Czystość w domu, to oznaka nadmiaru wolnego czasu...
Żyjąc w Polsce można stać się paranoikiem...(?) Jeśli wierzyć temu, co mówią sami Polacy, niemal wszystko może spowodować moją śmierć...Choćby taki wiatr, albo końcówka banana. Do pewnego czasu nawet nie przyszło mi do głowy coś takiego, aby zajmować się wpływem wiatru, czy fragmentami owoców na swoje zdrowie. Ale teraz, gdy coraz więcej słyszę o takich bzdurach (?) W naszym kraju wiatr, który wieje z nie zagrażającą mojemu życiu prędkością jest - jak się okazuje rzadkością. Otóż dowiedziałem się, że niebezpiecznym "zawianiem" grozi zarówno powietrze nocne, jak też powietrze przed i po burzowe. Owszem, ostrzegano mnie przed halnym, gdy wyruszałem na bieszczadzkie szlaki, który może doprowadzić mnie (?) do samobójstwa oraz przed szczególnie groźnymi podmuchami wiatru atakującymi mokrą głowę... Tak więc nie mam pojęcia, gdzie nasz kraj zaopatruje się w tego rodzaju powietrze, ale być może powinien zmienić dostawcę? Co ciekawe, do tej pory żadna z tych rzeczy, przed którymi ostrzegał mnie mój rozmówca, nie zagroziła jeszcze bezpośrednio mojemu życiu, a bywałem w trudnych sytuacjach wędrując po bezludnych szlakach...Ale o takich rzeczach, które takie zagrożenia mogły by spowodować, czyli polskiej wódce i kierowcach, jakoś nikt mi wcześniej nawet nie wspomniał. Wiele lat temu moja żona dostała niemal ataku serca widząc mnie pijącego zimną wodę po zjedzeniu barszczu, nie wykazała natomiast żadnego zainteresowania, kiedy opowiadałem o tym, jak często kierowcy próbują mnie zabić, kiedy przechodzę na pasach przez ulicę...
Wyciągając wnioski z najczęściej słyszanych bzdur, muszę stwierdzić, że jedna z głównych przyczyn śmierci w naszym kraju są..."bose stopy," bo jeśli chce się naprawdę kogoś zaszokować i zasłynąć jako niebezpieczny i kompletnie szalony buszmen, nie można biegać nago wokół Rynku, bo akurat ten widok nie budzi zdziwienia przechodniów. Stań po prostu bosymi stopami na kostce brukowej, której akurat na Rynku jest pod dostatkiem...Jakiś czas temu byłem na piwie w ogródkach na Rynku. Siedziało tam jakieś małżeństwo, którego córka - mała dziewczynka biegała po trotuarze boso, od czasu do czasu wychodząc dalej w głąb Rynku. Ktoś zadzwonił po policję i...ogródek "zamknięto" z powodu...skandalu (?)
A ja próbowałem dowiedzieć się, na czym dokładnie polega bezpieczeństwo biegania na boso po nawierzchni Rynku. Pani policjantka, jak widać była zbyt zszokowana moim pytaniem, bo nie raczyła nawet odpowiedzieć. Wkurzyłem sie wtedy mówiąc jej wprost, aby zajęła się konkretną pracą, a nie pobierać pensję za nic nie robienie....Jak wiem z dzieciństwa i nie tylko, że żadne "coś" mnie nie spotkało, choć chodzenie na boso zawsze było czymś normalnym, nawet w zimie po śniegu. O ile dobrze zrozumiałem tłumaczenie durnej policjantki, chodziło o jakieś znajdujące się w ziemi złośliwe siły, które są w stanie przeniknąć przez stopy tego dziecka do całego ciała i spowodować, że dziecko to może umrzeć na...hemoroidy. Doprawdy, bardzo "mądra policjantka." W Indiach ludzie chodzą po rozżarzonych węglach, w Polsce prawdziwą odwagą wykazuje się ten, kto udaje się do kuchni bez kapci. A swoją drogą kapcie są w moim kraju wysoko cenionym rodzajem broni przed śmiercią od bosych stóp i hemoroidach. Ten, kto przyjeżdża do naszego kraju (mówię o obcokrajowcach), musi być przygotowany na to, że obsługa w hotelu zapyta najpierw o paszport, a potem o kapcie. Ich brak da obsłudze pełne prawo, aby odmówić wstępu...Szaleńcy, którzy odważyli się przybyć do Polski bez kapci, nie są wpuszczani . Nie zabranie tychże jest nawet większym przestępstwem, niż obecność narkotyków w walizce delikwenta. Jeśli takowy "turysta" będzie miał szczęście, uprzejmy celnik może ewentualnie wyposażyć gościa w specjalne kapcie rządowe, takie same, których używają polscy komandosi w celu obrony przed minami, czy bronią nuklearną. Sam kiedyś takie dostałem lat temu...hoho...dawno i zakładałem je okazjonalnie, kiedy na przykład wyjeżdżałem na poligon wojskowy....No cóż - mój problem nie kończy się niestety na bosych stopach. Okazuje się bowiem, że w moim kraju, aby nie wywołać paniki podobnej, jak na Rynku z udziałem małego dziecka, nie wystarczy ukryć stopy w jakichkolwiek butach - te muszą być dostosowane do pogody i...okazji. Mówię o tym, bo w pełnych butach można dostać uczulenia dermatologicznego i lataj jak z pypciem do lekarzy, bon ja tak "kocham" lekarzy jak....I owszem - posiadam tuzin butów na każdą okazję - w zimie pełne, latem sandałki...Zapewne też jestem (jak mi powiedział mój rozmówca) jedynym heteroseksualnym Polakiem na świecie, który posiada więcej par butów niż kufli do piwa. Życzę więc, aby inni mieli więcej tych bucików i to na każdą okazję niż ja (?)
I tak, jak w tytule....Jeśli nie ma się nic do roboty (wszystko zrobione), człowiek zajmuje się czymś, czym nie musiał by. A swoją drogą, przestanę słuchać przypadkowych rozmówców. Unikał też będę durnych policjantek.
Życzę udanych słonecznych dni oraz wesołego leniuchowania.
Pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz