Wspomnieniowo...
Dzisiaj na odmianę trochę "pomarudzę..." W zamyśle miało być o czymś innym. Bo dziś, a właściwie jutro przypada kolejna smutna rocznica, ale o tym na końcu... Jak to ktoś wymyślił: - "z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach." Nie wiem kto wymyślił te słowa, ale na pewno miał rację i cechowało go poczucie mniejszej wartości. Nie...! Ja się nie użalam, choć doświadczyłem tego ciepełka rodzinnego i to dość dobitnie. Dziś w zasadzie "nie mam rodziny..." Ona jest, ale każdy zajmuje się własnymi sprawami. Przyjechać do kogoś, to znaczy być intruzem. Owszem - "cześć, dzień dobry, co u Ciebie i w ogóle...I zaczyna się pełnia więzi... Nawet moje zdjęcia są beeee, wiec nie chciałbym nikogo straszyć swoim wyglądem. Oczywiście, to kamuflaż, ale co by nie powiedzieći jak powiedzieć, na jedno wychodzi. A moje podróże..? Uwielbiam je, a moi bliscy często nawet nie wiedzą, nie są nawet świadomi, że jestem obok, że przechodzę tuż pod oknami mieszkania. Jest to podyktowane kilkoma względami - czasem naprawdę nie zaplanowałem bycia u kogoś... Kabaret "Starszych Panów" miał w swoim repertuarze utwór, który do dziś jest aktualny, czy ktoś by chciał, czy nie: - "....Miał willę z ogródkiem, garaż i auto,
że każdy co nie ma zaraz by mieć chciał to,
i wizję i fonię i pralkę i frak,
więc czego, ach czego, ach czego mu brak...?"
Rodziny, rodziny....
Tak..! Dzisiaj brak tych więzi, ale takie czasy, w których niejednokrotnie trudno się odnaleźć. Mimo wszystko, kiedyś było lepiej. Często przeglądam stary pamiętnik mojej krewnej (stryjenki mojej Babci), a w nim tyle serdeczności, wierszyków, które i tu kiedyś zaprezentuję. Inna epoka, inni ludzie, inna mentalność... W swoich przemyśleniach często (może zbyt często) wracam wspomnieniami do dzieciństwa i tego miejsca tak magicznego, jakim była "Serwówka." Lubię ten temat i lubię wracać w tamte czasy, ot tak dla siebie. Jeśli ktoś dzięki mnie przypomina sobie tamte lata, to moja satysfakcja.
To lata wczesno pięćdziesiąte i nieco późniejsze, choć już na "obcej ziemi." Odkrywam na nowo nasze "dzienne sprawy." Pozwala mi to zatopić się w myślach, gdy jestem daleko od cywilizacji, na pustkowiu, w miejscu tak odludnym, aż niewyobrażalnie. Są w naszym kraju takie miejsca i to dosłownie. Tam słychać tylko cykady, śpiew ptaka, albo ciszę dźwięcząca w uszach. Stary, zapomniany cmentarz gdzieś na końcu świata. Ile tych miejsc jest w moim kraju, ile innych pięknych miejsc dla wypoczynku, a ludzie jadą gdzieś za granicę, wydają mnóstwo kasy, bo to takie europejskie...A tu cisza, spokój, piękne widoki i jak okiem sięgnąć - dalekosiężna przestrzeń. Uciekam w takie miejsca, bo one regenerują nie tylko umysł, pozwalają na odsapniecie od zgiełku miasta...
Wszędzie mam rodzinę, niemal w każdym zakątku: - Trójmiasto, Jelenia Góra, Skarżysko-Kamienna,
Przemyśl, Rzeszów, Sanok, Lesko, Solina, Kraków, Nowy Targ, Rabka, Zielona Góra, nawet Elbląg okazał się też taki ważny. Ktoś powie: - marudzisz..!? Tak, czasem trzeba. Bo jeśli coś mówię, mówię szczerze to, co leży mi na sercu, a ludzie szczerości nie lubią, czasem ich to drażni...Miałem przyjaciół, ale takich prawdziwych, od serca, co to akceptowali mnie takim jakim jestem, nie takich przyszywanych, fałszywych od oka. Już ich nie ma - zostałem sam. Oni teraz patrzą na mnie z góry i mi kibicują jeśli zrobię coś dobrego, "zwracają uwagę" na moje błędy. Nigdy nie obrażałem się z tego powodu, na uwagi pod moim adresem... Wracając do Serwówki (ten temat będzie się przewijał)
- jakoś nikt nie wpadł na pomysł zrobienia dokumentacji zdjęciowej z tamtych czasów. Owszem, one są, ale dotyczą innych, sąsiednich miejsc. Korzystam z tego materiału z wdzięcznością. Być może ich autorzy nie będą mieli mi za złe ich wykorzystanie w swoich pracach. Nie ma zdjęć starego Podpromia, ogrodów i wielu innych, o których wspomina choćby książka Franciszka Kotuli - przyjaciela mojego wujka i chrzestnego zarazem. Dzisiejsze pokolenie nie ma pojęcia jak to tu wyglądało. Stanie taki na placu zwanym dziś "dzikim parkingiem" (to miejsce po Serwówce) i co widzi przed sobą..? Betonowe cielsko hali sportowo-widowiskowej, budowanej chyba przez dziesięć lat, nic poza tym. A w tym miejscu stał dom pani Łukawskiej, dalej Feldów, dom Stasia Majchrowskiego, pana Szeligi i innych. Mój kolega z ferajny przeprowadził się do Zakopanego i tam mieszka. Wieżowce przy Lenartowicza przysłoniły ówczesny widok domu i ogrodu pani Kudrzańskiej. Restauracja, potańcówki i orkiestra przy pobliskiej ówczesnej Obrońców Stalingradu - (feeee, co za niestrawna nazwa). Wszyscy już odeszli: pan Burkiewicz, szewc Kowal, pan Gwazdacz, Krysia i Andrzej...cała elita klubu "Stali" - Stawarzowie, Kępa, Malinowski, Różański, Nazimek, Fedko (ten żyje jeszcze) i wielu innych...Tak..! Uciekam w świat zapomniany, w świat ciszy i spokoju. Dobrze czuję się na takim odludziu, gdzie spotykam wilka i tak na dobry sposób nie wiemy, kto komu powinien ustąpić miejsca...Moje kochane Bieszczady, szlaki turystyczne, a częściej dzikie szlaki, którymi sporadycznie ktoś się przemieszcza. Spotkać tu człowieka, to rzadkość. Poruszam się więc przestrzegając własnego bezpieczeństwa. Był kiedyś taki portal "Netlog," gdzie gromadziłem wszystkie swoje wspomnienia. Zniknął szybko, bo jego właściciele zrobili z niego portal randkowy. Szkoda! Dziś zaczynam jakby od nowa. Cóż mi pozostało..? Powtórzyć wszystko raz jeszcze. Więc na zdrowie panie Staszku, niech żyje Papkin...! I tymi słowami rozpoczynam dzisiejszy dzień z nadzieją, że będzie pomyślny pod każdym względem, tym duchowym także. Miłego dnia wszystkim życzę...
*
Jutro 5-rocznica śmierci mojego kuzyna Zbyszka z klanu Serwówki. Zbyszek zmarł 25 sierpnia 2011 roku i spoczywa na cmentarzu w Rzeszowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz