany widnieje ściana bukowego lasu, a zaraz za nią przebiega pas graniczny (kolejka jedzie tuż przy granicy ze Słowacją, gdzie znajduje się także piesze Polsko-Słowackie przejście graniczne - Balnica-Osadne. Jest tu także niewielkie agroturystyczne miejsce ze sklepikiem oraz pole namiotowe. Kolejka jest jedynym środkiem komunikacyjnym, którym można dotrzeć w to miejsce. 
Można tu w zupełnej ciszy odpocząć o każdej porze roku: pojeździć konno, rozpalić ognisko i...usnąć w namiocie. Jesienią wsłuchać się w jelenie gody, pospacerować po kolorowym lesie podczas grzybobrania, natknąć się na wilka lub nawet niedźwiedzia. Okolica bogata w runo leśne. Kubek takiego smakołyku ze śmietaną i cukrem wabi podniebienie...Tuż przed powrotem kolejki do Cisnej-Majdanu, na stacyjkę wtacza się drugi pociąg, nazwany przeze mnie "czerwonym smokiem...." 

 Po powrocie do Majdanu opuszczam kolejkę i spacerkiem wzdłuż torów udaję się do odległej o 3 kilometry Cisnej. Marsz po asfaltowej drodze nie należy do mojego gustu. Zaplanowane na dzisiejszy dzień atrakcje, dostarczyły mi nie mało przeżyć... 
   Pozdrawiam. Cdn...
Zdjęcia:
- Jazda wzdłuż rzeki Solinki
- stacja w Balnicy
- bieszczadzkie buczyny
- Balnica - dolina ciszy

   




     

środa, 23 października 2019

                         Podróż za sto złotych...

Dźwięk budzika wypełnił piskliwym tonem pokoik na poddaszu w domu Mariana - syna "Kaski Litwinki" - (Marii Stypółkowej - wspominałem wielokrotnie o naszej przyjaciółce - Matki Bieszczad, jak Ją nazywaliśmy)...Wieczorem, po kolacji kładąc się spać, dość długo jeszcze czytałem ciekawe opracowanie dotyczące historii Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej. Usnąłem około północy...Przed snem nastawiłem budzik, aby wczesnym rankiem nie przysypiać. Chciałem zjeść śniadanie i robiąc krótki spacer do "centrum" Wetliny, udać się na przystanek autobusowy zdążający w kierunku Cisnej. Pogoda po wcześniejszych deszczach , które sparaliżowały mój wcześniejszy przyjazd w te strony - klarowała się dość szybko. Wcześniejsze opady dość znacznie nawodniły bieszczadzkie górskie szlaki. Okres pomiędzy poprzednim i obecnym pobytem skutkowały tym, że błoto zalegające na leśnych ścieżkach obeschło na tyle, że można było zaryzykować udanie się na szlaki. Połoniny (widać jak na dłoni - zdjęcie w notce poniżej), zalśniły w jasnym słońcu, a mgły odeszły w niepamięć, aby podczas mojej wędrówki z plecakiem na ramieniu, można było relaksowo i słonecznie przejść przez malownicze, turystyczne szlaki. Ale tym razem nie planuję samotnej wędrówki po dzikich Bieszczadach... Dzień zapowiada się cie ciepły, co potwierdził wczoraj synoptyk GOPR, z umiarkowanym zachmurzeniem i oczywiście ze względu na zaplanowane atrakcje...A na dziś zaplanowałem powtórną podróż kultową wąskotorówką, czyli Bieszczadzką ciuchcią. Idąc dość sfatygowaną asfaltówką podziwiam poranne białe chmurki na niebieskim niebie.... 
Zacznę od końca...Przysłup - stacyjka znajduje się tuż obok hodowli i smażalni pstrągów. Gdy zajeżdża tu pociąg pełen turystów, w mgnieniu oka ustawia się kolejka do smażalni po cieplutkiego pstrąga i kufelek złotego piwka, a skład kolejki pustoszeje prawie całkowicie . I tak jest za każdym razem. Jest mnóstwo czasu na spokojny posiłek i poraczenie się kufelkiem piwa. Odjazd bowiem do Majdany nastąpi za około 40 minut... Pamiętam starą, harcerska piosenkę o Bieszczadzkiej ciuchci, którą kiedyś nuciłem wraz z kolegą, a zarazem sąsiadem z Serwówki - Gabrysiem i jego bratem Markiem przy ognisku na obozie w Stuposianach, chyba około 1969 roku. Marek akompaniował na gitarze:
"Jedzie bieszczadzka ciuchcia,
sypie, strzela iskrami
taka, co przed laty,
jeździła z traperami.
Jedzie bieszczadzka ciuchcia,
pokryta patyna czasu,
sapie, kicha czasami,
w głębi bieszczadzkich lasów..."
Oczywiście nie pamiętam już dalszej części piosenki, ale było wesoło w czasie naszych wypadów w bieszczadzkie lasy. (proszę mieć na uwadze to, że w tamtych latach wyjazd w te strony nie był jeszcze tak łatwy jak dziś)....Kolejka przemierza teren Cisniańsko-Wetlińskiego Parku Krajobrazowego. Na odcinku Majdan-Żubracze wjeżdża w coraz bardziej zwężającą się dolinę górnego odcinka rzeki Solinki, która towarzyszy nam w drodze do Przysłupia, pokonując kilka zbudowanych nad urwistym jej korytem mostami....
 Dobranoc...cdn...
  

sobota, 19 października 2019

                         Podróż za sto złotych...

"Jeśli Twoje losy zawiodły Cię w Bieszczady...Jeśli otwarłeś swe oczy, serce, duszę i głowę na to co Bieszczady chcą Ci powiedzieć...Jeśli to Ciebie trafiło, poraziło - wrócisz do tej krainy nadwrażliwych. I kiedy oprócz zdjęć i wspomnień usiądziesz w cieple swojego domowego ogniska, gdy za oknem dżdżysta pogoda, śnieg i mróz - wspominasz bieszczadzkie przygody - sięgnij również po książkę Andrzeja Potockiego "Majster Bieda," czyli Zakapiorskie Bieszczady...Nadwrażliwi przyjeżdżają w te miejsca tylko raz - potem tylko tu wracają. Tak i po wspomnianą książkę sięgał będziesz niejednokrotnie...Znajdź więc chwilę czasu i zapoznaj się z moimi przeżyciami, którymi się z Tobą dzielę....


                                                    P  a  p  k  i  n... 
Obywatel świata, optymista, trochę romantyk, troszkę "postrzelony," czasami słabszy psychicznie, realista, ryzykant...A tak po prostu normalny facet z odrobiną marzeń..."

                                                         *****
Po nieudanej przymiarce wyprawy w miejsce, które od zawsza mnie przyciągało, na początku lipca, trochę ze względu na niesprzyjającą pogodę, a troszkę z niezadowolenia "woźnicy" (kierowcy), poczułem się tak, jakbym był u celu, ale nie mógł dotknąć chmur, które tu w Bieszczadach mają swój wyjątkowy charakter. Mój niedosyt potęgowała wcześniejsza podróż, którą przebyłem od Bałtyku po Rzeszów, tracąc czas na niepotrzebne animozje, przepychanki i nastrój tych drugich. Rzecz w tym, że obiecałem moim bliskim wspólną wyprawę w miejsce, którego wcześniej nigdy nie odwiedzili, a ja sam będąc "znawcą" tego obszaru, mimo wszystko do końca jeszcze nie poznałem na tyle, aby być "przewodnikiem." Oczywiście - to przewodnictwo jest moją domeną tak jak stwierdzenie, że do końca jeszcze wszystkiego nie poznałem...i jest to prawdą. Wielokrotnie bywam, również w tych samych miejscach, ale ile jeszcze takich, gdzie nie dotarłem mimo upływu lat...? W dniu, kiedy powróciłem do domu postanowiłem, że po zregenerowaniu sił nadszarpniętych podróżą przez całą Polskę - wyruszę sam tak, jak to robiłem dotychczas. W tym przypadku moją bazą wypadową będzie Wetlina, w leśniczówce mojego kolegi Mariana. Ale póki co, "walczyć" musiałem z samym sobą i swoim nastrojem...Pogoda nie wybiera i zawsze należy przygotowanym być na każdą ewentualność...Dziś aura paskudna, taka jesienna z tą różnicą, że ciepło i liście z drzew nie spadają. I jak tu się nastroić na "kolorowe" lato...? Samopoczucie raz zależy od pogody, raz zapewne od fazy księżyca i...nasłonecznienia całej kuli ziemskiej, nie mówiąc już o tych bieszczadzkich ścieżkach, zapewne w tej chwili mokrych, błotnistych, ściekających wodą...?  Jak trzymać fason kiedy pada? Jestem co prawda "uzbrojony" w pelerynę i gumowce - wszystko to chroni przed deszczem, ale nie przed wilgocią...Każdy miewa lepsze i gorsze dni, choć taka aura jak dziś nie skłania do entuzjazmu, ale co zrobić?  Jak się zapętlisz i zapomnisz o auto współczuciu (?)  to jeszcze w depresję wpaść możesz. I o dziwo, w sprawie nastroju, to nijak ma się powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...jakiego siedzenia, skoro stawiam krok po kroku idąc przed siebie?  A może odwrotnie - czy człowiek ciężko doświadczony marszem w deszczu, czy bogacz opływający w dobra wszelakie (jakie do licha ma to znaczenie), czy nawet niepoprawny lekkoduch - taki jak ja dziś, też ulega podobnym nastrojom...?    
Przez tydzień chodziłem nakręcony, jakbym przeczuwał coś gorszego, co w moim wydaniu oznaczało odłożenie na kilka dni wyprawy, co samym rozumem nie mogłem tego ogarnąć..."Wściekłość" mnie bierze, kiedy przez jakieś widzimisię pogodowe, nie mogę w pełni zrealizować swoich planów...Jeszcze jak jestem tylko smutny, to pół biedy, ale jak zły, poirytowany, to nic, tylko "lotnik kryj się" - trudno panować nad emocjami. Bo w końcu muszą one gdzieś znaleźć ujście. Taka szara godzina za duszę chwyci i niczym ten dusiołek trzyma. Musiałem więc ugryźć się w przysłowiowe cztery litery, bo bezradność w takiej  sytuacji jest niczym rzep na psim ogonie...
 cdn.
  

piątek, 18 października 2019

W weekendowy piątek życzę, aby niebo nam się rozchmurzyło, a dzień stał się piękniejszy. Pogodnego i udanego weekendu życzę wszystkim...


A od jutra zapraszam na krótkie spotkania wspomnieniowe z przed kilku lat. Pozdrawiam.

                                                                 P  a  p  k  i  n

                                                 

poniedziałek, 14 października 2019

                                      Marzenia 

                    z pod zamkniętych powiek...

Wracając do notki z przed kilku dni, warto zatopić się w myślach. Kiedy ciemne niebo nad Tobą lub rozświetlone gwiazdami, pomarzyć warto nim zmorzy Cię sen...Może być też nad Tobą niebo zachmurzone z deszczem lub ulewą. Nie ma to znaczenia, gdy jesteś w namiocie pod osłoną brezentu. Tu w tej głębokiej głuszy nikt Cię nie słyszy, nikt nie podsłucha. Możesz mówić do siebie w ciszy albo na głos słowami wykrzyczanymi z żalu, tęsknoty, ze szczęścia...Przykucnę tak sobie w ciepłej myśli, by ogrzać oczy pomarańczowym blaskiem księżyca. Wtulę się w pejzaż mnie otaczający, w atmosferę przytulnego lasu, który 
majaczy tuż obok. Przywołuję stare czasy z moja dziewczyną, żoną, przyjaciółką - wspomnieniem o Niej i naszym świecie. Czuję Jej zapach i płomień, który skrzył się w Jej przymkniętych oczach...A ja dotykiem płonę pieszcząc Twoje dłonie. I tak mi się marzy poleżeć na trawie albo na sianie pachnącym, jak to kiedyś bywało, poddać się słońca promieniom gorącym, albo w deszczu ciepłym zatańczyć z Tobą...Marzy mi się usłyszeć skowronka piosenkę na wysokim niebie, dostrzec jaskółki lot hen wysoko, żab rechotanie po zapadnięciu zmroku...Ja na tym sianie wciąż leżę, choć wieczór za płotem...i jeszcze ognisko tuż na brzegu wartko płynącego strumienia. Gdy cicha noc kroczy, oddam się w przytulne Twoje ramiona i tak usnę w Ciebie wtulony. A wczesnym rankiem razem posłuchamy, jak słowik w swych trelach wita tych, którzy już nie śpią...Bo siano wciąż pachnie, ognisko wciąż plonie, a Twoje ramiona tak ciepłe i czułe nadal mnie obejmują, a ja czuję się w nich jak w niebie...Chciałbym, aby sen ten trwał jak najdłużej, abyś wróciła do mnie...Bo dziś już nie wiem, czy moje marzenia są zamglone...i te wspomnienia o Tobie...? 
Wtul się tak w ciepły kamień rozgrzany w ognisku. Pomarz o pięknych chwilach, które przeżyłeś i uśnij szczęśliwym snem. Bo nad Tobą niebo pełne gwiazd rozpościera nocną poświatę, a księżyc tuli Cię do snu. Gdy rano się przebudzisz wstanie słońce i powita nowy dzień - Ty również...
Miłego dnia...

                                                             P   a   p   k   i   n  

piątek, 11 października 2019

                                   Good  Morning!

Stoi przede mną świeżo zaparzona
kawa prawdziwa na stół podana,
jej pianka skrzy się, ciepło paruje,
para się sennie wije i snuje...
                      ********
Szczęśliwości i dobrego humoru, wypoczynku i radości na nadchodzący weekend wszystkim życzę.

                                                                   P  a  p  k  i  n

wtorek, 8 października 2019

                             Na przekór innym...

Kiedy znajdziesz się na podobnej ścieżce, w szczerym polu, w lesie - nie wstydź się mówić do siebie..."Idę przed siebie rozmawiając z sobą..." Słyszałem wiele opinii mówiących o tym, że wszyscy Ci, którzy rozmawiają z sobą, mówiących do siebie, to ludzie mający coś pod kopułą. Opinie agresywnych radykałów oraz tych, co określają wspomniane zachowania jako coś normalnego. Jestem w tej drugiej grupie respondentów. Jeśli idzie o mnie (wzmiankowałem to już wcześniej), to rzeczywiście - rozmawiam ze sobą, kiedy pokonuję całe kilometry po bieszczadzkich bezdrożach i nie tylko tam - wszędzie, gdzie czuję się wolnym, zadowolonym, szczęśliwym, kiedy obcuję z samotnością - tą prawdziwą, wybraną dobrowolnie, kiedy wiem na co się porywam. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak mógłbym iść tak nie myśląc, nie wypowiadając słowa. W takich przypadkach jestem partnerem dla siebie, a zarazem rozmówcą. Nie przyglądam się do lustra, bo go tu nie mam, ale wiem, że "nie jestem sam." Siłą rzeczy myśleć trzeba, to konieczność mając na uwadze różne zdarzenia, które mogą stać się rzeczywistością, a rozmowę z samym sobą traktuję za coś normalnego. Dodaje to animuszu i pewności siebie, stwarza pozory bycia w towarzystwie, dodaje odwagi...I niech sobie mówią wszyscy Ci, że mam coś pod kopułą, że jestem niezrównoważonym brzuchomówcą lub jeszcze kimś innym,
niech się śmieją - to podobne tylko do tych, których można okrzyknąć mieszczuchami, nierozumiejącymi czy też, a może własnie nieudacznikami, którzy kultywują zgniłą teraźniejszość? W tym miejscu nasuwa mi się pomysł, który miałem zaznaczyć w jednej z wcześniejszych notek, ale uznałem, że nie lubię takich tematów i ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Taki "cycuś," jak określiłem swojego rozmówcę - kiedyś mnie zagadnął pytając: "Czy pan coś do mnie mówi?"  Nie, nic nie mówię, a jeśli już, to wyłącznie do siebie. A była to krótka analiza tego co miałem do wykonania. Mogę więc być dziwakiem, brzuchomówcą  - niech tak pozostanie. Dzielę się z samym sobą swoimi przemyśleniami w ciszy lub szeptem - to 
pomaga i chroni przed...sklerozą. Przez podobne zachowania tych agresywnych radykałów, jestem zgniłym staruchem, moherem, a nawet tym, czego bym nie chciał powtarzać - słów obrzydliwych, pogardliwych itp. A ja jestem sobą i jak podkreślam to po raz któryś - zawsze sobą byłem i to się nigdy nie zmieni. Lubie rozmawiać z sobą, zwłaszcza kiedy jestem na prawdziwym odludziu, podyskutować, przemyśleć pewne sprawy, na które nie mam czasu w warunkach cywilizowanego świata - tu na pustkowiu przychodzą łatwiej. W zaciszu umysłu, daleko od ludzkich spojrzeń, obecności, na łonie natury, poza zasięgiem szyderców, prześmiewców...Idę przed siebie rozmawiając z sobą, idę sobie powolutku i bez smutku." Co przez to czuję niech inni sami się przekonają stosując tę samą metodę.
Życzę powodzenia i spokoju ducha. Dobranoc wszystkim.

                                                 P  a  p  k  i  n 

sobota, 5 października 2019

                      Mamy jesień za progiem...

Od kilku dni jesień puka do naszych drzwi. Większość jesiennych, zwłaszcza zimnych i deszczowych dni spędzamy w domu - ma to swoje zalety. Więcej czasu spędzamy z bliskimi, możemy czytać książki, oglądamy telewizję. Spędzamy jesienne dni w ciepłym zaciszu domu, możemy też powrócić do wspomnień. Wspomnienia są ważne w naszym życiu, to powrót do chwil, które minęły i być może nigdy już nie wrócą. Niektórzy z nas lubią przeglądać zdjęcia,odwiedzać ulubione miejsca, przeczytać rodzinne historie zasłyszane w dzieciństwie - rozpamiętywać...Z radością powracamy do przeszłości, szczególnie jeśli będziemy mieli okazję opowiedzieć nasze wspomnienia najmłodszym. Są też wspomnienia  mniej przyjemne, wszystko zależy od okoliczności, o których nie chcemy pamiętać...Wiele rzeczy w życiu żałujemy, wiele nas boli, złości. Czasem uda się wybaczyć komuś wyrządzone nam krzywdy, ale nie zapominamy , bo nie jest łatwo zapomnieć. 
Możemy się nauczyć z tym żyć i odpowiednio zdystansować, ale nie zapomnieć. Niektórzy z nas potrzebują na to więcej czasu - wybaczyć, to wielka odwaga. Nie wstydźmy się przed sobą płakać, użalać, wykrzyczeć złość! Nieustanne powstrzymywanie w sobie emocji, może spowodować, że za kilkadziesiąt lat otrząśniemy się jako zgorzkniali staruszkowie, którzy wciąż nie mogą się pogodzić z przeszłością. Pamiętajmy, że każda sytuacja nas czegoś uczy i do czegoś prowadzi, ale one tak na prawdę mają sens, pod warunkiem, że wyciągamy z nich wnioski i naukę na przyszłość. Nie wolno nam wymazywać z pamięci tego co było złe, ale trzeba pamiętać i być na przyszłość ostrożniejszym... Tego życzę wszystkim w ten (nie) pogodny i ponury dzień. Mimo typowo jesiennego dnia, niech wszystkim świeci słońce, a uśmiech na twarzy niech gości na Waszych ustach. Pozdrawiam.

                                                                                P  a  p  k  i  n 
    

środa, 2 października 2019

                                   Obrodziły...

...A jeszcze kilka dni temu słyszałem, że grzybów nie ma - nic mylnego...!  Wysyp jest tak wielki, a ja nie byłem przygotowany na tak duży zbiór. 
W samym lesie zbyt długo nie byłem - wystarczyło raptem około 2,5 godziny i taki efekt.
Kto może niech idzie do lasu - wystarczy dla wszystkich, niech skorzysta ze świeżego powietrza

 i widoku dorodności leśnych owoców, zmiany otoczenia. Wszystkich serdecznie pozdrawiam.

P  a  p  k  i  n