Ścieżka obok drogi....
Pójdź ze mną na wiosenny spacer ścieżką wiodącą obok polnej drogi prowadzącej do....na puste pole o tej porze roku, gdzie tylko drzewa pobliskiego lasu wytyczają szlak. Gdzieś w dali za zakrętem drogi ukaże się nam widok pięknej krainy, zasłyszanej w marzeniach
i oczach mojej dziewczyny. Droga do... ale czy na pewno..? Spójrz - ile wdzięczności w tym
widoku w porannej poświacie budzącego się dnia? Ile radości w blasku Twojego spojrzenia, w tych ciemnych oczach, jak dwa węgielki...Jak ich nie kochać - wesołych
o przenikliwym spojrzeniu..?! Zakochać się i umrzeć i to jest ta wielka radość Twojej bliskości.... Poprowadzę Cię trzymając delikatną dłoń Twoją, jeszcze ciepłą po minionej nocy. Pójdziemy tak razem - daleko, przed siebie, gdzie niebo i ziemia stykają się na sklepieniu świata. Pójdziemy tak tą ścieżką w otchłań budzącego się dnia, pod błękitem nieba, w promieniach słońca, aż ku jego zachodzie. A kiedy znużeni wędrówką zapadniemy w sen, objawi nam się świat niebiańskiej miłości. Może wcześniej spotkamy chatkę w polu, gdzie ułożymy się do snu...? Pójdź więc ze mną, aż do końca samego. Wezmę Cię za rękę, której nie puszczę nawet po.... W ten wiosenny poranek poprowadzę Cię przez życie, które trwa, aż do jego końca...
(początek lipca 1972 r.)
Wędrowałem polną ścieżką pomiędzy polami,
a horyzont tak nisko stykał się z chmurami,
łany zboża złotem błyszczą - chabry i kąkole,
a ja idę taką ścieżką przez to wielkie pole.
"Wielka chata" pośród pola, kto ją tu postawił?
Nic nie widać dookoła, domek wzrok mój zwabił,
ani drogi tylko ścieżka, jakże się tam dostać,
a wędrowca bolą nogi - oto moja postać!
Tylko świerszcze pobzykują, w górze skowron śpiewa,
jak zmęczona moja postać, ależ mi się ziewa?
Gdzie tu spocząć, jak się dostać do środka tej chaty,
nie zamierza moja postać wąchać chabru kwiaty.
Noc się zbliża, a ja "błądzę" dookoła domku.
patrzę - dziura, deski nie ma...i już jestem w środku!
Olaboga, trochę siana leży na klepisku,
dobra nasza, chata pełna, choć mam sucho w pysku.
Zaraz wyjmę coś z plecaka - buteleczkę wody
i pokropię swoją głowę, zwilżę także nogi.
A jak słonko znowu wzejdzie z ponocnej chmureczki,
wtedy ruszę w dalszą drogę, wypoczęty, rześki.
Teraz usnę na tym sianku i głowę ułożę,
kilka godzin do poranka - strzeż mnie Panie Boże...!
P a p k i n
(lipiec 1972 r.)
PS.
Miłego weekendu życzę, szkoda, że tak chłodnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz