...Zmęczony wyszedłem na szlak.
Z zaciekawieniem spojrzałem na ścieżkę chowającą się w lesie...Tam za tym zakrętem może się kryć coś, czego bym nie chciał lub coś, kogo nie chciałbym spotkać (?) Tu każde podobne miejsce może kryć niespodziankę...jestem dziś nieco rozkojarzony, niespokojny po wczorajszym spotkaniu z grupą wilków, które były wyjątkowo "upierdliwe," to znaczy, jakby wcale nie chciały się bać. To raczej ja poczułem się zagrożony lecz nie dałem im tego odczuć...Muszę przyznać, że dawno nie miałem podobnej sytuacji i jakkolwiek zawsze respektuję każdego osobnika - pojedynczego lub w grupie, tak wczoraj dało mi dużo do myślenia. Nie jestem żadnym bohaterem, przeciwnie - moja ostrożność jest na wysokim poziomie i nie lekceważę żadnego ze wspomnianych spotkań. Myślę, że rutyna, o której tak wiele się mówi, w tym przypadku odnosi skutki ujemne. Bo co to jest rutyna w takim przypadku? Raczej głupota! Czy jestem głupi - takie pytania nie pierwszy raz sobie zadaję. Zawsze mam na uwadze to, że nie jestem jedynym "idiotą" na tej planecie, który podejmuje takie i podobne wyzwania, aby udowodnić sobie nie durnotę w wyszukiwaniu niebezpieczeństwa, ale po to, aby być sam na sam z przyrodą, podglądać ją, obcować, przeżywać radość bycia w odosobnieniu, które jest również kolorowe, jak to w wielkim świecie. Znam takich ludzi i czasem zdarza się, choć rzadko, że nasze ścieżki krzyżują się w jakimś niedostępnym miejscu. Tu całkiem inny świat niż ten, który znamy na co dzień - świat ciszy, spokoju, samotności i tego, czego nie da się opisać, a jeśli już, to wyłącznie prostym słowem. To tutaj można spotkać kogoś, coś (nie wiem, czy to dobre określenie), przed czym czuje się respekt i należy zachować powagę, nawet wtedy, gdy cechuje nas rozbawiona radość w tym odosobnieniu...Opisałem ten stan rzeczy w notce "Wyciszyć się - dobra rzecz, ale..." Wypowiedziałem się ogólnie bez rozwijania tematyki, gdyż w tych kilku zdaniach zawarłem niemal wszystko.
Dla mnie jest to zrozumiałe. Bywanie w podobnych pustkowiach, wymaga nie tylko pewnej "rutyny" (brzydkie określenie), ale z całą pewnością wieloletniego doświadczenia, (choć ja także kiedyś zaczynałem od zera), przełamania bariery strachu, choć akurat tego człowiek wyzbyć się nie potrafi - można go tylko opanować, to determinacja i dążenie do skutku. Na ile to mądre - nie mnie oceniać, choć znam ludzi, którzy zarzucają mi głupotę, jak choćby Krysia, o której wspomniałem w wzmiankowanej notce. Ale ja wiem swoje i uparcie realizuję swoje fascynacje...Las - nie ten, gdzie można zbierać grzyby i inne owoce leśne, ten las, to pewna "utopia," choć jest on "nieprzebyty," jak określam dzikie ostępy kniei bieszczadzkich. Jakie to dziwne - tysiące ludzi wędruje szlakami, które są wydeptane i w wielu miejscach ubite na kamień. Nie odczytasz na nich ludzkiej stopy (śladu po bucie), ale możesz dojrzeć plastikową butelkę, papierki po słodyczach i inne opakowania porzucone przez idiotów mieniących się turystami. Tysiące ludzi przemierza szlaki, po których poruszają się także dzikie zwierzęta. Po nich
pozostają jedynie ślady ich łap odbite w błocie lub miękkim podłożu. Tam, gdzie ja chodzę, nie uświadczysz śladu buta, śmieci i innej obecności osobnika nierozumnego. Tu, gdzie wiodą moje "szlaki," spotykam odbitą łapę zwierzęcia - misia, wilka, sarny i to jest widok, który nie tylko cieszy, choć nakazuje respekt wobec przyrody i jest to widok nie zakłócony obecnością człowieka...Dobrze jest usiąść nad strumieniem wartkiej wody, zimnej i krystalicznie czystej, aby ugasić pragnienie. Jak dobrze być sam na sam z takim
widokiem, czuć zapach lasu i wszystkiego, co Cię otacza. A to, że gdzieś pomiędzy drzewami przechodzi sarna, czy inne zwierzę, jest osobną sprawą. I nie jest tak, że przez cały czas napotykasz to, co chciałbyś lub nie spotkać w takim miejscu. Wiele z tych osobników nawet nie podejdzie do Ciebie, Twoje oko nie wykryje, a to, które zobaczysz przy odrobinie szczęścia - ucieknie i da do zrozumienia, że mimo wszystko, nie jesteś sam... Tak - ten zakręt daje dużo do myślenia. Jestem dziś wyjątkowo niespokojny - takie przeczucie, intuicja, albo tylko błędne skojarzenia faktów. Może to z tego powodu, że dzień poprzedni miałem "koszmarny." za dużo myślę, za dużo wrażeń i to spotkanie wcale do przyjemnych nie zaliczam, sam nie wiem dlaczego! Spotykałem więcej osobników w warunkach trudniejszych, bo zimowych, zajętych zapewne upolowaną zwierzyną, w czasie wyprawy na Kińczyk, czyli świat odosobniony, dziki, posępny. I co - i nic! Było klawo...Chyba się starzeję i tak po cichu przyznam rację Krysi (?) - ale będzie zadowolona...Każdy, kto czyta tę notkę zapyta - "do czego zmierzam"? Powiem wprost - do niczego. To tylko moja rozterka podczas pokonywania kolejnych kilometrów po bieszczadzkich bezdrożach. Ale powtórzę raz jeszcze - za każdym zakrętem, za każdym takim, zawsze może kryć się coś, czego byśmy sobie nie życzyli. Straszę...? NIE!
Do odważnych świat należy i tej zasady się trzymać!
****
Skoro jednak znowu "grozi" nam weekend, proponuję oderwanie się od tych "strachów" i z kolejnym utworem duetu Mayck i Lyan, umilić sobie życie. Wszystkiego dobrego życzę. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz