Szukaj na tym blogu

środa, 31 stycznia 2018

              31 stycznia 2018....(środa)

                 Komfort podróżowania....

W jakich warunkach przyszło mi dzisiaj podróżować? Skusiłem się, choć rzadko to robię na jazdę środkami komunikacji miejskiej, tym razem udawałem się do Tyczyna. Na kolejnym przystanku dosiadło tylu ludzi, że można było ześwirować. Ale jazda była ciekawa... Autobus był tak załadowany, że stałem przy drzwiach wciśnięty pomiędzy drzwi, ludzi i... metalową barierkę, która w dodatku uciskała mi klatkę piersiową. Ktoś deptał mi po nodze, inny wbijał łokieć pod żebro...Po dwóch przystankach udało mi się przesunąć trochę dalej, ale nie wyszło mi to na dobre - ścisk był taki, że z przodu czułem zapach szamponu, czy też dezodorantu jakiejś pasażerki, a z tyłu pośladki starszej pani, feee..! Uroczyście obiecuję, że więcej razy nie dam się skusić na jazdę jakimkolwiek ze środków komunikacji miejskiej. Te dziewięć kilometrów do Tyczyna następnym razem pokonam pieszo...Wracam więc do wypróbowanej metody chodzenia na piechotę...
Miłego dnia.
                                         P  a  p  k  i  n 

 



poniedziałek, 29 stycznia 2018

Mam ochotę podzielić się z Wami "złotą" myślą. Złota, oczywiście w cudzysłowie, ponieważ nie jestem do końca przekonany, że jest to złota myśl. Właściwiej byłoby napisać w liczbie mnogiej, gdyż to co przytaczam wydaje się być długaśne niczym papier toaletowy. To taka jakby kontynuacja myśli, które w ostatnim czasie przytaczam. Całość jednak można streścić w jednym mądrym zdaniu. Może już ktoś o tym czytał, ale jeśli nawet tak, to nie zaszkodzi jeszcze raz, chociaż moim zdaniem nie zaszkodziłoby robić to każdego dnia przed śniadaniem, czyli rano.... A wiec, za co powinniśmy być wdzięczni, choć często tego nie doceniamy:
- za partnera, który każdej nocy ściąga z Ciebie kołdrę, bo         to znaczy, że jest z Tobą i z nikim innym,
- za dzieci, które zamiast sprzątać po sobie, wolą gapić się
   w telewizor, bo to znaczy, że są w domu, a nie na ulicy,
- za podatki, które musisz płacić, bo to znaczy, że masz pracę
- za niesamowity bałagan w domu, bo to znaczy, że nie 
   jesteś sam,
- za ciuchy, które znowu się zniszczyły i trzeba ponownie 
   wydać pieniądze na zakup nowych,
- za cień, który Cie prześladuje, bo to znaczy, że przebywasz
   w promieniach słońca,
- za dywan, który musisz wytrzepać przez okno lub zjeździć
   odkurzaczem, bo to oznacza, ze masz dach nad głową,
- za wysokie rachunki przez które brakuje Ci pieniędzy na 
   życie,
- za budzik, który tak brutalnie wyrywa Cię rano ze słodkich
   snów, bo to znaczy, że żyjesz...No i za te wszystkie maile
   denerwujące, które dostajesz, bo to znaczy, że masz 
   przyjaciół i tyle osób o Tobie myśli...A jeśli uważasz, że
   Twoje życie jest do dupy, to przeczytaj sobie wszystko raz
   jeszcze,
- za dziecko, które nie daje Ci dospać, męczy za dnia, to 
   znaczy, że masz małą istotkę, dla której warto żyć....
Jak to się ma do mnie...?  Niezależnie od wszystkiego, bez względu na sytuację w jakiej się znajduję i ludzi, którymi się otaczam - nigdy nie powinienem narzekać (zabawne), gdyż każde położenie ma swoje zalety i wady. Trzeba tylko to doceniać, a wszystko nabierze innej barwy. J a k i e j?
Przede wszystkim pomalowanej uśmiechem, niosącej radość nie tyle mnie, co innym, a uszczęśliwić kogoś, to dużo więcej niż dać najdroższy prezent tego świata. I znacznie więcej daje niż w przypadku sprawienia radości tylko sobie - z radości sprawionej komuś powstają dwie szczęśliwe osoby... ja i ta druga... Jest tyle rzeczy, za które powinienem być wdzięczny Panu Bogu, że ta cała wyliczanka, to tylko mała kropla w oceanie lub w kosmosie....
Serdecznie pozdrawiam życząc udanego tygodnia wraz z dedykacją muzyczną poniżej.

                                                                    P  a  p  k  i  n

█▬█ █ ▀█▀SHOTY #6 Skoki skoki w Zakopanem (Sławomir miłość w Zakopanem P...

piątek, 26 stycznia 2018

                         Znowu o...sobie....

Piszę o najróżniejszych pierdołach kołaczących i otaczających mnie myślach i zdarzeniach. Czasem używam brzydkich słów, wyrazów, czasem erotyki. Wielokrotnie nie mam żadnej myśli przewodniej, żadnego głównego tematu - ot takie zapiski, jakich ostatnio było kilka, do czytania, co do których nikogo nie zmuszam... Bo to historia, bo to marzenia...Jakie jest moje zdanie na wiele tematów, choćby ostatnie w piwiarni "U Szwejka" - każdy wie. Ale też co niektórzy wiedzą, że oddał bym wszystko (?) by móc to wszystko zmienić, zrobił bym, aby było tak, jak kiedyś, choć to także nie jest odpowiednie słowo. Ale były to czasy inne i nie takie głupie, jakie są dzisiaj.... Na pewno nie jestem zły na nikogo, nawet na swoich wrogów...Kilka dni temu próbowałem "topić" swoje smutki na różne sposoby...przez zapomnienie, wir "pracy," ale to zawsze było silniejsze i powracało - udało się na chwilę przy...piwie. Ale nie potrafiłem, bo to co czuję, jest silniejsze ode mnie. Uczucie to jest jak narkotyk, przez lata uzależnienia się od tego "nałogu," jakoś nie mogę wyjść nawet, gdybym chciał, bo i tak bym nie potrafił. Czuję się strasznie, bo czasami nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Zima - to ona chyba powoduje u mnie takie stany. Nie mogę już usiedzieć na tyłku tylko by mnie gdzieś gnało przed siebie... Niby nic, niby wszystko okay, a jednak coś we mnie siedzi... A ponieważ zawsze prowadziła mnie Opaczność i wiara na pozytywne rozwiązanie dylematu - tak będzie i teraz. Jednak jedno jest pewne - ja się nie zmieniłem i nigdy bym tego nie chciał - będę zawsze sobą, bo to jest w moim życiu - "życie" najważniejsze. Dookoła ludzie chcą mnie oceniać, zawsze to robili i zawsze widzieli we mnie zło - "a bo fruwasz po wszystkich katach jakby Ci ktoś pióro w....wetchnął..." I co z tego...wszystko za moje pieniądze, czas i...pasję. Oni wszyscy nie widzieli i nie widzą serca, nie widzą duszy, nie widzą tego, co w mojej głowie huczy, co mówią moje usta, a co moje uszy odbierają. Jeśli mam już tego dość - najlepiej przymknąć oko i zamknąć słowo... Mamy koniec stycznia. Jeszcze chwila i zawita wiosna, a wtedy wszystko się diametralnie zmieni. "Za chwilę" zacznę przygotowania. Zapakuję to co niezbędne i...w drogę - nikt mnie nie powstrzyma....
A teraz upajam się swoją aromatyczną i pachnącą kawą, która najlepiej smakuje z samego rana... Aby do wiosny - już dzisiaj i tego wszystkim życzę...
                                                                             P  a  p  ki  i  n

środa, 24 stycznia 2018

                       Piwiarnia "U SZWEJKA...."

Do licha...nie wiem, ile udało mi się zapamiętać z tej rozmowy, jaką odbyłem z kolegami przy piwie siedząc 
"U Szwejka."  Rozmowa, a właściwie polemika dotyczyła różnych tematów, choć nie ze wszystkimi muszę się zgadzać. Ale całość była dość ciekawa, a ja - cóż, starałem się przedstawić swój punkt widzenia na tematy mnie interesujące. To nie był dialog lecz monolog, a właściwie wyliczanka... A wszystko dotyczyło kobiet. Temat śliski...bo o czym można mówić przy piwie...?  Tak sobie myślę, że uszczęśliwienie kobiety nie jest trudne. Należy tylko być przyjacielem, kochankiem, bratem, ojcem, nauczycielem, wychowawcą, spowiednikiem, powiernikiem, kucharzem, mechanikiem, monterem, elektrykiem, szoferem, modelem, architektem wnętrz...hehe - architektem, no, no... seksuologiem, psychologiem, psychiatrą, psychoterapeutą, tragarzem, sprzątaczką, hydraulikiem...i kim jeszcze...!  Uff!  Ważne też są cechy osobowości - należy być sympatycznym, wysportowanym, ale inteligentnym, silnym, kulturalnym,
twardym, ale łagodnym, czułym, ale zdecydowanym, romantycznym, ale męskim, dowcipnym i wesołym, ale poważnym i dystyngowanym, odważnym, misiem, ale energicznym, zapobiegliwym, kreatywnym, pomysłowym, zdolnym, ale skromnym i wyrozumiałym, eleganckim, ale stanowczym, ciepłym, ale i zimnym, namiętnym, tolerancyjnym, ale zasadniczym i honorowym, szlachetnym, praktycznym i pragmatycznym, praworządnym, ale gotowym zrobić dla niej wszystko, na przykład skok na bank, czyli zdesperowanym (z miłości), ale opanowanym, szarmanckim, ale stałym i wiernym, uważnym, ale rozmarzonym, ambitnym - godnym zaufania i szacunku, gotowym do poświęceń i...wypłacalnym.
Jednocześnie mężczyzna musi uważać na to aby: 
- nie był zazdrosny, a jednak zainteresowany
- dobrze rozumiał się ze swoją rodziną, nie poświęcał jej
   jednak więcej czasu niż danej kobiecie...
- pozostawił kobiecie swobodę, ale okazywał troskę 
  i zainteresowanie, gdzie była i co robila
- ubierał się w garnitur (u mnie to odpada) i był gotów
   przenosić ją na rękach przez bagno po kolana i wchodzić
  do domu przez balkon, gdy Ona zapomni kluczy lub gonić,
  dogonić i pobić złodzieja, który wyrwał jej torebkę,
  w której przecież miała tak niezbędne do życia lusterko
  i szminkę....
Ważne jest, aby nie zapominać jej urodzin, daty ślubu i pierwszego pocałunku, wizyty u stomatologa, rocznic w ogóle, urodzin jej przyjaciółki i ulubionej cioci. Niestety - nawet najbardziej doskonałe wykonywanie powyższych zaleceń, nie gwarantuje pełnego sukcesu. 
Kobieta mogłaby się bowiem czuć zmęczona obecnością w jej życiu idealnego mężczyzny (są tacy?) oraz poczuć się zdominowaną przez niego i uciec z pierwszym lepszym mendlem z gitarą, którego spotka.... Dobrze...a teraz ta druga strona medalu...Mężczyzna potrzebuje:
- seksu
- jedzenia....
Tak sobie myślę że w tym żartobliwym, bądź, co bądź ujęciu,
jest sporo zarówno prawdy jak i stereotypowego myślenia... Ile podobnych cech mam ja? Czy dużo...? Czy istotnie bez tych wszystkich cech, zrozumienie kobiety jest takie trudne? Co z tego, że nie ma bardziej skomplikowanego stworzenia niż człowiek, skoro tak łatwo (według mnie) wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom, spokojnie bez nerwów, bez sprzedawania swojej dumy.... Przecież warto... Ufff.... 
Serdecznie pozdrawiam życząc udanego dnia.

                                                                      P  a  p  k  i  n
         

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Góry - jedyne miejsce, gdzie czuję się na prawdę wolnym i swobodnym....

W ten sposób pisałem wiele lat temu opisując i określając moje wędrówki po górach. Opisywałem Bieszczady, gdzie czuję się tak dobrze, jak u siebie w...domu. Dziś kilka słów o Tatrach, które także odwiedzam sukcesywnie, szczególnie tatrzańskie doliny. To tylko ich 20 procent jest po naszej stronie, reszta leży po Słowackiej stronie. Ale jakby nie
patrzeć, góry to fenomen i niech się morze chowa. Góry to swoboda, lekkość ducha i poczucie człowieka - ptaka. Takie są góry...!  Ostatnim razem byłem tu dwa lata temu - wycieczce, która obejmowała Dolinę Chochołowską i Kościeliską, jaskinię "Mroźną," Ornak. Na Rysach bywałem znacznie wcześniej i byłem na szczycie trzykrotnie. To wysokość 2499 m.mpm. Ktoś powie, że byłem głupi - po co tyle razy tam wchodzić? A ja znam przypadki, kiedy ktoś bywał tam znacznie więcej razy niż moje trzy. Dziś jeszcze poszedł bym, może nie na sam szczyt, ale chociaż wspiął się pod bulę pod Rysami (?) Uwielbiam rejon "Morskiego Oka," dwugodzinne podejście z Palenicy Białczyńskiej, przez Wodogrzmoty Mickiewicza... Kocham usiąść na głazach
nad brzegiem Morskiego Oka czy już wyżej nad Czarnym Stawem pod Rysami, wpatrywać się w czarną toń i odbijające się szczyty. Stawy tatrzańskie - górale nazywają je "morskimi oknami." Kiedyś wierzyli, że tatrzańskie stawy mają przypływy i odpływy, a z oceanami łączą się podziemnymi korytarzami... O położonym na wysokości 1395 m. npm "Morskim Oku" mówi się, że to nie tylko najpiękniejsze jezioro w Tatrach, ale i w całej Europie. Można tu cały dzień przesiedzieć i nie nudzić się, a dokona to ten, kto umie ocenić piękno natury. Temperatura wody jest tak niska, że gdyby nie działalność turystów, dna tatrzańskich stawów przypominały by podwodne pustynie. Ryby można spotkać w zaledwie kilku jeziorach, ale tylko w "Morskim Oku" znalazły się one w sposób naturalny. Staw nazywano kiedyś "Rybim jeziorem" - żyją to wspaniałe pstrągi i łososie - obowiązuje zakaz połowu ryb.  Jeśli jednak wierzyć legendom, to w głębinach "Morskiego Oka" połączonego podziemnym kanałem z Adriatykiem, wśród szczątków zatopionych statków, zamieszkują wielkie morskie potwory... Pod względem wielkości, jezioro ustępuje tylko "Wielkiemu Stawowi," ale pod względem głębokości jest dopiero czwarte. W najgłębszym miejscu ma 51 metrów. W upalne dni wody "Morskiego Oka" kuszą krystaliczną czystością (jej przejrzystość sięga kilkunastu metrów), choć okazuje się, że lodowata woda niezbyt skutecznie chłodzi rozgrzane głowy turystów. Każdego roku, sprzątając to tatrzańskie jezioro, nurkowie wydobywają setki kilogramów monet z całego świata. Ktoś oszacował, że na dnie "Morskiego Oka" jest ich około tony. Oprócz grosików spod wody wydobywano już wszystko - również sztuczne szczęki i stare tablice rejestracyjne samochodów. Komu się chciało targać 9 kilometrów tablice, aby je utopić w jeziorze...?  Dziś jest to miejsce najczęściej odwiedzane w Tatrach. W "Morskim Oku" przyglądają się szczyty Mięguszowiecki i Cubryny. Jego wody mienią się "podług oświecenia i pory dnia." Zawsze jest tu mnóstwo ludzi, zarówno wiosną, latem i jesienią, gdy pod schroniskiem tłoczą się kolejne wycieczki szkolne i turyści indywidualni...
Nad leżącym powyżej "Morskiego Oka" - "Czarnym Stawie pod Rysami" jesienią nie ma prawie nikogo. Ja przynajmniej nie stwierdziłem tłumów (październik-listopad). Spokój tu i cisza, można wypocząć. Jezioro jest o połowę mniejsze, ale pod względem głębokości jest drugim akwenem w Tatrach. W najgłębszym miejscu sięga 77 metrów. Ciekawe też jest jego otoczenie. Dominują nad nim potężne, sięgające ponad tysiąc metrów nad taflą wody szczyty. To właśnie cień, który rzucają i żyjące w wodzie
glony, nadają wodzie grafitowy, niemal czarny kolor. Widok z progu kotliny otaczającej staw jest niezwykły  i porównać je można do najpiękniejszej scenerii w całych Tatrach. Scenerii dają też widoki przy podejściu na " Szpiglasową Przełęcz." Po drodze zobaczymy "Czarny Staw pod Rysami" oraz stawek Staszica i Mnichowe stawki. 
Wcześniej, robiąc półkole wokół  Czarnego Stawu pod Rysami, dojdziemy do szlaku prowadzącego na szczyt Rysów... Pamiętam wycieczkę z 17 lipca 1997 roku, która była chyba wyjątkowa. Wycieczka w gronie kilku napaleńców... Przemokłem na szlaku do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Jednak w schronisku dają dobrą góralską herbatkę... Jednak "Morskie Oko" najlepiej widać z góry, gdy wchodzi się na Rysy. Stamtąd nie widać tych wszędobylskich tłumów. Wtedy człowiek staje się wolnym... Ale to już historia na dalsze rozważania. I jeszcze jedno, moim zdanie najważniejsze...nigdy nie korzystam z żadnych przejażdżek furmankami zaprzęganymi w konie w drodze do "Morskiego Oka." Stać mnie przejść się piechotą, bo po to tu przyjeżdżam, aby zmierzyć się ze swoją kondycją...
Życzę udanego tygodnia. Pozdrawiam...

                                                                          P  a  p  k  i  n
    

piątek, 19 stycznia 2018

Takie sobie myślątka -

                          zapiski rozsypane...

"....I bądź sobie mądrym ze swoimi rozumami...a ja z moją miłością do Ciebie niech sobie będę głupim..." Zapisałem te słowa dawno temu (1989) przy okazji rozważania osobistego dylematu, o którym mówię przy różnych okazjach - może nie wprost, ale....Ci, którzy czytają pomiędzy wierszami będą wiedzieli.... Nie mogę myśleć o Tobie, bo gdy myślę, zaraz chcę coś napisać, a nie mam na to czasu... Bo dzisiaj nie wiem, czy czas jaki poświęcam na pisanie o Tobie, nie jest czasem straconym...? Ale cóż - tak trzeba choćby dla samej satysfakcji oszukiwania samego siebie. Czas - ile go straciłem dla Ciebie, ja tylko wiem. Jesteś cząstką mnie, która każe odkrywać te najskrytsze fragmenty mojej duszy. Jest taka mała, jednak jej udział w całej mojej "emocjonalnej masie" jest bardzo znaczący i często chwieje równowagą uczuć. To właśnie Ty to powodujesz...! To ucieczka i szansa - ucieczka przed samotnością Twojej nieobecności... Ja Cię nie wymyśliłem - 
jesteś moją rzeczywistością, nie tak, jak Twoje uwagi pod moim adresem.... Czas ma w swojej proporcji szlachetne współbrzmienie, a z tej proporcji biorą się dobrodziejstw mnóstwa (choć krew z ciałem oskarża czas o zniewolenie, a mózg i dusza mogą mu dowieść oszustwa). Czas działa ani nagle, ani też z namysłem jego mądrości, zgodę i niezgodę burzy.... "Sto tysięcy lat mogą trwać Sahary wyschłe rzeki, rozpalone piaski, bezkresne szlaki, a jest to mniej niż chwila rozkwitania róży."  Bo jest czas wesołości i jest czas płakania, czas rozpaczy i nadziei, pojednania gniewu. Jest czas wzrastania i czas...umierania. Jest noc dla ciszy i jest dzień dla śpiewu, lecz ponad wszystko jest czas dla poza czasowości.... 
"Ze spuszczonym wzrokiem podążamy ku światu ze snów.
które nadchodzą każdej nocy.
Stawiamy kolejne kroki na ciernistej naszej drodze,
która nie rozwieje się o świcie - 
"Zapiski rozsypane...."
Ile w was prawdy, ile iluzji,
ile poklasku dla absurdu i płaczu,
ile musi się zdarzyć, aby zrozumieć..." (?)
Oddałem się mocy, która pokierowała moim losem. Nie było wyjścia - nie mam nic prócz "podartych" butów, które schnął i schnął... To co miałem ukradł mi ktoś i to dosłownie - moją miłość, nadzieję, odarł ze "skóry" - zgwałcił moje życie.... Więc nie mam teraz czego bronić, nie ma we mnie myśli i dlatego jestem "ślepy." Ale też nie boję się niczego, więc pamiętam siebie - samotny, zmęczony, ale swobodny przemykam gdzieś obok Ciebie, choć tak jesteś oddalony.... I stałem się wolnym , nieujarzmionym, czego nie życzył sobie mój prześladowca - to ja wygrałem...! Uwielbiam zrywać z przeszłością - kocham ten upór i tę siłę, którą wkładam w ten trud.... Uwielbiam tez wracać do wspomnień, tych dobrych, ale też do złych - to historia, która się powtarza i tak będzie aż do końca. Bo cóż począć...uciekam i wracam - odwrotnie niż Ty...!   Na swój sposób jestem "tułaczem" włócząc się po bezkresnych ścieżkach przedzierając się przez knieje i odosobnienia - zapominam, aby znów po jakimś czasie przejść obok Ciebie - zamglony i...obcy....
"Chciałem Cię nauczyć lepiej, jak tylko potrafię,
zostawić po sobie coś więcej
niż ślad i fotografię.
Więc proszę - może daj mi rękę - 
pójdziemy czerpać z życia to,
co warte jest zdobycia.
A ziemia pachnącą chlebem, słońcem
i deszczem skąpana, doceni Twoją mądrość
i będzie Ci poddana...!?
Czy przyjmiesz wyzwanie,
niż "ciemność" nastanie
i "zasną" moje wiersze...?"

                                     "Usiądź i odetchnij -
                                                    pomyśl, po co żyjesz..."

                                                               P  a  p  k  i  n


     

środa, 17 stycznia 2018

                      Takie sobie myślątka - 

              zapiski (nie) przemyślane...

W bieganinie codziennych spraw - tych ważnych i mniej, jakoś nigdy nikomu nie przychodzi na myśl. coś bardziej przyziemnego, może nic ważnego, czym mogły by być nasze...buty, ich konserwacja, pielęgnacja. Dzisiejsze czasy obfitują w zaskakujące zdarzenia, kłócące się z logiką i...nowoczesnym myśleniem. Cóż - przeżyłem wiele okresów, często burzliwych pod niemal każdym względem i nie dziwi mnie to, że właśnie dziś nie przykładamy szacunku choćby dla naszego obuwia. "Durnowaty" temat - ktoś powie, bo jaki sens rozpatrywać "elegię" o bucie, który można zmieniać, jak przysłowiową rękawiczkę?  W wojsku buty były wypolerowane na glanc i musiały stać na baczność, w życiu prywatnym także. Starannie dobierało się pasty i wszelkie konserwanty powodujące błysk na nogach "delikwenta." Nawet, jak byłem mały, słyszało się skrzypienie butów wujków, a nawet oficerek noszonych przez...kobiety!
Czasy to były przednie....Potem nastały inne - czasy "pogardy" niemal do wszystkiego - wszystko na kartki i...kryzys. Kupić buta, to było wyzwanie... I raz tak kupiłem, za ówczesne 70 000 złotych polskich - czarne, pasujące niemal do wszystkiego. Wydawały się super, ale do czasu...Dobrze, że w ogóle udało się je zakupić. Pierwszy raz założyłem je na nogi przy deszczowej pogodzie z nadzieją, że przynajmniej te spełnią swoją powinność... Trzeba było widzieć mój wyraz twarzy, moją reakcję, kiedy po przejściu nie zbyt dużej odległości od domu - lewy but po prostu się rozleciał (dosłownie), a prawy był w podobnej rozsypce. Okazało się bowiem, że były to buty...trumienne z tektury, która rozpłynęła się na deszczu. Tylko raz w życiu coś podobnego mnie spotkało. Oczywiście złożyłem reklamację, ale wcześniej do domu wróciłem w mokrych skarpetach.
Ten "memoriał" z przed lat przetrwał zapisany na wyblakłej kartce rozlatującego się zeszytu. Przeniosłem jego zawartość w inne miejsce z powodu osobliwej sytuacji, zresztą nie tylko z tego względu. Tu również zapisana została historia "Serca Maryni" - kobiety z czasów dzieciństwa chodzącej ulicą Podpromie w sukni w kwiaty i kapeluszu z piórem na głowie. Tę historie być możne zaprezentuję kiedyś.. A dziś...cóż! To nic, że buty można kopic na każdym kroku i tak je nosić bez konserwacji dopóki diabli ich nie wezmą. Najczęściej kończą żywot po miesiącu, czasem nawet krócej, z powodu złamania się podeszwy lub jej pęknięcia. Myślałem też, że tylko mnie dosięga taka opcja, ale nie...inni także cierpią tę "wygodę" i chodzą w mokrych skarpetach. Tępogłowe myśli i bezkarność cwaniaków i oszustów, czyli dzisiejszych producentów. Bo własnie dziś jest odwrotnie niż kiedyś. Dawno temu, but przeżył kilka sezonów pieczołowicie reperowany przez szewców - fachowców - prawdziwych rzemieślników, dziś, aby kasa grała...Jestem bezsilny...Heh...Widzę buty stojące na...piecu - suszą się...Ech tam...teraz mam dwa serca - moje i to w bucie. Czyszczę więc te swoje dziurawe buty, bo choć przemakają, są jedynymi (na teraz), które posiadam. Buty - to odskocznia nocy. Czarne, tylko kocich oczu im brak. Kiedyś starannie układałem sznurówki, a przetarte wymieniałem na nowe. Wilgotną szmatką usuwałem bród i kurz, pastowałem, polerowałem...a dziś..? Stare, poczciwe buty...bo oczyszczenie ich, to cały rytuał - jakże często nie ma się na to czasu (?) Jakimi ja was butami zastąpię - nieszczęsne moje podarte buty...?

                                                  P  a  p  k  i  n
   

poniedziałek, 15 stycznia 2018

                         M  a  s  a  k  r  a  -  czyli...

                         echa nieprzespanej nocy...

Kiedy ma się "śmieszną" noc, albo bezsenną o nie właściwym zabarwieniu, wtedy prócz koszmaru chodzą po głowie durnoty, które nie wiadomo do czego przypiąć. Potem już za dnia, jak ktoś popatrzy na mnie - pomyśli, że jestem człowiekiem o kilku twarzach, jak sam o sobie mówię, w zależności od okoliczności... I tak się wszystko rymuje, splata w jakąś całość, albo i nie, bo jest to zlepek różnych sekwencji, które nijak pasować do siebie nie mogą.... Nie potrafię pisać pięknych słów, zwłaszcza po takiej nocy, choć czasem zdarza mi się coś wymyślić i napisać w kanwie zdarzenia. Wiele z nich układa się w rymówkę często nic nie znaczącą. Jeśli piszę, to "dla siebie" - i tu kłócę się z samym sobą, bo jeśli pisać mam wyłącznie dla siebie, to lepiej nic nie pisać! Inna sprawą jest zagadnienie - "jeśli chcesz czytać te bazgroły" - Twoja sprawa. Teraz każdy robi co chce w myśl durnego, a może na swój sposób "mądrego" powiedzenia faceta w czerwonych portkach - "Róbta co chceta" - według mnie oszusta, który właśnie koncertował dla ratowania noworodków, a wcześniej brał udział w "czarnych marszach" popierając aborcję. Ale to tylko tak na marginesie, bo fałszywość tego gościa mnie przeraża - nie wspomnę, co dzieje się na Woodstocku - cwaniak i arogant...! Takie rozluźnienie dyscypliny społecznej  - "hulaj duszo piekła nie ma..."  Lubię lekką muzykę, a także jazz nowoorleański, czyli Luisa Armstronga i każdą inną, którą uważam za dobrą. Metal, Techno i podobne nie maja mojego poklasku, ale kojący wpływ ma na moją okrężnicę klasyka. Oczywiście - wszystko w miarę nastroju i dyspozycji. Dziś jestem szalejącym kłębowiskiem tegoż nastroju i emocji. Nie widzę świata, którego mógłbym słowem opisać chyba, że dobiegające zgrzyty poza granicą wyblakłej wyobraźni. Nieprzyporządkowany do prawdy znaczeń widmowych świat "marzeń" nocnych, "twardości" ścian, przez które dobiegają dźwięki i postękiwania uniesień cielesnych. Z g r o z a...!  Z krzykiem sprzeciwu reaguję na falujące ciało i duszę. co brudzą swą grozą perspektywę kolejnej nieprzespanej nocy. Niczego już nie pragnę, nawet spokoju dnia - nie chcę żyć - "umierając" nocą...!  
                   "Temu, co już zna prawdę o sobie...
                   "Dłużniku" mój - 
                     dlaczego tylko nocą tak gromko wołasz,
                     czy sprawiedliwość
                     gdzieś jeszcze jest na świecie...?
                     Ty w panice uciekając
                     jej twarzy poznać nie zdołasz,
                     to nie Temida z przepaską na oczach,
                     to niestety ludzie są ślepi...
                    Masz teraz (?) naście lat - 
                    odwróć twarz jeśli cierpienie
                    z godności odarte zobaczysz..."
Krążąca jawa, jak cały wszechświat powraca wciąż uparcie do punktu marzenia tak kruchego, że nim się ziści, w proch się rozpadnie. W tym kontekście nie ma dla mnie już niczego. Nawet najlepsza muzyka jest tylko utrapieniem...

PS.
Uprzedzam, że czytanie moich gniotów (wypocin) może zakończyć się uszczerbkiem dla zdrowia. Jednocześnie oświadczam, że od odpowiedzialności od owego uszczerbku jakoś się wymigam. Pozdrawiam.

                                                                   P  a  p  k  i  n

piątek, 12 stycznia 2018


                       (12) 13 - 14  stycznia  2018....

Drugi weekend Nowego Roku...Ale ten czas leci..? Jeszcze kilka dni i...ferie w szkołach. Znowu gówniarstwo plątać się będzie bez potrzeby. Bo to ani wyjechać gdzieś na wypoczynek (kto pojedzie, to pojedzie), aby pohulać gdzieś na odludziu, wykrzyczeć się, aby potem w miejscu zamieszkania zachowywać się jak człowiek, a nie jak dzicz! No i do wiosny znacznie bliżej niż dalej, bo zimy nie widać i do kitu z taką aurą.... Wiosna w zimie, zima na wiosnę, chociaż coś tam przebąkują o śniegu i mrozie - przestało mnie to już interesować.... Zobaczymy, jak to w ogóle będzie, bo póki co, zimy nawet na lekarstwo, a kiedy naprawdę zrobi się ciepło, zaatakują nas chmary krwiożerczych owadów, bo to plugastwo nie wyginęło... KARNAWAŁ - krótki - coraz gorzej każdego roku. Jeszcze ludziska nie rozkręcą się, a już Popielec. I masz tu babo placek! No, a potem jajeczko, szyneczka, czyli święconka, obżarstwo i...lenistwo - słowem Święta Wielkanocne. I tak to nam toczy się ten żywot.... C  u  d  o  w  n  i  e...!

PS.
A teraz krótko odpowiem na e-mail pani Jolanty. Szanowna pani...Oczekuję komentarzy na blogu. Jest takie miejsce na końcu każdej notki, a nie poza nim. Moja prośba dotyczy wszystkich mnie odwiedzających, którzy chcą zabrać głos na temat aktualnego wpisu... Odpowiem krótko, aby się nie powtarzać... "Kiedy odwołano panią Beatę Szydło z funkcji premiera, to własnie wówczas po raz pierwszy pomyślałem o takim "scenariuszu." Po ostatnich decyzjach i zmianach w rządzie jestem przekonany, że owa koncepcja jest wręcz idealnym rozwiązaniem dla dobra Ojczyzny. Jeśli PiS chce realnie zmieniać Polskę zgodnie z wyborczymi obietnicami i jeśli proces ten ma przebiegać bez zbędnych zakłóceń to myślę, że nadszedł czas, aby poważnie zastanowić się w obozie władzy nad tym, kto będzie kandydatem PiS w nadchodzących wyborach prezydenckich w Polsce. jestem osobiście mocno rozczarowany aktualną prezydenturą. Wyraziłem swój pogląd we wcześniejszej notce. W ostatnich wyborach prezydenckich oddałem głos na PAD. Dziś po ponad dwóch latach tej prezydentury wiem, że kolejne wybory (jeśli dożyję) prezydenckie w 2020 roku, to idealna okazja by dokonać korekty. Osobiście nie zagłosuję na tego prezydenta. Nie spodziewałem się po nim tego (weta ustaw sadowych i wcześniejszych oraz innych ruchów), a tak wierzyłem głosując na niego. Jeśli pani Beata Szydło podejmie to wyzwanie, zagłosuję na nią. Serdecznie panią pozdrawiam.
                                                                        P  a  p  k  i  n
       

czwartek, 11 stycznia 2018

         J E S T E M   Z N I S M A C Z O N Y...

Niech mi wszyscy wybaczą - nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Bardzo niechętnie zajmuję się polityką zwłaszcza na blogu. (Fb, który notorycznie mnie blokuje - właśnie kończę kolejną miesięczną "kwarantanne" i nie mam gdzie się "użalić." Nie mniej, to co się stało we wtorek 9 stycznia, zbulwersowało nie tylko mnie, bo jak słyszę opinie, dochodzę do wniosku, że podobnych mi ludzi jest znacznie więcej. I nie chodzi tu wyłącznie o zdymisjonowanie pana Macierewicza - najlepszego Ministra Obrony Narodowej od 1989 roku. Stanowisko tego, czy innego nie pełni się dozgonnie. Chodzi o fakt, że do tej pory nikt nie jest w stanie wytłumaczyć - dlaczego!?  Dymisja ta jest nie tylko błędem i brakiem odpowiedzialności, ale wręcz głupotą. Oczywiście pan Premier wie co robi.
Uważam jednak, że w przeciwieństwie do pani Beaty Szydło, która sprawy trzymała żelazną ręką - jest zbyt miękki i uległy. Boję się, że może to dotyczyć również spraw UE. Z tym co słychać było od dłuższego czasu, dużą "zasługę"  w tej dymisji ma PAD, który nie ukrywał niechęci do pana Macierewicza. Jego publiczna wypowiedź na ulicach Warszawy dobitnie świadczy o tym co się stało. Dziwi mnie, że nie dostrzega zapisu w Ustawie Zasadniczej dotyczącego rozdziału Pałacu Prezydenckiego i...rządu...? Wygląda na to, że chciałby mieć władzę absolutną. I nie chodzi mi tu o PiS, tu chodzi o PAD - niekontrolowany rozrost jego ego! Wybitnego polityka poznać można po tym, że interesy ogółu przekłada nad własny (pan Kaczyński, czy pan Macierewicz). Niestety PAD tego egzaminu nie zdał, oblał, okazując się miernotą, jak Schetyna, Petru, czy Kukiz. Pierwsza poszła pani B. Szydło, teraz pozostali. Tym samym daliście poklask totalnej opozycji. Boję się, że ulegniecie UE. Tak czy siak - zaleje nas muzułmańska hołota. Tego chcecie...?

                                                                       P  a  p  k  i  n

środa, 10 stycznia 2018


                                    P  o  r  a  n  e  k....

Rozsuwam zasłony niczym kotary w teatrze. Podnoszę rolety... Spadł śnieg...? Niestety - znowu czuję się zawiedziony...zamiast śniegu - deszcz.... Na podłodze rozstawione kapcie - straszydła, na krześle zwinięte, ciężko oddychające ubranie rzucone w nieładzie z wieczora, a na łóżku...na łóżku nie ma nic...na szczęście nic!  Acha...i jeszcze nadpalona świeca na stole, zgaszona już przy mętnych wieczornych oczach. Tak to jest być podglądaczem samego siebie - zatrzymać swój własny film, stanąć z boku, podziwiać dobrze wykadrowaną scenę przez "wieki" chwil.... Czasem wystarczy mały obrót, kropla żywego koloru, by osiągnąć perfekcję. Czasem taki obraz wystarczy, by domalować do codzienności symfonię porannych zapachów dobiegających z kuchni - świeży chlebuś, bułeczki, cytryna, aromat kawy....   Teatr migocącego światła , klepsydrę nieskończonego czasu. Czasem się udaje, trzeba tylko odpowiednio popatrzeć.... Tylko ta aura za oknem. Brak zimy, późna jesień i...monsun. Ale tu - wewnątrz mojego gniazdka jest swojsko, uroczo, pachnąco... Żyć nie....

The Second Waltz - André Rieu

poniedziałek, 8 stycznia 2018

                        D  o  m    R  o  d  z  i  n  n  y....


Ten rodzinny dom za którym tęsknię... Może moje pokolenie nie miało dobrobytu, ale miało wspaniałe dzieciństwo, wolność, zabawy od rana do wieczora - nie było miejsca na nudy. Dom rodzinny, to bezpieczeństwo, to szczęście, bo byli rodzice i rodzeństwo.... Wspomnienia będą zawsze. Wakacje za dzieciaka na koloniach organizowanych przez szkoły, gwar i radość z wyjazdów, przepełnione pociągi kolonijne, na wsi pasące się na pastwiskach krowy, konie i inne zwierzęta - zabawy od rana do nocy... Któż dzisiaj organizuje kolonie dla dzieci i młodzieży, bo na pewno nie szkoły - one stały się wygodne i obrosły w piórka.... Ile człowiek oddałby, żeby rzucić tą codzienną pogoń za pieniędzmi i wrócić do tej beztroski - posiedzieć sobie na ławce z kotem na progu pod chałupką...? Bo do stron rodzinnych, do rodzinnego domu, do ciepłych, szczerych, przepojonych miłością serc rodziców swych, zawsze powracać będę... Och...żeby mogły wrócić?!  A dziś co to za czasy? Teraz wszyscy z telefonami siedzą, nawet nie mają czasu ze sobą porozmawiać. Usiąść razem przy stole, popatrzeć sobie w oczy, przeanalizować miniony dzień - co było dobre, co złe, co poprawić, zastanowić się nad problemami dzieci w szkole i w życiu rodzinnym. Pogoń za pieniędzmi, praca od rana do wieczora, pozostawianie dzieci same w domu, często pod opieką starszego dziecka lub w ogóle...?  Kiedyś to były czasy...To są wspomnienia, których nikt nigdy nie jest w stanie wykreślić z mojego życia... Ubogi jest człowiek, któremu Dziadkowie i rodzice nie stworzyli takiego miejsca na Ziemi... Nawet nikt nie wie, jaka często żałość mnie opanowuje, kiedy wspominam tamte czasy, ile łez wylewam wspominając beztroskie dzieciństwo w gronie najbliższych (fragment opisu znajduje się w notkach poniżej), z Dziadkami i troskliwą, kochającą 
Mamą (tu na zdjęciu z przed wojny).... Co mają dzisiejsze pokolenia - można dostrzec każdego dnia. A dziś zastanawiam się nad słowami zapisanymi  w pamiętniku mojej Mamy, datowanym na dzień 4 kwietnia 1947 roku. To także słowa i refleksja płynąca z rodzinnego domu, to stare czasy, których się nie pamięta, ale one są, bo to jedność, bo to rodzina i nasza Mama...
"Zmierzch..." Spektakl chmur. Tu barany, tam bałwanki, a tu feniks z popiołów, a nawet jakaś wielgachna kaczka i druga podobna jeszcze bardzo. I te ptasie odgłosy wiosny. Już od tygodnia, każdego wieczoru, świetnie słychać charakterystyczne, cykliczne okrzyki przechodzące we wrzawę. Przy otwartym oknie dobrze je słychać, a nawet widać gdzieś nad Drabinianką i nad Wisłokiem. Aby je lepiej dojrzeć i usłyszeć, trzeba podejść bliżej, czyli nad sam Wisłok. Jest w tym coś intrygującego, co wyciąga mnie z domu, a nawet wtedy, gdy nie mam na to czasu. Taki tłum dzikich kaczek przybliża się dość prędko, osiąga swoje apogeum mniej więcej nad moją głową i szybko się oddala, aby rozpłynąć się na wschodzie nieba. Nie trzeba stawać pod daszkiem, czy otwierać parasola - w przeciwieństwie do sytuacji miejskich gawronich nalotów. Te z kolei potrafią nieźle nabałaganić, zwłaszcza w pobliskim parku... Dokąd lecą - nie wiadomo. Sądzę, że wschód jest po prostu kierunkiem na tarczy gęsiego kompasu. Prawdopodobnie nie przynosi zbyt wyrazistych znaczeń do gęsich szarych komórek. Gęś zwyczajnie robi to, co do niej należy. W odpowiednim czasie skręca na północ, bo tak trzeba, gę, gę, gę... albo ląduje na jakimś jeziorze, rzece, czy innym stawie i czuje coś w rodzaju "uff" - jestem znowu w domu, gę, gę, gę...Jak dobrze byłoby wznieść się tak do góry i powędrować ich śladem..."
   Miłego dzionka życzę...
                                                            P  a  p  k  i  n

sobota, 6 stycznia 2018

                         "Sypiając z... duchami..."

Kiedy sam jestem w domu, może także, jak mnie nie ma, w moim domu, często późnym wieczorem, czasem nawet nocą - ten mój dom - moje mieszkanie nie zasypia. Światło z ulicy do mnie nie dociera, gdyż zasuwam żaluzje, a mrok "parzy kawę"....woda uczy tańczyć, a w pokoju myśli moje
piszą słowa, zamieszczane później na blogu....A ja
ukryty w pościeli, "boję się wstać," wyjść naprzeciw duchom "samotności." Bo kiedy jestem już sam, o późnej już porze...podłoga zaczyna 
skrzypieć, komputer trzeszczy i..."strzela" oddając
suche trzaski, a ściany zaczynają "wirować." Wiatr za oknem jakby odprawiał tajemniczy rytuał. I coś
paraliżuje, obezwładnia ciało, oszukując moje zmysły. Kiedy mój dom nie śpi z powodu tego co dzieje się za ścianą, gdy słyszę ostre dźwięki wiertarki lub stukanie młotkiem, albo budzi mnie stękanie sąsiadki nad sufitem, która upojnie wzdycha, czasem jęczy za sprawą orgazmu - krew mnie zalewa... Cierpię z tego powodu i źle się czuję, gdyż miewam stany wymiotne...ze złości! I nie traktuję owe "duchy" jak stałych bywalców, ale raz po raz ktoś mi robi psikusa. Niech mnie tylko raz jeszcze ktoś wkurzy, to schowam się w toalecie, a najlepiej w szalecie miejskim, gdzie jest spokojniej. Wolę bowiem słyszeć od czasu do czasu szum spuszczanej wody niż to stękanie lub walenie młotkiem. A dziś szczególna to noc była, jakby wszyscy zapomnieli, że to Święto "Trzech Króli."
Zapewne przybył jeden "duch" więcej...
Milego dzionka....
                                                 P  a  p  k  i  n
  

czwartek, 4 stycznia 2018

                           G D Z I E   T A   Z I M A....


Tęsknię za zimą...Już styczeń, a jej nie ma... Jakaś leniwa w tym roku, a może szykuje nam niespodziankę? Może spadnie błękitny śnieg? Nie! Nie chcę takiej niespodzianki, chcę, aby biała puchowa pierzynka spadła



na ziemię, żeby płatki śniegu tańczyły cichutko. Chcę ulepić bałwana, bawić się z wnukami na śniegu... Czy tam wysoko w Niebie gospodynie nie trzepią pierzyn? Zima... i to sroga zawitała do krajów po drugiej stronie Atlantyku, podobno zamarzł wodospad Niagara...? A my możemy tylko pomarzyć, bo to podobno nie boli...bo coś mi się zdaje, że Europa znowu została przez los...wyportkowana! Puch nie spada na naszą ziemię w moim kraju, bo Aniołki chyba nie bawią się wesoło, jak kiedyś, piórka już nie padają ze skrzydełek (?)  A może spróbować pięknie poprosić panią zimę, aby jak najszybciej przyszła - niech skończy się ten nieustający monsun...! Mróz też się ociąga. Przyszedł by w parze z zimą, pomalował obrazy na szybach, pobielił
                             

drzewa, wtedy wyglądały by tak bajkowo.
Dziś mokną ponurą aurą.... Zimo - przyjdź choć troszkę, przypomnij, jaka jesteś piękna, 
przypomnij, jak potrafisz  już nas dorosłych
wyciągać z domów, bo dzieciaki same do ciebie przyjdą. Znowu wyciągniemy sanki, zrobimy orła na śniegu, będziemy zgadywali,
czyje to ślady? A wieczorem....wieczorem pójdziemy do domu - buzie czerwone, zdrowe, choć zmarznięte dłonie, zgubione rękawiczki, śnieg za kołnierzem...(?)
Wszystko to nic...!  Ech! - Gdzie te czasy...?
Pozdrawiam monsunowo.

                                               P a p k i n


wtorek, 2 stycznia 2018

SŁAWOMIR - Miłość w Zakopanem (Official Video Clip NOWOŚĆ 2017)

                        To  już  Nowy  2018  rok...

I tak powoli, choć szybko doczekaliśmy się końca "maratonu." Czas przedświąteczny, same Święta (ale ulga) wyciskający coroczne piętno na naszym zdrowiu i...kieszeni, a który to za sprawą pazerności przedsiębiorców, zwłaszcza dużych super marketów, rozpoczyna się na początku listopada (okropność). Co do samych Świąt, to całą atmosferę "zabierają" nam chciwi na pieniądze..."złodzieje" i nie tylko naszych pieniędzy, ale również uczuć. Przewrócili nam życie o całe 180 stopni, a my poddajemy się tym "nowym czasom," bo tak nam najwygodniej. Idziemy z duchem czasu - jak powiedzą inni. Bo kiedy powinniśmy tkwić w upojnej atmosferze świątecznej - następuje jej przesyt. Choinka ubrana na początku grudnia, już nie cieszy - ma się jej dość...! Jesteśmy rozleniwieni, obżarci, niezdolni do wszystkiego... Sylwester - nie wiem, jak inni, ale spędziłem go bardzo przyjemnie i wesoło,  czego wcześniej się nie spodziewałem, przy muzyce Disco Polo, której nie byłem entuzjastą, jednak teraz przypadła mi do gustu. Może sprawił to utwór "Miłość w Zakopanem" - "Sławomira," który pozbył się nazwiska na rzecz imienia - to hit minionego roku. I te kolejne jak "Boys,"Camasutra," Czadoman, " czy "Akcent." Jednym słowem było odlotowo. Myślę, że tegoroczny Sylwester przypadł do gustu również innym. Na zakopiańskiej "Równi Krupowej" bawiło się 80 tysięcy turystów, a oglądalność tego widowiska w TVP-2 sięgła około 8 milionów widzów i to z tego powodu zabawa była przednia (?) Ale mamy wreszcie koniec i tak naprawdę nie wiadomo - cieszyć się, czy śmiać, płakać, czy nie...? Bo ani się obejrzymy, skończy się oktawa Bożego Narodzenia i zbliżymy się do kolejnych Świąt, tym razem Wielkanocnych. Kiedy więc odpoczniemy po... Świętach..?  Nie pozostaje mi nic, jak tylko zająć się rozbieraniem choinki, aby mnie Wielkanoc nie zaskoczyła. I zapewne zrobię to...jutro! Przeżyjmy więc raz jeszcze minionego Sylwestra, przypominając sobie raz jeszcze "Miłość w Zakopanem" -  na początku tekstu. Pozdrawiam w Nowym Roku.

                                              P  a  p  k  i  n