Szukaj na tym blogu

sobota, 20 sierpnia 2016

Serwowskie klimaty...Otoczenie.
Siedziałem tuż za domem z przyszywaną ciotką, która grzejąc się w słońcu dziergała guziki. Szyła nową koszulę dla męskiego klienta, popijając znienacka żółtą oranżadę...
W pobliżu, tuż za stodołą siedział pan Gwazdacz przed domem, palił papierosa, a "grymas" z pod nosa coś nam przypominał - pewnie był po piwie, gdy ciepłe słoneczko przygrzewało głowę. Wesoły był widok chwiejącego się gościa z lekkim uśmiechem na twarzy... Obok, jak zwykle na tarasie łysy pan roznegliżowany, bez koszuli, w półpasie do słonka się wystawiał. Potrafił tak siedzieć godzinami za "betonową" balustradą oparty o gzyms. To ojciec Krysi - koleżanki z zabaw ta, która na zawsze nas opuści. Pozostał płacz, zgryzota, żal i pamięć po dziś dzień wieczna... A dalej był ogród, taki z krzakami, po którym hasała ferajna, wieczorem krzykiem po nogach drapała, zbolałe rany w kąpieli. 
W gęstych zaroślach od strony ulicy mieszkała rodzina Kleckich - i spoglądała ferajna przez okno, jak pani chodzi bez kiecki...Było wesoło naszej gawiedzi tej, co szalała po krzakach, razu pewnego nawet pan Burkiewicz uwagę zwracał poważną. Ogród serwowski, to inna sprawa - tam też hasała gawiedź, stary gospodarz powoli człapał i stękał idąc o lasce. Jego małżonka - Julia jej było, ptactwo domowe dogląda, a na podwórku płynie "piwo" - potok mydlanych baniek. To uroczysko, stęchłe, zaplute i my dzieciarni wianek, a ponad nami ociężały, długi jak dom cały - ganek... Tu Królikowscy oraz Kucharscy, górę zajmuje młodzież, synowskie chłopy gospodarza - pan Marian oraz Kazek. Stasiu Majchrowski na nogę utyka, żużlową drogą bieży, na końcu drogi jest jego
domek - drewniany po macierzy. Pani Łukawska w oknie stoi doglądając swojego ogrodu,
bo my spokojni proszę pani, nie chcemy pani zawieść...! I wpadła banda do ogrodu rozpoczynając "walkę," kto zbierze więcej, kto najlepszy - gruszki w koszule nabierz...!
Dostojny pan Podpromiem kroczy z laseczką w zacnych dłoniach, to pan profesor Szeliga Tadeusz, emerytowany belfer... Siedziałem na drzewie tuż pod jego domem i śliwki z gałęzi rwałem, pan mnie laseczką po dupie złoił - śliwek mu nie oddałem... Dziadek nasz wodę od niego nosił każdego dnia wiadrami, bo tolerancją nikt nie grzeszył - takie rodzinne znamię.
Od tamtych czasów po dzień dzisiejszy sumienie mnie gryzie w zadku, niefrasobliwość pełna pychy (?) - oj, tak chyłowski gagatku...! A Zbyszek, który bał się świni, bo śniły mu się koszmary, z krzykiem uciekał gdy go szczuli prosto do swojej mamy. Tomcio co skuter miał i ortalion i w nosie szukał kozy, na ryby pojechał i się osrał, wcześniej się najadł fasoli. A na asfalcie zawsze był żużel i grzały do przodu "motory," z haczykiem na kółku zaiwaniał Staszek, a za nim jego "potwory..." A dalej mieszkali starsi Szwarcowie, co mnie uczyli w szkole, na pomidory do nich chodziłem przez płot - zawsze wieczorem. A u Bieniaszów od strony podwórka mieszkał dostojny pan sędzia, ten co naszego wujka "oskarżał," na głowie od tyłu miał "przedział," Pan Królikowski ochoczo zamiatał schody i całe obejście, codziennie od rana śmiał się pod nosem, a potem na piwo chadzał. Wielka rodzina na piętrze mieszkała, Błażejów cała kupa, samych dziewczyn było dziesięć, a jedenasty był chłopak.... Później zmieniło się pokolenie i zamieszkali Burzowie, co by nie mówić,
nie opowiadać...nie, nic już więcej nie powiem... Takim sposobem można przywołać stare serwowskie dzieje, pomijam fakty biografii ludzi i w nos się niektórym śmieję. Pan Budzik - kolejarz kopnął mnie w zadek, bo język mu pokazałem, kopniak był mocny, dolegliwy, na trawie wylądowałem. A jeszcze potem, już po latach, tragedia go dosięgła, tak zginął Andrzej o piątej rano, gdy wracał z hucznego przyjęcia. Pani Kudrzańska, tu gdzie wieżowce miała swój mały domek, tuż obok dwie panny podstarzale, w "kurniku" mieszkały same. Jedna umarła, bo huczała sowa - taka legenda przetrwała, a druga po niej też się wyniosła na tamten świat - wieczorem. A u Kowalów zawsze jest słodko, bo z okna spadały cukierki, okrzyki ferajny daleko się niosły, głuszyły spokój wszelki... "Serce Maryni" Podpromiem kroczy, powoli i dostojnie, kto pod falbaną tej sukienki, chowa się tak uroczy...? Zwiewna sukienka, kapelusz na głowie, jakby hrabianka jakaś, kto ja tak nazwał, skąd się tu wzięła - ciotka Adela psioczy... Obraz to przedni naszego domu, wspomnienia dziś zostały, znikła Serwówka, nikt już nie wie, jakie to były klimaty. Najlepsze lata mojego dzieciństwa w dali gdzieś pozostały, gdy do nich wracam i wspominam, to oko się łzami żali. Nie ma Podpromia, starych domów, serwowski ogród umarł, bo gdy popatrzysz, na widoku masz tylko przed sobą halę...

1 komentarz:

  1. Kazek, mój dziadek. Cieszę się, że trafiłam na Pańskie wpisy. Jakby co proszę o kontakt moizm@op.pl i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń