Sentymentalnie, czyli nijako....
Było jakoś po południu...Przedwiosenny chłód wdzierał się przez lekko uchylone okno, owijając mnie zapachem wilgoci topniejącego śniegu. Przeszył mnie dreszcz. Nie potrafiłem sobie uzmysłowić, czy to przejmujące zimno spowodowane jest chłodem zza okna, czy też oczekiwaniem na cieplejszą aurę...? Czułem jakieś kruche drgnięcie i dreszczem sprawiającym nawet przyjemność... Dziwne to uczucie chłodu, a zarazem ciepła... Podszedłem bliżej okna i oparłem lekko policzek o szybę. Zauważyłem małego psa plątającego się pomiędzy chodnikiem a żywopłotem. Baraszkował wśród ogołoconej jeszcze roślinności. Chwilową ciszę przerwał mi dzwonek domofonu. Rzadko podnoszę słuchawkę i pytam "kto tam?" Najczęściej są to domokrążcy roznoszący ulotki i inne druki bezadresowe, albo członkowie Świadków... Pewnie tym razem było podobnie. Nawet nie próbowałem otworzyć okna balkonowego, aby sprawdzić, kogo tam licho niesie. Oderwało mnie to od sentymentu i tej beznadziejnej iluzji, w którą często popadam, nawet z własnej woli. To wszystko przez myślenie, tylko nie wiem po co tak sie "katuję"? Odnoszę wrażenie i coraz częściej myślę, że gdzieś w moim wnętrzu odzywa się duch lokalnego sentymentu do miejsc, których już nie ma, a które wciąż przywołuję. Czy tym sposobem popadam w jakąś przepaść? Ale to były piękne czasy, a dziś można tylko powspominać, bo nie stać mnie na nic innego i to nie tylko mnie. Plątam się wieczorami po ulicach miasta. Uwielbiam spacerować w ciszy padającego śniegu. Godziny, które dla innych mają smak snu, dla mnie są gamą różnorodnych doznań. Przystaję na rogu ulicy, aby wsłuchać się w dźwięk spadających płatków śniegu - tak było w wieczór Wigilijny zanim poszedłem na Pasterkę. Może to dziwne, ale słyszalne... Albo wsłuchuję się w oddalające lub powracające kroki ludzi jedną lub dwie ulice dalej (?) Wyławiam delikatne śmiechy, a nawet ciche szepty przechodzących osób. Czuję bicie swojego serca... Kocham te nocne miejsca: - Plac Farny, Paniagę, Kościuszki, Grunwaldzką, Rynek - Stare Miasto i jego urokliwe uliczki. Magiczne miejsca mojego miasta... Dzwonek domofony przerwał moją sentymentalną myśl - że też zawsze ktoś przyjdzie w nieodpowiedniej chwili. Ale, może to i dobrze..? Jak to wiosna cuda czyni, przywracając wspomnienia...I taki wierszyk, pewnie już "stary," co plącze mi się w mojej głowie, bo w tych wspomnieniach jestem zakochany i niech tak już zostanie...
Gdzie są te miejsca sercem ukochane,
gdzie się dziecięce lata przewijały,
kościół i szkoła, trzy sklepy mi znane,
łąki co kwieciem barwnym zakwitały.
I rzeka Wisłok płynąca polami
i młyn, którego koło obracało
i pól dywany graniczne miedzami,
mała kapliczka, co pośród pól stała...
To tu w Rzeszowie życie nas pieściło,
gdy sroga zima za oknem szalała
i nic, że chłodno, czasem głodno było,
miejsc tych uroki pamięć zachowała...
(23 marca 2001 r.)
Miłej Niedzieli Palmowej AD. 2017 r. życzę.
P a p k i n
("Paniaga" czyli ulica 3-go Maja i wieża Kościoła Farnego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz