Spacerkiem po ulicy...
W czasach, gdy człowiek nie znał jeszcze pojęcia - chodnik czy trotuar, chodzenie ulicą nastręczało wysiłku brnięcia w bagnie po uszy. Najzabawniej zapewne wyglądały paniusie w swych koronkowych sukienkach, długich poniżej kostek u nóg i w kapeluszach, a w rękach trzymające parasolki, również w koronkach i ozdobach chroniące je nie tyle przed deszczem, co przed słońcem, bo taka była moda. Dzisiaj idziemy sobie betonowym chodnikiem, krzywym jak cholera, gdzie dół na dołku i w dodatku w towarzystwie samochodów zajmujących większą ich powierzchnię. To osobny temat cywilizacji samochodowej, choć towarzyszący nam na każdym kroku... Idę więc sobie przed siebie, od czasu do czasu deszczyki kapie mi za kołnierz i nie zawsze zwracam uwagę na dziurę w chodniku. Dobrze, że nie wpadam zbyt często, choć czasem... Było tak też przy cmentarzu Zasłużonych, a gdzie, jak gdzie, w tym miejscu nie powinno być takich problemów. Ale cóż... Padłem na pysk, a pies akurat przechodzący obok, aż skulił ogon ze strachu. A wydawać by się mogło, że wszystko jest w porządku... Stoi sobie znaczek obok - "zakaz postoju" z tabliczką "nie dotyczy chodnika." Więc dalej te ciołki parkują na chodnikach, bo im urzędasy na to pozwalają. Dziury - bo chodnik nie jest przystosowany na ciężar parkującego samochodu. Dziwne, że w czasie deszczu zbiera się w nich woda i dodatkowo utrudnia przejście.... Kolejna przeszkoda - zarwana studzienka przez jakiegoś pachołka, który czterema kołami wjechał na chodnik.... Przyzwyczaiłem się do widoku stojących lamp ulicznych na środku chodników dla pieszych, nie przestrzeganiu zakazu jazdy rowerami nie tylko po chodnikach, ale także w miejscach zakazanych znakiem (patrz zdjęcie powyżej). A tak w ogóle, co to za kretyni siedzą w tych urzędach i wydają zezwolenia na zajmowanie chodników przez samochody? Już nawet przejść nie można, trzeba nawet uciekać, bo jeżdżą samochodami po chodnikach jak po jezdni i czują się bezkarni. Za chwilę wjadą nam do...kieszeni. A zwróć takiemu uwagę, to Cię pobije... I tak sobie spaceruję po tym betonowym świecie mówiąc sam do siebie, bo takie towarzystwo mi nie odpowiada - kurdupli z pod znaku "kierowcy" nie akceptuję, bo to rozwydrzona banda, łącznie z tą armią urzędasów - podobno znawców tematu. To coś podobnego jak napis na murze: "Radość niszczenia jest radością tworzenia." Niby prawda, ale nic bardziej idiotycznego wymyślić nie można. Sam widok kretynizmu daje podstawę do opinii, że to już nie jest zdziczenie, to coś więcej... Niestety, takie mamy pokolenie początku XXI wieku, choć dorośli też zbytnio nie odskoczyli od wszelkiej maści pseudo-poetów piszących po murach, myślących kategoriami maluczkich, mający mózg krasnoludka... I chodzę sobie po tym betonowym trotuarze, szarym, ciemnym, brudnym, pośród sterty walających się śmieci, czasem kolorowych jak perski dywan od ulotek i innej maści makulatury. Krzyki, rozmowy przez komórki, jakby wszyscy musieli wiedzieć o czym to mówię i do kogo...Koniec świata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz