D y n a s t i a P a p k i n a...(11)
Piwo jak wolność.
Jako człowiek ze wszech miar dojrzały, a przypadłość ta wcale nie jest tak częsta wśród mężczyzn jak by się mogło wydawać - pamiętam czasy, gdy piwa "nie było..." (?) Młodym, zwanym obecnie "pampersami" wydaje się to nie możliwe. Dzisiaj też zdarzają się podobne przypadki "chrzczonego piwa," albo dosadniej: - jest ich tyle gatunków (nie wiem po co) i smaków (?), a właściwie ich braku, że nie wiadomo ile prawdziwości jest w nazwie napoju zwanym piwem. Ale jeśli zapytają rodziców lub starszych, przekonają się, że mówię prawdę. Bo jak pamiętam, zawsze były dwa gatunki: - jasne i ciemne, w dodatku w zabytkowych już dzisiaj butelkach z...wihajstrem i gumową uszczelką specyficznie zamykaną. Dziś spotyka się takie butelki jako "nowość." Śmiechu warte...! Bo dzisiaj piwska pod dostatkiem, wszelkiej maści nazw, lecz o jednym smaku, zapachu i jego wyglądzie. Kiedyś był to napój szlachetny o staropolskiej nazwie, którym się człowiek dialektował, nie jak dziś pije się na umór.... Ciecz zwana piwem - no, może tylko "szlachetniejsze" marki, może być paskudną cieczą. Dlatego, jeśli już na coś takiego się Papkin decyduję - zawsze jest to Żywiec, Okocim, reszta mnie nie interesuje. Wtedy, wiele lat temu nikt nie pytał o nazwę mówiąc wprost: "jasne proszę" i po sprawie... Papkin też miał z tym wiele przygód - o jednej z nich wspomnę, jak będąc "sztubakiem" zabawiał się w znawcę języków obcych, być może starając się zwrócić na siebie uwagę... Znalazłwszy się na saksach w "Chatce pod Rysami" (ówczesna Czechosłowacja), chcąc odpocząć po trudach wspinaczki, z językiem na brodzie skierował swoje kroki do baru w schronisku. Tu pośród niezliczonej ilości butelek najrozmaitszego kształtu i koloru, Papkin zobaczył rzecz w ówczesnej Polsce nie do zdobycia - marzenie mojego pokolenia - "Okocim" w eksportowym wydaniu za trzy czeskie korony... Papkin pamięta, jak podszedł do do bufetu i robiąc z siebie wariata wybełkotał: - "Okocim please..." 😄 Barmanka nieprzytomnie spojrzała pytając: "I beg Your pardon?" Sądząc, że moja wymowa brzmi zbyt polsko Papkin powtórzył - "Okocim please." Znowu pełne niezrozumienia spojrzenie i po raz trzeci, starając się jak najwyraźniej seplenić, Papkin jękliwym głosem ponownie powtórzył - "Okocim please..." I wtedy panienka za barem zaskoczyła - "a...Okocim!" Po czym podając butelkę i szklankę odezwała się do stojącej obok koleżanki najczystszą polszczyzną: - "A wiesz, Danka wychodzi za mąż...?!" Zbaraniałem....
Przypominam to zdarzenie widząc dziś mnogość piw i ich nazw w barach, pubach, a nawet w najpodlejszych sklepach. I tak myślę sobie, kto wpadł na ten piorunujący pomysł produkowania różnych piw, które ani gatunkowo, ani smakiem się nie różnią? Ale jest to pytanie retoryczne z gatunku tych, dlaczego wtedy nie można było wyprodukować odpowiedniej ilości papieru toaletowego, który by przy okazji nie ranił naszej skóry w miejscu, gdzie bywa najdelikatniejsza? Papkin nie oczekuje odpowiedzi, bowiem gdyby ówcześni decydenci ją znali, nie nastąpiła by ustrojowa transformacja, a ich sztandar nie byłby wyprowadzony.... A dziś - siedzę sobie Papkin tu w "Manhattanie" w Suchej Beskidzkiej i czas spędza beztrosko rzewnie wspominając lata, które przeminęły. Złota kula obracając się w rytm muzyki podrywa młodzież do wygibasów na parkiecie. Sączy piwo i tak rozmyśla nad tym, co dzieje się teraz w schronisku pod Rysami? Dzisiaj Papkin nie musi łamać języka obcymi słówkami. Dzisiaj każdy język jest zrozumiały, a piwo jest zawsze piwem. A piękna barmanka sama proponuje zadając pytanie: - "Żywiec, czy Okocim...?" Sama radość!
Miłego dnia!
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz