Szukaj na tym blogu

wtorek, 23 maja 2017

                 Wyzwania czas nadchodzi....

Tegoroczna wędrówka zaczyna nabierać rumieńców. Nie ma dnia, aby ktoś z przyjaciół nie zadzwonił, dopytywał się, wnosił coś nowego. Dobrze żyć w świadomości, że to już za nie długo wszyscy spotkamy się w tym jednym magicznym miejscu, gdzie huczy potok i odbija mrok puszczy w jego czarnej toni. Gdzie czujemy się naprawdę swojsko. W tym roku obchodzimy 30 rocznicę odejścia naszej gospodyni i przyjaciółki - Marii, która tu jest pochowana - sama w tej dzikiej krainie, ale u siebie, w pobliżu swojego domu...
            Gwarno zawsze tu było, przez wszystkie lata,
            przyjeżdżaliśmy grupą, zawsze w środku lata,
            tu spędzaliśmy chwile zbierając malinki,
            na dzikim zagonie u "Kaśki Litwinki."
            Szumiał "Głuchy" potok, szumiały też drzewa,
            beztroskie lato - nic nam nie potrzeba.
            a "Kasia" gospodyni od rana na nogach,
             jadło przyrządzała, "bujała w obłokach."
           Ile opowieści wszystkim przysparzała,
           o swojej młodości wciąż opowiadała.
           Dobrze nam tu było, w tej głuchej krainie,
           teraz jeszcze ciszej, tylko potok płynie.
           A dalej, parę kroków samotna mogiła,
          tu pochowali "Kasię," tutaj jest szczęśliwa...
                                                                                   (Wetlina, 17 maja 2006)

A był to rok 1987, lato i...pożegnanie.... To smutna, kolejna rocznica, ale życie toczy się dalej, a Maria nie chciała by, abyśmy się smucili. Toteż, gdy tu jesteśmy, las rozbrzmiewa skoczną piosenką, gdy wieczorami zasiadamy przy ognisku i tak spędzamy czas do późnej nocy... W tym sezonie mamy do pokonania jeszcze wytyczoną trasę, która będzie zwieńczona wspomnieniem dawnych lat. A potem, kiedy "zamilkną" głosy przyjaciół i gwar wspólnego pobytu i cała paczka rozjedzie się do swoich domów, mnie czeka samotne wędrowanie, na które z niecierpliwością oczekuję. Dziś jestem w pełni przygotowany do podjęcia wyzwania. Na jej końcu grób bieszczadzkiego "barda" - Władka Nadopty. Do zobaczenia na szlaku... Aha - i jeszcze jedno - ktoś mnie zapytał, czy będę w.. Solinie. NIE! Tam mnie nie będzie. Solinę traktuję jako Bieszczady cywilizowane, a ja gustuję w ciszy, w dziczy i spokoju - to jest dla mnie "bieszczadzki raj." Ale inni niech korzystają z dóbr tej cywilizacji: - "Biała flota i inne atrakcje. Ale tam też czasem zaglądam w innym celu. Tuż obok, w Łobozewie mam rodzinę i tylko Ona przyciąga mnie od czasu do czasu w tamte strony.


Pięknego dnia życzę. Pozdrawiam....
                                                                        P  a  p  k  i  n


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz