Kto słowem wojuje...
Temat już podejmowałem dawno temu. Myślę, że jest nadal aktualny i być może właśnie z tego powodu, nie publikuję lub rzadko swoje "poetyckie" myśli, co nie znaczy, że wszystko chowam w szufladzie. Ale do rzeczy...
"Litera, literka, litery, literki...Słowo, słówko, słóweczka i słowa...Zdania, zdanie - lub ich kilka, może być szereg zdań - ich ciąg...Słów moc wielka, słów moc sprawcza.... Słowa na nas oddziaływają, słowa nas ranią....A może słowa ranić nie mogą? Nie, nie, w wielu przypadkach nawet bardzo...!
Słowa są sobie, a my sobie. Zanurzamy się w słowach, taplamy się w myślach inicjowanych słowami...Nie rozumiemy słów, a może (z) rozumieć (nie) chcemy, bo i po co rozumieć (zbyt) wiele...?
Rozumienie i zrozumienie, to co innego, ale...Co zrozumienie "cokolwiek" nam daje? Rozumiejąc zaczynamy widzieć "co" ale nie wiemy "po co i jak." A może słowa są tylko swoistą bronią narwańców, którzy nadają im znaczenia większego niż w istocie mają...? Przecież słowa, to tylko "słowa." Puste słowa rzucane od niechcenia, bez zastanowienia, znaczenia nie mają żadnego. Tylko czyny znaczenie i wartość mają, a słowa często okazują się niczym lub nawet niekczymnością, "złudną nadzieję" w nas potęgując...
Wiem - trudne do zrozumienia. Ale jeśli "wojuje" się słowem, jak ja to czynię - podobne refleksje dopadają mnie każdego dnia, w każdej chwili, gdy biorę długopis do ręki. Jestem świadomy tego, co za chwilę ktoś coś odpisze, odpowie, a nawet zgania...Proszę więc przeczytać raz jeszcze, może wielokrotnie nim mnie ocenisz (osądzisz), aby Ci się te myśli utrwaliły. Wtedy zrozumiesz, o co tak naprawdę chodzi...
Dobrej nocy, pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz