Serwowskie klimaty...Otoczenie.
Siedziałem tuż za domem z przyszywaną ciotką, która grzejąc się w słońcu dziergała guziki. Szyła nową koszulę dla męskiego klienta, popijając znienacka żółtą oranżadę...
W pobliżu, tuż za stodołą siedział pan Gwazdacz przed domem, palił papierosa, a "grymas" z pod nosa coś nam przypominał - pewnie był po piwie, gdy ciepłe słoneczko przygrzewało głowę. Wesoły był widok chwiejącego się gościa z lekkim uśmiechem na twarzy... Obok, jak zwykle na tarasie łysy pan roznegliżowany, bez koszuli, w półpasie do słonka się wystawiał. Potrafił tak siedzieć godzinami za "betonową" balustradą oparty o gzyms. To ojciec Krysi - koleżanki z zabaw ta, która na zawsze nas opuści. Pozostał płacz, zgryzota, żal i pamięć po dziś dzień wieczna... A dalej był ogród, taki z krzakami, po którym hasała ferajna, wieczorem krzykiem po nogach drapała, zbolałe rany w kąpieli.
W gęstych zaroślach od strony ulicy mieszkała rodzina Kleckich - i spoglądała ferajna przez okno, jak pani chodzi bez kiecki...Było wesoło naszej gawiedzi tej, co szalała po krzakach, razu pewnego nawet pan Burkiewicz uwagę zwracał poważną. Ogród serwowski, to inna sprawa - tam też hasała gawiedź, stary gospodarz powoli człapał i stękał idąc o lasce. Jego małżonka - Julia jej było, ptactwo domowe dogląda, a na podwórku płynie "piwo" - potok mydlanych baniek. To uroczysko, stęchłe, zaplute i my dzieciarni wianek, a ponad nami ociężały, długi jak dom cały - ganek... Tu Królikowscy oraz Kucharscy, górę zajmuje młodzież, synowskie chłopy gospodarza - pan Marian oraz Kazek. Stasiu Majchrowski na nogę utyka, żużlową drogą bieży, na końcu drogi jest jego
domek - drewniany po macierzy. Pani Łukawska w oknie stoi doglądając swojego ogrodu,
bo my spokojni proszę pani, nie chcemy pani zawieść...! I wpadła banda do ogrodu rozpoczynając "walkę," kto zbierze więcej, kto najlepszy - gruszki w koszule nabierz...!
Dostojny pan Podpromiem kroczy z laseczką w zacnych dłoniach, to pan profesor Szeliga Tadeusz, emerytowany belfer... Siedziałem na drzewie tuż pod jego domem i śliwki z gałęzi rwałem, pan mnie laseczką po dupie złoił - śliwek mu nie oddałem... Dziadek nasz wodę od niego nosił każdego dnia wiadrami, bo tolerancją nikt nie grzeszył - takie rodzinne znamię.
Od tamtych czasów po dzień dzisiejszy sumienie mnie gryzie w zadku, niefrasobliwość pełna pychy (?) - oj, tak chyłowski gagatku...! A Zbyszek, który bał się świni, bo śniły mu się koszmary, z krzykiem uciekał gdy go szczuli prosto do swojej mamy. Tomcio co skuter miał i ortalion i w nosie szukał kozy, na ryby pojechał i się osrał, wcześniej się najadł fasoli. A na asfalcie zawsze był żużel i grzały do przodu "motory," z haczykiem na kółku zaiwaniał Staszek, a za nim jego "potwory..." A dalej mieszkali starsi Szwarcowie, co mnie uczyli w szkole, na pomidory do nich chodziłem przez płot - zawsze wieczorem. A u Bieniaszów od strony podwórka mieszkał dostojny pan sędzia, ten co naszego wujka "oskarżał," na głowie od tyłu miał "przedział," Pan Królikowski ochoczo zamiatał schody i całe obejście, codziennie od rana śmiał się pod nosem, a potem na piwo chadzał. Wielka rodzina na piętrze mieszkała, Błażejów cała kupa, samych dziewczyn było dziesięć, a jedenasty był chłopak.... Później zmieniło się pokolenie i zamieszkali Burzowie, co by nie mówić,
nie opowiadać...nie, nic już więcej nie powiem... Takim sposobem można przywołać stare serwowskie dzieje, pomijam fakty biografii ludzi i w nos się niektórym śmieję. Pan Budzik - kolejarz kopnął mnie w zadek, bo język mu pokazałem, kopniak był mocny, dolegliwy, na trawie wylądowałem. A jeszcze potem, już po latach, tragedia go dosięgła, tak zginął Andrzej o piątej rano, gdy wracał z hucznego przyjęcia. Pani Kudrzańska, tu gdzie wieżowce miała swój mały domek, tuż obok dwie panny podstarzale, w "kurniku" mieszkały same. Jedna umarła, bo huczała sowa - taka legenda przetrwała, a druga po niej też się wyniosła na tamten świat - wieczorem. A u Kowalów zawsze jest słodko, bo z okna spadały cukierki, okrzyki ferajny daleko się niosły, głuszyły spokój wszelki... "Serce Maryni" Podpromiem kroczy, powoli i dostojnie, kto pod falbaną tej sukienki, chowa się tak uroczy...? Zwiewna sukienka, kapelusz na głowie, jakby hrabianka jakaś, kto ja tak nazwał, skąd się tu wzięła - ciotka Adela psioczy... Obraz to przedni naszego domu, wspomnienia dziś zostały, znikła Serwówka, nikt już nie wie, jakie to były klimaty. Najlepsze lata mojego dzieciństwa w dali gdzieś pozostały, gdy do nich wracam i wspominam, to oko się łzami żali. Nie ma Podpromia, starych domów, serwowski ogród umarł, bo gdy popatrzysz, na widoku masz tylko przed sobą halę...
Kazek, mój dziadek. Cieszę się, że trafiłam na Pańskie wpisy. Jakby co proszę o kontakt moizm@op.pl i pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń