Szukaj na tym blogu

piątek, 3 listopada 2017

                       Weekendowo...

Pamiętam (jeszcze nie tak dawne czasy), kiedy określenie "weekend" nie miało, przynajmniej dla mnie większego znaczenia. Praca, praca...i nie dlatego, że chciałem, ale musiałem. Ale też chciałem... Zawsze lubiłem wykonywać swój zawód i nigdy mi się nie znudził. Pędziło się do przodu mając przed sobą tor i umykające do tyłu wszystko to, co przed chwilą miało się przed sobą. Nie ważne, czy była to noc, dzień, zima, lato, czy inna pora roku... Czas - to też rzecz kontrowersyjna, bo czas rozpoczęcia i końca zawsze był różny. Jechało się bez względu, czy to dzień powszedni, niedziela, święto.... Ludzie świętowali siedząc przy stole wigilijnym, przy choince śpiewając kolędy, dzieląc się jajkiem przy wielkanocnym stole, czy też bawiąc się na noworocznych balach. Musiało się to wszystko jakoś godzić. "Gość w domu," tak to nazywaliśmy. A dziś, kiedy wracam myślami do tamtych dni jest mi przykro i żal, bo przez wiele lat rodzina pozostawała sama w domu, gdy ja sam byłem gdzieś na trasie - czas, którego nie da się zawrócić. To trudne do pogodzenia, nawet teraz. Ale takie jest życie i takie realia. Życzę więc wszystkim udanego i spełnionego weekendu, w zdrowiu i spokoju. Wszystkiego dobrego z nutką - tym razem rosyjskiego folkloru.

                                                                             P  a  p  k  i  n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz