Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 4 marca 2019

                         Poniedziałek, 4 marca...

czyli - "Nie lubię poniedziałków..." a w związku z tym...Zastanawiam się, czy wszyscy Ci, którzy cokolwiek piszą: wiersze, prozę, blogi i inne pamiętniki, tudzież artykuły - piszą je na bieżąco, czy tak jak mnie się to zdarza pisać na wyrost, uprzedzając niektóre fakty, zdarzenia, słowa tworzące później jedną całość? Każdy zapewne ma wypracowaną swoją metodę, choć wiem, że pisanie na kolanie, czyli na bieżąco jest najlepszą formą. W chwilach, kiedy biorę długopis do ręki, świat mi wiruje wokół. Wyłączam się z życia w otoczeniu skupiając się na tym, co w danej chwili mnie interesuje w temacie, który mam przekazać innym. Czasem się użalam i nie wiem dlaczego tak czynię - co mi to da, co zmieni, to i tak wszystko za mało, by to co boli od razu boleć przestało...(?) Czasem trudno mi zrozumieć samego siebie, dotrzeć gdzieś głęboko do własnego wnętrza...Boję się siebie, że coś uczynię, a za moment pożałuję lub po prostu wyśmieję się z tego. W tym pisaniu nie mam określonego celu - są to raczej "chaotyczne" tematy, te, co do głowy przychodzą o ogólnym znaczeniu, czasem jednak bardziej osobiste. Bo jak można sobie zaufać, by znów nie być tylko cieniem własnego ducha? Myślę, że w życiu tylko sercem można się kierować, bo rozsądek, choć ważny, to jednak nie dla mnie tak do końca - "ślepa dla mnie droga..." Ale nie tracę przy tym wiary i nadziei, że to co raz minęło, nie da się odmienić...W tym miejscu muszę się uśmiechnąć, bo tak to jest, kiedy wpada się w zbytnią melancholię (w poniedziałki tak bywa), choć lubię czasem znaleźć się w takim "towarzystwie" sam na sam z własnymi myślami w domu, ale często poza nim - dalej, czy bliżej, nie ma to znaczenia. Bo tylko ten zrozumieć potrafi moje odczucia, ten, który przemieszcza bezkresne ścieżki, w przedziwnym lesie, który wygląda jak  zaczarowany w bajce, tam, gdzie ptaki zawracają, gdy jest się samym, a wokół tylko dzika przyroda i ani żywej duszy. Nikt tego nie zrozumie, jeśli sam czegoś takiego nie przeżyje choć raz w życiu. Wtedy to słyszy się własne myśli, bicie serca - wtedy nikt Ci nie zarzuci, że jesteś brzuchomówcą i mówisz sam do siebie. Można usiąść, zapisać te myśli na kartce papieru, by potem je przerobić na coś pożytecznego. Wierzcie mi, takie odosobnienia sprzyjają na przemyślenie własnego życia...Proza i krótkie wierszyki, słowa nic nie znaczące wtedy, później urastają do rangi czegoś ważnego...Wiele w tych słowach jest treści pouczających, ale też śmiesznych, czasem niepoważnych, czy też frywolnych. Wtedy zazwyczaj przypominam sobie wiersz ks. J. Twardowskiego, kiedy kroczę po bezdrożach i przeróżnych wertepach i jest mi lżej, bo wiersz ten ujmuje moje serce...

"Boże, po stokroć święty, 
mocny i uśmiechnięty -
Tyżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną,
kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom,
teologów łaskoczą chrabąszcza wąsami
dzisiaj - gdy mi tak smutno,
duszno i ciemno -
uśmiechnij się nade mną..."

Własnie dziś, taki dzień po niedzieli, pochmurny, nijaki, niby ciepły, deszczowy, nic nie znaczący taki. Dzień bez wyrazu - 
jakże obojętny dziś jestem na te wszystkie znaki...
Nie przejmujcie się mną, bo jutro słonko zaświeci i wszystko wróci do normy. Smakowitej kawy życzę. Wydobądźcie z jej aromatu wszystką swoją radość życia.
Pozdrawiam.
                                                   P   a   p   k   i   n 

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz