Lat temu...(?) bardzo wiele, o tej porze roku, w lutym - zima sroga królowała na świecie. Dziś jakby przedwiośnie, choć nic na to nie wskazuje - no, może cieplejsze słońce wyglądające zza chmur...Papkin brał swoje łyżwy i udawał się z rodzeństwem oraz z pozostałą ferajną z Serwówki na "cwajga" - tak bowiem nazywano stromy zjazd przy ulicy Pod Kasztanami tuz obok Zamku Lubomirskich. Dzisiaj prawie nic z tej górki nie pozostało. Głęboki jar zasypano, a na jego dnie stoi dziś multimedialna fontanna. Papkin był taką "lokomotywą," która ciągła za sobą wszystkie dzieciaki z okolicy serwowskiej posesji, a która niczym ogon szła gęsiego za swoim przewodnikiem...Czasem potykał się, upadał w czasie zjazdu po oblodzonym stoku, bo zjazd w tych warunkach był nie lada sztuką. Jednak wszyscy cieszyli się ze ślizgawki - tu bowiem schodziła się cała śmietanka z Podpromia i Lenartowicza oraz całej okolicy...Innym razem, kiedy nastały mrozy, a luty obfitował w taką temperaturą, kiedy powietrze wypełniała sinica, Papkin wkładał słomkowy kapelusz, który "ukradł" strachowi na wróble gdzieś na polach ówczesnej Drabinianki. To dlatego nad jego głową zawsze fruwała gromada wróbli. Wszyscy bowiem wiedzieli, że na kapeluszu ma wysypane okruchy chleba...I chodził tak Papcio po całym podwórku, po ogrodach, aby wszyscy widzieli, że ptaki go lubią. Nawet jego Babcia czasem powtarzała, że ptaki lubią Papkina jak świętego Franciszka...A dziś nadal widzę tą serwowską poświatę taką, jaka ona wówczas była. Widzę siebie i całą resztę tej naszej "bandy" buszującej po okolicy tak, jakby to było teraz. A przecież minęło tyle lat, aż się nie chce wierzyć. Odeszło tylu ludzi z otoczenia, tych dalszych i tych bliskich, że strach o tym mówić. Ten świat, który odszedł, aby nigdy nie wrócić...
Pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz