Podróż za sto złotych...
Tradycyjnie, jak przed każdą kolejną wyprawą, wieczorem spakowałem niezbędne rzeczy potrzebne do określonej wędrówki w zależności od potrzeb, przestudiowałem plan trasy, czyli szlak, który zamierzałem przemierzyć, choć z cała pewnością ją znałem. Ale za każdym razem coś "nowego" można spotkać, coś się zmieniło...Obudziłem się tak wcześnie, że za oknem świecił księżyc - być może to on był sprawką tego "zamieszania"? Przejmująca cisza otaczała mrok i całą Wetlinę. Po małym śniadaniu, z bułką w dłoni ruszyłem asfaltówką w kierunku Brzegów Górnych, aby w którymś miejscu wejść na drogę w poprzek połonin w kierunku Nasicznego i Dwernika. Wcześniej minąłem dróżkę, a w zasadzie ścieżkę prowadzącą do domu pani Marii, którego tym razem nie będzie mi dane odwiedzić. Dziś w moim zamierzeniu jest Nasiczne i Dwernik oraz Chmiel. Zdecydowałem się na powrót w te strony, gdyż ostatnim razem odwiedziłem to miejsce wiele lat temu. Miejsca na uboczu, choć jeżdżą tu autobusy rejsowe, ciekawe, zwłaszcza wodospady na potoku Nasicznym. (dziś napisał bym, że jestem zdumiony jakością drogi, ale wtedy...?) Własnie wtedy była to droga dziurawa jak szwajcarski ser, zresztą podobna do innych ówczesnych dróg w tej części kraju...Nocną porą lub o wczesnym poranku dobrze tak się idzie w ciszy i świadomości, że nicmi tego spokoju nie zakłóci...Słońce delikatnie wstawało, kiedy znalazłem się na wspomnianej drodze tuż przed Nasicznym. Wędrówka była uciążliwa na tyle, że należało uważać, aby nie zaliczyć dołka w...jezdni. W tym miejscu zaraz za samą miejscowością nadarzyła się okazja do darmowej przejażdżki, a właściwie podwózki aż do Dwernika...Tuż przed Chmielem postanowiłem "odpocząć," choć podobne "przystanki" traktuję jako coś nie planowanego. Przycupnąłem przy niewielkiej budce z szumnym napisem: "Szałas" - kawa-napoje. Niestety - kawę musiałem wypić ze swojego termosu, a napoje uzupełnić w pobliskim sklepiku. Zresztą o tej porze tyle co otwartym, bo "Szałas" zamknięty był na cztery spusty...Kursowym autobusem udałem się do Zatwarnicy. Tutaj w przysiółku "Suche Rzeki" gdzie wiele lat temu biwakowałem z Gabrysiem na obozie przy ognisku, wreszcie mogłem porządnie odsapnąć. Wycieczka w Dolinę Sanu opłacała się.
Odwiedziłem tę część Bieszczad, którą rzadziej odwiedzam. Mnie bardziej interesują miejsca bardziej odosobnione, choć te również do takich należą. Na kwaterę wracałem zadowolony choć zmęczony. Wyszedłem z domu praktycznie w nocy, powróciłem o zmierzchu. Bo jeśli chce się coś osiągnąć, trzeba czasem "ukraść" noc. To własnie w górach czas odgrywa dużą rolę. Nie będę tłumaczył - proszę samemu sobie odpowiedzieć...Co będę robił jutro - nie wiem. Jutro będzie jutro, a dziś jest jeszcze dziś. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz