Pamiętnik Papkina, tom I...
"Nie bez powodu współczesna cywilizacja nawiązuje do religii i filozoficznych wątków amerykańskich Indian. Znalazłwszy się w pozycji nierównowagi, złapany w pułapkę własnej brutalności, człowiek Zachodu musi na nowo wymyślać to, co stanowiło piękno i harmonię cywilizacji, którą zniszczył. Niemożliwością jest nie dostrzec dzisiaj ich życia, ich spojrzenia w głębi nas samych, jakby wszystko mogło się teraz rozpocząć na nowo..."
Wyobraźnia moja przenosi mnie do pociągu...Stoję na końcu, jak w westernach i gapię się na to, co minęło, a nawet cieszę się, że życie pędzi dalej...
"Podróż w marzenia lat dziecięcych..." Indianami zawsze byłem zafascynowany - ich życiem, kulturą. (dziś mój obraz ich świata zmienił się radykalnie od momentu osobistego poznania w czasie podróży do Arizony). Naoglądałem się w przeszłości wielu filmów (obecnie także), zwanych westernami, obrazującymi styl życia i walki ( w filmach zawsze byli ta złą stroną). Ta fascynacja nie zakończyła się po osiągnięciu wieku dojrzałego - przeciwnie, nadal budzi zainteresowanie, nadal fascynuje, choć dziś wiem, jaka jest prawdziwa przyczyna zniewolenia tego narodu... Wtedy omamiony techniką, otoczony dziesiątkami niepotrzebnych przedmiotów, oderwany od skażonej natury, przekonany, że wyznacznikiem wartości człowieka są pieniądze i sława - poczułem się nagle wyobcowany i...nieszczęśliwy. A przecież do szczęścia nie brakuje mi tak zwanej zdobyczy cywilizacji, tej samej, w imię której zniszczony został świat Indian. BO według pojęć "białych," (ukazują to westerny) - świat Indian był światem prymitywnym.
Półnadzy, niepiśmienni, żyjący blisko natury Indianie tak bardzo nie przystawali do naszego wyobrażenia o człowieku, który dzięki rozumowi powinien stać się zdobywcą świata, nad którym należy zapanować i o kulturze utożsamianej z bogactwem. My odmówiliśmy im prawa do istnienia. Pisałem ostatnio o pogromach Indian nazywając to tragiczne zjawisko holokaustem, o którym świat zapomniał. Mało kto próbował wejrzeć w naturę więzi łączących Indian ze światem, w ich sposobem rozumowania rzeczywistości, w ich styl życia nie do podrobienia. Dopiero później, kiedy było już za późno, zaczęto dostrzegać duchowy wymiar świata tych ludów, magię ich obyczajów, rytualny charakter ich działań. Zaczęły zadziwiać więzi społeczne oparte na solidarności, traktowanie natury z pokorą, równowagą wypływającą z harmonijnego współżycia z ludźmi i z przyrodą... A może "biali" rozumieli to od razu? Może wyczuwali, że świat Indian, to świat wolności, na które nie ma miejsca tam, gdzie króluje pieniądz i liczy się sukces. Czy nienawiść, jaką żywili do dzikich czerwonoskórych, nie była potęgowana przez skrytą fascynację i utajone pragnienie? Problem w tym, że pomimo tęsknoty za wolnością, człowiek cywilizowany (a na pewno za takiego chciał uchodzić) - niczego mniej nie toleruje niż człowieka wolnego od struktur, jakie sobie sam narzucił.
Osiadły, przywiązany do wolności, boi się ludzi żyjących bez pracy, zadowalających się niewielkim dobytkiem i mieszkającym tam, gdzie stanie ich stopa. Są Oni zbyt wielkim zagrożeniem dla wszystkich iluzji, jakie sobie stworzył w ramach materialistycznej cywilizacji. To właśnie cywilizacja była oficjalnym hasłem, w imię którego niszczono świat Indian. Stała się pretekstem uspakajającym sumienia moralistów i maską przykrywającą brutalny podbój i interesy ekonomiczne. W jakie barbarzyństwo zabrnęli cywilizowani ludzie, jeśli uważali, że można uszczęśliwić inne narody zniewalając je, zabierając im to, co było dla nich najcenniejsze - ich własną kulturę, zmuszając je do przejęcia zwyczajów i instytucji wyrosłych w innej tradycji, narzucając im sposób życia i myślenia, które nie tylko były im obce, ale ich przerażały! Indianom zabrano ziemie, narzucono europejskie ubrania, obcięto włosy, ale nie uczyniono z nich białych. Do dziś, choć zżera ich patologia (alkoholizm, narkotyki, inne przestępstwa), nie wyzbyli się własnej tożsamości - a niby Ameryka taka demokratyczna (podobno). Zniszczono ich tradycję, wyzuto z kultury, zdezintegrowano ich indiańską naturę - mimo tego Oni pozostali sobą. Dzisiaj Apacze, Siuksowie, Szaulisi, Paunisi i inne szczepy indiańskie mówią po angielsku, ubierają się jak "biali," ale z uporem zachowują swoją tożsamość Siuksów, Apaczów i innych nacji wobec białej większości. I nie chodzi tu o konflikt ras, ale o konflikt dwóch różnych wizji świata, z których ta nasza wydaje się nie do przyjęcia. Sarge Bramly w swojej książce "Święta ziemia Indian" pisze: "Tysiące białych dołączyło do Indian i z powodzeniem stawało się Indianami. Wielu białych wziętych do niewoli przez Indian, odrzucało możliwość wykupienia. Uciekając, murzyńscy niewolnicy szukali schronienia wśród indiańskich plemion. Angielki wychodziły za mąż za Indian, biali osadnicy brali za żony tubylcze kobiety i wszyscy z entuzjazmem zamieniali spodnie na biodrowe przepaski. Do tego stopnia, że rząd ustanowił surowe kary dla tych, którzy zdecydowali się "żyć wśród dzikich." W 1782 roku Michel Guillaume Jean de Crevecceur napisał: "To nie musi być takie złe, jak to sobie na ogół wyobrażamy." W więzi społecznej Indian musi być coś szczególnie pociągającego, coś, co przerasta wszystkie nasze w tym względzie pochwały. Bo oto tysiące europejczyków zostało Indianami, a nie mamy ani jednego przykładu na to, by któryś z tubylców zechciał dobrowolnie zostać europejczykiem."
Niewinne dziecięce zabawy, nieświadomość prawdziwego oblicza zbrodniarzy, bezlitośnie mordujących Indian - filmy ukazujące prawość "białych." Zakłamanie i obłuda, która dopiero teraz ukazuje prawdziwość wszystkich akcji asymilacji Indian w Ameryce Północnej. Świat milczy w sprawach dotyczących Indian zamkniętych w rezerwatach, żyjących jako obywatele drugiej kategorii. Bo po co ma mówić skoro sam nie jest lepszy od pionierów podbijających rdzenne terytoria indiańskie. Dobrze, że chociaż świat dowiedział się o losie tych, których do dziś próbuje się "nawrócić" na Europejczyków. Milczy jednak Ameryka - tak nie wiele o tym mówi (raczej sporadycznie przy okazji). Dużo natomiast ma do powiedzenia w sprawach innych narodów, choćby Polski - obserwujemy nadgorliwość polityków w szkalowaniu i ingerencji w nasze sprawy. Szkoda, że tak szybko zapomnieli o rodzimych problemach i o tym, co z całą świadomością nazwać można holokaustem Indian.
Myślę, że nie zakończę "podróży" w świat dziecięcych marzeń, ponieważ udało się być tam, widzieć na własne oczy, przysłuchać się opowiadań i poznać prawdę - dziś zatopioną już w legendach. Serdecznie pozdrawiam.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz