Uciec na koniec świata...(?)
Zastanawiam się, czy ta przeciwność dotyka tylko mnie, czy inni maja podobne odczucia? Czasem dość mam sztywnych nakazów czy zakazów. Kiedy wyrażam odmienne zdanie, zaraz ktoś czuje się obrażony, podyktowany moim słowem, zresztą w dobrej intencji. Bo wygląda na to, że musiałbym chodzić wytyczoną ścieżką, jakbym swoich dróg nie znał i musiał za byle co "ugryźć się w język." Powinienem myśleć podobnie, jak myślą inni, tańczyć jak oni mi zagrają, kiedy akurat ta muzyka nie pasuje do moich kroków, albo usychać w "doniczce w oknie bez słońca." A to przecież nie jest moje miejsce. Nie chce mi się myśleć, o co tutaj chodzi i dlaczego kogoś tak bardzo interesuje moje życie? Czy zatem muszę uciec stąd gdzieś na koniec świata? Może ten planowany wylot do Rio, który odwleka się już w nieskończoność, byłby takim wyjściem...? A ja chcę być nadal sobą, decydować sam o swoim życiu, losie i tym, co chcę robić. Bo ja chcę czuć się wolnym człowiekiem, biec po pustej łące obsypanej kwiatami mojej wyobraźni, czy też tej w rzeczywistości, być sam na sam z sobą w chwilach, które wymagają przemyśleń, bez oglądania się na innych, położyć się na trawie, a nawet na mrowisku...(?) wąchać polne kwiaty lub nawet przeskakiwać kałuże. Moja wolność, to bycie w gęstym lesie i ginąć
bez echa w jego cieniu, albo wygrzewać się w słońcu snując marzenia i gonić motyle...Kto umie czytać pomiędzy wierszami, zapewne zorientuje się o co chodzi w tych słowach...
Dlaczego więc są tacy, którym nie odpowiada mój styl bycia i ciągle mnie napominają, że już nie powinienem pchać się gdzieś w "nieznane" daleko od domu i w ogóle...którzy "ingerują" w mój styl bycia, a nawet razi ich to, że chcę sobie nieba uchylić, sięgnąć do chmur, czy też nucić z wiatrem piosenki lub podziwiać zachody słońca pośród wysokich traw w Bieszczadach. Włóczyć się bezdrożami (robię to od lat) obcując z przyrodą...A Ci wszyscy nie od dziś mają coś do powiedzenia, że ryzykuję, ze nie wypada itp.
I jeszcze jedno, że "Oni się za mnie wstydzą..." Czyżby "przerażał" ich mój strój, bo wiadomo, że po takich wertepach nie chodzi sie pod krawatem...Jestem innego zdania i guzik mnie obchodzą ich wywody...
Serdecznie pozdrawiam na początku tygodnia. Gdy tylko pogoda ustabilizuje się, ruszę na swoje dawne "szlaki," byle najdalej od tej gawiedzi.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz