Jak to jest...?
Co jakiś czas w obiegu informacyjnym ukazują się wiadomości dotyczące losów znanych nam osób, które były w swerze naszych zainteresowań. Cieszyły się poklaskiem społeczności, hulały na salonach ciesząc się uznaniem, szacunkiem itp. Ostatnio w Internecie ukazała się obszerna informacja, a z dużą dozą prawdopodobieństwa, użalanie się na los jednego z takich postaci, którą jest pan Roman Kłosowski - aktor, znany m.in z roli Maliniaka. Z całym szacunkiem dla pana Romana i innych mu podobnych osób, ale jedna rzecz w tym obszernym artykule mnie "uderzyła." Otóż wynika z opisu, że rodzina aktora koniecznie i na siłę chciała pozbyć się uciążliwego łożenia i opiekowania się schorowanym członkiem rodziny (być może to dzieci pana Romana, czy najbliższa rodzina). Nie ważne, ale chodzi o sam fakt. Można przypuszczać, że to ów rodzinka zawdzięcza swój "dobrobyt" właśnie panu Romanowi, a dziś zamiast pomóc, otoczyć opieką owszem - chcieli to uczynić proponując oddanie człowieka pod czułą troskę Domu Starców. Tak, tak, nie wstydźmy się w taki sposób określić domu w Skolimowie tak nazwą, bo to jest Dom Starców tyle, że dla takich ludzi. Paskudne określenie, ale to oddaje skale pogardy dla ludzi, którymi powinna opiekować się rodzina. Pisałem na podobny temat wcześniej. Oczywiście - ja nie mam w perspektywie swojego losu powierzyć trosce takiego środowiska. Wystarczająco długo przebywałem w podobnych ośrodkach zwanych Domami Dziecka i tylko dlatego, że w wieku 3 lat zmarł ojciec, a najmłodszy z braci urodził się 5 miesięcy po jego zgonie. A kiedy miałem 7-8 lat, wraz z rodzeństwem dostałem się w upojne skrzydła "obcych," gdzie za "kradzież" chleba, byliśmy bici kołkiem od miotły, pasami albo cienką witką, która przecinała skórę do krwi. A wracając do tematu - z przykrością to mówię, niech się powiesi ten, kto popróbuje zgotować podobny los drugiej osobie w podeszłym wieku, schorowanej i wyrwanej ze środowiska... Inna sprawa, gdyby pan Roman naprawdę nie miał nikogo, ale z artykułu dobitnie wynikało, że obca osoba pomogła, zajęła się, a była to sąsiadka. Jak mówi powiedzenie: " z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach." Ale jest też inny aspekt sprawy, niekoniecznie dotyczący pana Romana. Aktorzy i inni celebryci cieszący się uznaniem, brykający na salonach, politykujący, opluwający i poniżający tych, którzy mają odmienne zdanie niż Oni, rozbijający się brykami i demonstrujący swoją przynależność. Wszystko do czasu... Potem przychodzi czas starości - nieunikniony (o ile dożyją) i co...? Okazuje się, że są bez środków do życia, albo mają zbyt mało, aby mogli egzystować. Pan Roman dzięki obcej osobie cieszy się życiem i wsparciem, ale zwykły śmiertelnik już go mieć nie musi. Po śmierci żony w 1994 roku miałem na utrzymaniu dwoje nieletnich dzieci - poprosiłem o takie wsparcie. Straszydło za biurkiem, bo inaczej nie można było określić tej "poczwary" z toną pudru na twarzy i ustami w szmince, że na taki widok można było się porzygać oświadczyła, że: "po wywiadzie w środowisku i przeanalizowaniu dokumentów, nie można mi udzielić wsparcia, bo przekraczam limit moich zarobków o... 9 złotych. Natomiast alkoholikom i innym "potrzebujący" jak najbardziej się należy. Nie ujawniam nazwisk celebrytów, którzy dziś mówią: "hulaj dusza piekła nie ma," a za jakiś czas będą "płakać," że na życie nie mają. A panu Romanowi życzę spokoju i wielu lat życia w otoczeniu życzliwych mu ludzi, nawet jeśli są to obcy i tylko obcy, a rodzinę niech pan oleje... I tym brzydkim słowem życzę wszystkim miłego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz