Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Bezdroża Moczarnego (2)-Trakt leśny..

Poszliśmy w las (nie drogą), aby ujść uwadze naszych "prześladowców," przez zarośla, pokonując wąwóz i płynącą "Górną Solinkę" - spowolniony marsz przez "mękę." Wyglądało tak, jak na górnym zdjęciu...(ale przewrotność?) Ile potrzeba wytrwałości, aby osiągnąć swoje? Ale warto, bo należymy do tych, którzy są uparci (co nie zawsze wychodzi im na dobre), wytrwali i zaprawieni w chodzeniu po bezdrożach. Na drogę weszliśmy daleko za Wetliną....


Wracając do wczorajszego - trakt ma różne oblicze. Albo idziesz lasem, albo polem zarośniętym (prawdopodobnie kiedyś było orne), a co ciekawe - cała ta stara, jak myślę droga, po której poruszali się kiedyś ludzie, zamienia się już tylko w ścieżkę... Co kryje się w lesie tuż przed nami? 

Cały czas gnębi nas myśl - "obyśmy tylko nie spotkali misia."  Pod "Szopowatym" las zamienia się w zieloną otchłań. Panował "mrok," a kiedy słonce od góry oświetla korony drzew, tu na dole jest parno i gorąco. Czuć tylko zapach wilgoci, mchów i paproci. Gdyby to było bliżej domu, chętnie bym zerwał naręcz paproci (podobno dobre są na pchły?)... Żartuję...!  Sceneria jak w bajce. Od czasu do czasu rozmawiamy o wszystkich zakazach i nie dopuszczamy myśli, że mogłoby być inaczej, bo niby dlaczego? Zważywszy na to, co zobaczymy później na szlaku, jest w tym dużo racji.... Idziemy trudnym terenem, dzikim, zalesionym, tajemniczym. Trzeba mieć niespełna rozumu, aby pchać się w ten nieujarzmiony kraj - a byliśmy sami....


Enklawa, jakich w Bieszczadach zapewne wiele, lecz ta wyjątkowa, gdzie stopa ludzka nie stanęła od dziesięcioleci. Ten trakt, który oznaczyliśmy, tak po swojemu, prowadzi wprost do uczęszczanego szlaku, na którym nikogo nie spotkaliśmy, aż do "Jasła" (1153 m. npm). Z lasu wyszliśmy nieopodal wspomnianej mogiły Gładyszewa, której po prostu nie sposób ominąć, nie zauważyć, czy też obejść.


Jest zbyt widoczny, choć czas zrobił swoje zacierając napisy i zdjęcie.... Nie zabawiliśmy to dłużej, pozostawiając nietknięte stare znicze, które ktoś tu pozostawił. Poszliśmy na zachód w kierunku "Okrąglika" (1100 m. npm) i dalej do "Jasła" (1153 m.) gdzie nocowaliśmy. W Majdanie zafundowaliśmy sobie przejazd kolejka bieszczadzką do Przysłupia... Było klawo...


Dalsza droga wiodła do Komańczy, gdzie mieliśmy nadzieję zwiedzenia klasztoru i miejsca internowania ks. kard. Stefana Wyszyńskiego - nie udało się - trudno....!
Najgorsze są chwile rozstania, które nastąpiło w Sanoku, a z trojgiem innych osób udałem się do Rzeszowa i tu pożegnałem ich na dworcu... Zostałem sam jak palec.... Dochodzę do siebie, nie po trudach wędrówki lecz przyzwyczajam się do nieobecności moich przyjaciół. Zacząłem zbierać niebieskie nakrętki do przyszłorocznego powrotu w to miejsce i oznakowanie do końca traktu. Może ktoś wpadnie na pomysł, aby wytyczyć w tym miejscu szlak turystyczny, szlak, który własnie przetarliśmy...? 
PS.
W trakcie wędrówki, zapisywałem słowa garnące się do ust. Pasmo Graniczne odzwierciedla trudności, jakie sobie zadaliśmy. Ktoś powie - głupota! Możliwe, ale większą głupotą  jest siedzenie w domu, jak u Pana Boga za piecem (nie mylić z tytułem filmu o tej nazwie). A co do zakazu, to kto wie, czy nie jest to słuszny zakaz? Dolina Moczarnego jest wyjątkowa - to raj ciszy i spokoju i pomimo zakazu wejścia do niej, mandatów, jakie czekają na śmiałków - warto je złamać, oby tylko nie za często. Bo Ci co mówią, że w Polsce nie ma nic godnego do zwiedzania, nawet nie wiedzą, jak bardzo się mylą...
Z  a  p  r  a  s  z  a  m....
                                                                                P  a  p  k  i  n
Szliśmy bezdrożem pośród mchu i paproci 
a wokół mrok i zieleń,
nie było słońca w koronach drzew,
był zapach zgniłej wilgoci....
Ci z przodu mieli nie lada wyzwanie
przedzierać się przez chaszcze,
Ci z tyłu pilnować musieli się
przed zwierzem - mieć oczy otwarte...
Potoki, parowy, wzniesienia, doliny,
a szliśmy po omacku,
złe myśli się snuły po naszych "łysinach,"
lecz nie ustaliśmy w marszu....
Bezdroże nas wiodło puszczą zieloną,
a widok czasami był "straszny,"
ale niezłomność pchała do przodu - 
do celu, gdzie leży Gładysz....
A szlak ten daleko, po kniejach chodzimy,
a w dole płynie rzeka,
odcinek pokonać Górnej Solinki,
marzeniem każdego człowieka....
Ale nie wolno, bo zakazano,
w Dolinie dziewiczej puszczy,
kiedyś postawiłem tutaj swoją nogę,
czy został ślad zagubiony...?
Zarosło wszystko olchą i pokrzywą
i krzaki się plenią dookoła,
a stacja Moczarne przybrana zielenią
i drogi głównej odnoga...
Tu teraz wilki i niedźwiedzie
mają swoje królestwo,
bo pośród pustki i wrogiej dziczy,
niczego nie znajdziecie...
Wiszące tory Górnej Solinki
złowieszczą są przestrogą,
a pośród dziczy największa"męką"
jest przejmująca cisza....
Tu nawet ptaki nie śpiewają,
bo tutaj ich też nie ma,
w krainie Bieszczad nic nie zginie,
w naturę się przemienia...
I szli gęsiego, jeden za drugim
dźwigając swoje plecaki,
w koronach drzew nie widać chmury
i słonce tam nie świeci...
Lecz nie przejmujcie się tym zbytnio,
bo w sile jest potęga,
gdzie diabeł nie może,
kobiety nie pośle,
lecz w grupie piekła sięga...
                                   (Mogiła Gładysza, godz. 15:00)
                                               12 czerwca 2017

                                       P   a   p   k   i   n





   






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz