Rozważania na czasie (2)...
To druga notka z tego cyklu, tym razem zaczerpnięta z pamiętnika z przed lat, które czasem do dziś nie straciły na aktualności. Ta dotyczy zdarzenia z przed lat..Niektóre słowa, wyrazy, sformułowania są autentycznymi zapisami, wyrażane oryginalnie, a które mogą budzić kontrowersje, niemniej oddają autentyczność danych chwil. Są pisane niezrozumiale zapewne dla niejednego czytającego - trudne w zrozumieniu. Jest to zderzenie z autentyczną rzeczywistością, a dzieje się w towarzystwie dziewczyny, która potem zostanie moją żoną i przyjaciółką. Zapraszam na ówczesną wędrówkę p centrum miasta w ciemny późny wieczór oświetlony latarniami ulicznymi i w mroku ciemnych zaułków....Odwieczne pytania, co po mnie zostanie...
To cykl myśli, które przewijały się równolegle do zdarzeń. Ale to dobre pytanie na wtedy i na dziś. Ile razy je stawiałem, nawet w ostatnim czasie - ten tylko się dowie, kto na mnie zna się! Bo trudno mnie rozgryźć, nawet sam mam z tym dylemat - co zostanie po mnie, ptaszek w górze śpiewa...Jednak na poważnie - wszystkie moje trele nie dotrą do Was dzisiaj i..w każdą niedzielę...( bo dzisiaj mamy czas wolny przez tą zarazę, która spędza sen z oczu i można mnie poczytać bardziej swobodnie). Zagnieździło się w umyśle kilka życiowych fragmentów, które chodzą po głowie uwierając jak cierń. Apropo cierni - spotkałem kiedyś takie, a nawet dzikie w Bieszczadach, zwą się borowicą, albo tarką - cierpką jak licho i nie do spożycia. Ale gdy mróz ją zmrozi - to moje natchnienie bulgocze w gąsiorze - winem czerwienieje. Wino dobre z tego, lepsze niż gorzałka, gdy wlejesz do gęby, kruche jak zapałka. Ale w głowę nie wchodzi, nie ma po nim kaca, żołądek rozgrzewa, w głowie nie przewraca...Siedziałem w domku, w fotelu, oglądałem rozrywki, dialektyzując się winkiem i...zbytki figlując. To nie było poważne, tak jak obiecałem, ale teraz będzie, nie będzie banałem...
- "idę siusiu - poczekasz na mnie...?
- Dobrze, kupię sobie kawę i będę tu czekał!
Dobry wieczoru początek i taki los człowieka...I poszła - sam zostałem, by przez chwilkę marzyć, co będzie dalej, co się może zdarzyć?
A teraz siedzę i wciąż ciężko rozmyślam, co mnie jeszcze zaskoczy? - nadal będę myślał...!
Usiedliśmy w artystycznie "prowizorycznej" kawiarence pod "Czarnym Kotem," tuż za Rynkiem Głównym zwanym "Starym," pomiędzy "ekspozycjami" stolików i od razu żałuję decyzji. Smak espresso zagłusza brutalne techno z kawiarnianych głośników - dziś mnie ono denerwuje, nie mam weny, nie lubię zresztą tego gatunku więc się niecierpliwię. Nie mam jednak wpływu poza wyjściem z tej "sielanki." Dlaczego nawet tutaj, od gustu kelnera zależy to, co do moich uszu dociera? A jednak nie! Dobrze, bo samoistnie powstało coś znaczącego - wreszcie ucichło...Po lewej sala post - okupacyjnych plakatów z cyklu "Proletariacki dowcip," pośrodku "łup, łup" i moja kawa. A na zewnątrz retrospekcja poetyckich działań kiepskich studenckich "artystów" i ich przyjaciół. Wszak to Rzeszów City i rzeszowska gwara...Pisząc to czuj e się jak ptak kalający swoje gniazdo. Problematyką, którą się zajmuję, jej możliwość i sposób widzenia mojego świata , to przecież moja mała ojczyzna, moje miejsce, gdzie zakotwiczyłem od urodzenia - tu na amen...Dlaczego się czepiam, marudzę, pomstuję na coś, co na tle powszechnej infantylizacji mojego nędznego życia, jak też umysłowego rzeszowiaków - i tak błyszczy to marne życie niczym diament rzucony na szmaty...Co zrobić, by ominąć "pułapkę" zastawioną na mnie, w którą zresztą i tak wpadłem, jak gówno rozlane na mojej drodze? Odpowiedź jest prosta i nie będzie zaskoczeniem. Należało by znaleźć mit, żywy mit bez riposty i na tej podstawie opuścić cały "spektakl." Gówniane moje życie w tym grajdołku i jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy? Moim zdaniem- żadna, tkwi zapewne w nieporozumieniu podjętych wtedy decyzji i przez tego, że tak powiem "skurwysyna," który mnie oblał z egzaminu, że musiałem zdawać ponownie po tygodniu, a którego nawet chujem nazwać nie można...Po tych kilku latach (jakich kilku - wszak to dopiero sześć lat mija) - można sobie zadać pytanie, czy dobrze zrobiłem idąc w ślady Dziadka stając się maszynistą pojazdów trakcyjnych? A co miałem zrobić - zadać Dziadkowi ból? A tak jestem jedynym po Nim, który podjął ten fach - On na parowozach, ja na elektrykach...To była szansa na "uczciwe" i dosadne życie, choć w podróży i sumienia spokoju...Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi zapewne o to, że nie wiadomo o co chodzi." I można tak rozważać, jak rycerz chodzić błędnie ("Siedliskie szkice" - może opublikuję kolejny raz?) - albo "Błędny rycerz" - walić głową w próżnię, to nic nie pomoże - od błędów takowych, uchroń innych Boże...Pisząc te słowa, jestem, jak to się ślicznie mówi - "rozdarty wewnętrznie." Z jednej strony cenię sobie pewne plusy, które dostrzegam i że to co robię, godne jest nawet najwyższego, ocierającego się wręcz o bałwochwalstwo, z drugiej jednak strony facet, który mnie "oblał," i sam fakt bycia na szkoleniu, pozostawia we mnie wyraźny niedosyt. Najwyraźniej ktoś mnie podsumował, a chodziło o nic innego, jak oszukiwanie tzw. SHP (Samoczynne hamowanie Pociągu). Jakaś świnia na mnie doniosła - jak ja nie cierpię kapusiów...! Zacząłem oczywiście, jak uczy i nakazuje moja Święta Wiara Katolicka od poszukiwania winy w sobie. Może po prostu tego stanu nie rozumiem, bo najzwyczajniej w świecie jestem głupi (?) - to wytłumaczenie jest najprostsze, ale nie! Jestem lokalnym patriotą - rzeszowskim i dlatego wszystko, co obce, będzie dla mnie...obce...! Kawiarniana atmosfera przytłacza moje zmysły. Myśleć nie umiem lub wręcz nie potrafię, ale czy muszę myśleć? A to siusianie zbyt długo już trwa, z nudów chyba przyjdzie mi się po dupie podrapać...Wreszcie wyszła - "co tak długo trwało, można wręcz ocipieć czekając na Ciebie - jaka jest tego przyczyna i co tam Ci się stało, że tak długo sterczałaś w rozkroku - "kalwina?"
Nigdy się nie dowiedziałem, choć tak bardzo chciałem, ale czy mogłem wejść w Jej alkowę?
Ale głupi jestem, zaraz się rozpłaczę, a na dowód tego strzelę sobie w głowę...! Rozpromieniony uśmiech wita mnie z "oddali" - ulżyło Jej przecież i to się bardziej chwali...
Snuliśmy się po ciemnym zaułku Kościuszki, by ponownie zawrócić na Rynek - oby mnie coś podobnego nie spotkało pójść w "nieznane," bo kibelka tutaj nie uświadczysz, a po tej kawie wszystko jest możliwe...Noc była upojna - to jedynie zrekompensowało moja gorycz egzaminu...
******
Trudno w tekście doszukać się odpowiedzi na zasadnicze pytanie zadane na wstępie. Jest to dłuższy cykl, a odpowiedzi są rozłożone pomiędzy "wierszami." Jak do tej pory jestem, a co pozostanie, tego nikt nie wie, nawet ja sam. Cała reszta, to tylko domysły...
Pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz