Szukaj na tym blogu

sobota, 10 grudnia 2016

                                          Z... uśmiechem...

Mam ostatnio chęć pogodzenia się z rzeczywistością... Błoga obojętność tak mnie ogarnęła, że gdyby kat na szafocie zakładał mi stryczek, to w pomocnym geście wysunąłbym głowę do przodu... Może to dlatego, że wczoraj na obiad zrobiłem sobie mielone, do tego sałatka i...jedzonko gotowe... Niestety - guzik z jedzonka. W ostateczności były tylko ziemniaczki do których dorobiłem szpinak i sadzone jajeczko. A przecież zapomniałem, że to był piątek..... W każdym razie uniknąłem kontrowersji z samym sobą. Potem usiadłem w swoim foteliku i jako przestrzeń życiową wystarcza mi teraz aż nadto. No tak... Pomyślałem nawet o pani laryngolog, którą odwiedziłem w godzinach rannych, a która zajrzała mi nie tylko do gardła, ale nawet do ucha i sprawdziła, czy zobaczy światło wpadające z drugiej strony. Osobiście byłbym zainteresowany, gdyby wspomniana pani zajrzała znacznie niżej i ewentualnie wydała swoją raczej opinię, co do sposobu "uzdrowienia złej koniunktury" mojego "narzędzia." No tak, jak to wszystko, czyli bzdetki - mają się do tego pierwszego wrażenia, czyli błogości...? Wystarczy więc wywiesić stryczek, a zaraz znajdzie się ktoś, kto ochoczo założy go sobie na szyję i jeszcze pociągnie... No, ja na pewno tego kogoś żałował nie będę.... Śmiechu warte....!



                                                                             P   a   p   k   i   n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz