Życie w mieście jak w...areszcie...
Dziś krótko, czyli "spacer" przez podwórko...Ilekroć przechodzę podwórkami, napotykam nakazy, albo same zakazy...Zakaz zakazem, a pod nim najfajniej. Wszędzie tabliczki z zakazami wyrastają jak grzyby po deszczu. Co prawda deszczu jak na lekarstwo, ale zawsze coś...i choć oczekuję na prawdziwą ulewę, to jednak "grzybki" te wyrastają tak dorodne, że aż dziw bierze. Mamy tu zakaz odbijania piłki o ścianę budynku i tu akurat byłbym skłonny uznać trafność zakazu, a gry w piłkę niech młodzieńcy poszukają na boisku, choćby na Orliku, choć to inny już temat. Jest zakaz deptania trawników...(?) pieski mogą natomiast obsrywać wszystko i jest klawo...! Masz ci babo placek, a po trawie tak fajnie jest chodzić, zwłaszcza własnie z pieskiem. Co prawda jest też zakaz wyprowadzania psów, a jest ich tu jak mrówków - to jak zauważam, wszystkie te zakazy dublują się wzajemnie. Wczoraj wieczorem zauważyłem, jak sąsiadka wyprowadzała kota na...smyczy - obłęd! Jest formalny zakaz wpuszczania obcych na klatkę schodową, a ten, kto wpuszcza, ma powinność odpowiedzialności za tego kogoś obcego. Oczywiście - nikt tego nie przestrzega i wchodzą sobie tacy ulotkarze, jajcarze (ostatnio takiego potrąciłem niechcący, bo wyszło to badziewie zza winkla prosto na mnie, efekt...30 jaj poszło się dymać...) - wchodzą również wszelkiej maści menty społeczne...Ja proponuję jeszcze zakaz parkowania i wjazdu samochodom na pieszy chodnik tuż pod oknami budynku od strony podwórka, który praktycznie przekształcony został na parking. Wielu mieszkańców ma przyzwoitość zapisaną w sobie od urodzenia, a tym, którzy jej nie mają, to i zakaz na zakazie nie pomoże!Bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiam i życzę miłego dnia.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz