Szukaj na tym blogu

czwartek, 12 kwietnia 2018

                                Umoralnienie...

                     i bezstresowe wychowanie...
Mam swoje lata i przyznam się, że bardzo często nie potrafię odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości..."Ocalałem prowadzony na "rzeź." Szukam nauczyciela i mistrza. Niech przywróci mi wzrok, słuch, mowę...Niech raz jeszcze nazwie rzeczy i pojęcia - niech oddzieli światło od ciemności, bo już sam nie wiem, co się tak na prawdę dzieje w obrębie młodej generacji. Czuję, że tych młodszych o wiele lat od siebie najzwyczajniej w świecie nie rozumiem. Patrząc na młodzież, uświadamiam sobie dobitnie, ze tak na prawdę dzieli nas przepaść pokoleniowa. Nigdy w życiu nie spodziewałem się tak radykalnych zmian na przestrzeni kilkudziesięciu lat. A one jednak zachodzą i wcale nie zmierzają w dobrym kierunku, zresztą jak wszystko w naszym świecie...Niektórzy mogą mi w związku z tym (natworzyło się obrońców praw wszelkich co niemiara), zarzucić "strojenie się w piórka" wyblakłego autorytetu, który wynosi się na pozłacane piedestały, choć tak na prawdę znajduję się po tej samej stronie barykady. Cóż - ich prawo! Nie zamierzam nikogo przekabacać choćby z tej przyczyny, że jednostka w tym świecie nie liczy się wcale lub tylko nieco. Daję jedynie wyraz temu, że tak zwyczajnie, po ludzku nie zgadzam się na dyktat młodzieży, która wyprawia co się jej żywnie podoba, zgodnie z wyimaginowaną tezą: - "hulaj dusza, piekła nie ma, bo chroni nas...ustawa!" Temat ten przewija się często w moich wypowiedziach...Oto kilka przykładów. Mój mały wnuczek (lat 7) posługuje się sformułowaniami rodem nauczycielki feministki (jestem tym przerażony). Każde słowo, choćby w dobrej wierze wypowiedziane, zwrócenie uwagi itp kończy się "odpaleniem granatnika" przez tego małego człowieczka. Zachowanie jego budzi moje obawy...W Nowym Koniku pod Sulejówkiem znaleziono zasztyletowaną 15-latkę. Pojechała na wycieczkę wraz z koleżanką i jej trzema znajomymi. Nie wiedziała, że ma do czynienia z bardzo wrażliwymi i delikatnymi osobami, które można łatwo dotknąć. Jak głupia pipa wdała się w kłótnię z 17-latkiem, ten zaś nie mając zielonego pojęcia o subtelnych środkach perswazji, wyciągnął nóż i zadźgał nastolatkę niczym burego wieprza. Całe towarzystwo odeszło w stronę zachodzącego księżyca, a dziewczyna wsiąkła w ziemię jednocząc się z "Matką naturą..." Nóż w ogóle staje się ulubionym rekwizytem młodych bandytów. Może wyciągam zbyt daleko idące wnioski, ale jeśli zachowanie mojego wnuka będzie takie, jakie jest, to zaczynam się bać...(może tego nie dożyję?) Albo inny przykład z Warszawy, gdzie zbuntowany nastolatek czynnie protestował koszem na śmieci przeciwko tramwajom niespełniającym wymogów Unii Europejskiej. Sam jeden buntował się przeciwko miastu, które niszczy jednostkę, sprowadza ją do roli szarego, bezimiennego śmiecia, potulnie godzącego się z narzuconymi regułami. Niestety, interweniujący policjant po służbie nie zrozumiał jak widać buntowniczego gestu 17-letniego bandyty i musiał być odprowadzony na...cmentarz. No cóż, w końcu był bohaterem tragicznym... Czy to przypadek, że w krótkim czasie dostajemy na medialnej tacy dwie informacje o skandalicznych zabójstwach w biały dzień? Obu dopuścili się zwyrodniali nastolatkowie, dla których zabić człowieka, to mniej niż splunąć! Nie wiem, czy działają pod wpływem impulsu, czy z zimną krwią? Raczej obstawiam to drugie, bo skoro noszą ze sobą nóż, to znaczy, że dopuszczają do siebie myśl o jego użyciu. Konkludując - mamy do czynienia z jakąś rozwiązłością moralną...Przykład młodocianych zabójców jest skrajny i radykalny - nie da się ukryć. Tymczasem to, co wyrabia polska młodzież, nieraz przybiera rysy groteskowe. Parę dni temu przechodząc obok Gimnazjum, zostałem opluty przez grupę rozwydrzonej młodzieży okupującej chodnik. W ogóle przejść tam nie można, bo człowieka bierze obrzydzenie - tak opluty jest ten fragment chodnika - podobno publicznego....Albo spójrzmy choćby na "gwiazdy" polskiego Internetu. Rzadko, ale czasem wejdę na jakiś czat i mam okazję poczytać opinie takich wymądrzałych małolatów, którzy są głupsi niż moja szczoteczka do sedesu. Piszą jakimś pokemonowym pismem: "Wczoraj brat zaprezentował mi na YouTubie lunetkę (polecam wszystkim, którzy są ciekawi nowego wzorca męskości - współczesny facet jest fanem Dody, farbuje włosy, maluje oczy i ma taki pedalski głos, że ziemia jęczy.") A bohaterki "Galerianek"? Pisałem już na ten temat, więc nie będę się powtarzał. Faktem jest, że ulice "zaludniają" puste, wymalowane laleczki emanujące albo śmiesznym witalizmem, albo stylizowaną dekadencją i pragnieniem śmierci. Jaki cyrk, takie małpy! Wiem, jak to zabrzmi, ale muszę to napisać w takim kształcie - za moich czasów jeszcze się nie pozwalało na wszystko jak dzisiaj. Może na moim poglądzie zaważyła specyfika szkół, dom których uczęszczałem (podstawówka 7-klasowa, czy 5-letnie technikum). W szkołach tych postrach siał Dyrektor i poszczególni nauczyciele. Człowiek obrywał piórnikiem po łapach lub wielkim cyrklem. A spróbował byś się poskarżyć w domu...? Wspominam to dziś z wielką czułością przywołując ich nazwiska, które do dziś pamiętam. Czuwali Oni nad naszym dochodzeniem w dorosłość. Krążyli po korytarzach, jak ruski czołg pancerny i wyłapywali wszelkie odstępstwa od regulaminu. Jak trzeba było - lali po łapach drewnianym piórnikiem, listwą lub czymkolwiek i nikt z nas nie miał z tego tytułu pretensji. Dziś uderzyć nie wolno, bo to dopiero zbrodnia...! Gruntownie lustrowali damskie twarze w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu makijażu. Emocji było co nie miara, a dziś - panienki chodzą ubrane do Gimnazjum jak do burdelu (rewia mody), bo gdyby weszły do szkoły moich czasów, pewnie pomyślały by, że trafiły do klasztoru cnotek - niewydymek... Nauczyciela taksowali wzrokiem ubiór i zakazywali noszenia garderoby zbyt fikuśnej, przeźroczystej i wyzywającej. Na dywaniku w gabinecie Dyrektora był większy ruch niż w centrum Rzymu w godzinach szczytu. Szkoły, a szczególnie Licea, były nasiąknięte konserwatyzmem mimo komunistycznych czasów. Spływał on po ścianach, unosił się w powietrzu, wrzynał się w ciało i umysł szaraczków. Na porządku dziennym były zespoły wychowawcze, zdarzały się zawieszenia w prawach ucznia, surowo tępiono palenie i picie, zresztą były to jakieś odosobnione przypadki...Trzymano nas ostro za pysk! I na prawdę nie wiem, jakimi słowami mam wyrazić swoją wdzięczność moim nauczycielom i przełożonym. cały aparat pedagogiczny stał na straży naszego profilowania moralnego. I choć nauczyciele stosowali niejednokrotnie represyjne metody, to najlepsze, co mogło mi się w życiu trafić....Nie zamierzam bronić praw młodzieży do wolności. Wychowanie zbyt pobłażliwe, bezstresowe, przyodziane w szumne hasła demokratyzacji i liberalizacji - już dawno wymknęło się z pod kontroli. Współcześni 15-16-17-latki z chocholim uśmiechem na bezczelnych twarzach, terroryzują dorosłych, przekonani o swojej bezkarności. Uzurpują sobie wszystkie możliwe prawa, zamykając (umalowane) oczy do normy, reguły, obowiązki - to jest dla wapniaków. Dzisiaj życie, to jedna wielka zabawa - nie ma śmierci, są papierosy, szampan, piwo i wóda, które leją się ciurkiem, gra zwariowana muzyka, wokół feeria świateł i barw...
Boję się o mojego wnuka, bo to mały, domowy terrorysta...

                                                              P  a  p  k  i  n
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz