Szukaj na tym blogu

piątek, 2 czerwca 2017

Oddaj swoje organa (y)....

Kiedy dziś obudziłem się rano - siedząc jeszcze na tapczanie, zastanawiałem się o czym dziś napisać. Znajduję się bowiem w okresie "podbramkowym," czyli można byłoby to ująć jako siedzenie na walizkach, a może na plecaku (?) A ponieważ nie chciał bym zaprzątać głowy tym, o czym pisałem w ostatnich dniach (co za dużo, to nie zdrowo), powinno to być coś lekkiego, nie obciążającego zbyt mocno umysłów czytelników. Muszę przyznać, że w ostatnim czasie kaliber tematyczny był nieco przytłaczający, w rezultacie czego, tak bezwiednie napisałem coś w rodzaju przewodnika po Bieszczadach... Takiego zamiaru nie miałem, a wszystko zawarte w tekstach jest wyłącznie przypadkowe. Pomyślałem sobie, tak przy okazji tragicznego wypadku, którego byłem świadkiem będąc w Toruniu, w którym zginął młody mężczyzna na motocyklu. Ktoś przy okazji skomentował to wydarzenie słowami: "kolejny dawca organów, określając delikwenta głupotą, która w głowie się nie mieści." Facet bowiem gnał na ślepo na zatłoczonej ulicy.
A skoro tak, to przy okazji powiem: - "Od wielu lat noszę zawsze przy sobie coś w formie oświadczenia, bo nie wierzę w to, co oficjalnie się mówi, że transplantacja odbywa się po śmierci mózgowej człowieka. Ja natomiast wiem swoje..." 
Oświadczenie.
Oświadczam, że nie życzę sobie, aby w razie mojej śmierci pobrano ode mnie na potrzeby transplantacji jakiekolwiek organa. Proszę o uszanowanie mojej prośby.
Życie jest darem - cudownym, jedynym i niepowtarzalnym. Jednak mój móżdżek - mały i nie "umiejący" nadążać za postępem - nie pojmuje, skąd w człowieku odwaga, by się na coś takiego zgodzić. Ja bynajmniej takiej odwagi nie posiadam. Owszem ona jest, ale dotyczy innego kierunku... Rozumiem, że po śmierci (powtarzam - po śmierci),człowiek nie czuje nic, nie ma bólu. A jednak istnieje coś we mnie, co nie pozwala wypełnić takiej deklaracji, bo to byłoby równoznaczne z tym, że zgadzam się na śmierć. Ona mnie wędrownika może zaskoczyć wszędzie, nawet w tak odludnym miejscu, że nikt długo mnie nie znajdzie. Bo z tego co wiem (mówi się przy każdej o tym okazji), że mózg już nie żyje, choć serce bije nadal... Dzięki za taką samowolkę i skazywanie się na śmierć. Oczywiście - mam świadomość, że kiedyś nadejdzie ten dzień i mnie już nie będzie. Ale dziś nie dopuszczam do siebie tej myśli - żyję i chcę żyć, choć wiek mój podpowiada, że raczej bliżej do końca niż do jakiegokolwiek początku... A ta deklaracja zapewne by mi przypominała o tym, że śmierć nieuchronna i może przyjść w każdej chwili. Zresztą przyjdzie i tak w każdej chwili - w domu, na ulicy, czy gdzieś na odludziu... Wiem, że może w jakimś przypadku taka transplantacja może komuś uratować życie, ale z drugiej strony, każdy z nas ma to coś zapisane, niezależnie od tego, czy będzie jakiś dawca, czy nie - ja po prostu nie potrafię. A tak w ogóle - to pewnie jestem już za stary na oddanie czegoś z moich flaków. Co do sprawy samej deklaracji, to uważam, że ona tylko przyspiesza proces pobrania organów. Brrrr, brrrr...!  Każdy ma prawo dysponować swoim ciałem, bo po śmierci dysponowanie nim jest co najmniej dyskusyjne...Kwadratura koła....
Życzę przyjemnego dnia z dozą optymizmu.

                                                                       P  a  p  k  i  n
                                                                                        


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz