Weekend...
Piątek - można powiedzieć, że mamy weekend. Dla jednych rozpoczyna się krotko po południu, czyli po pracy, dla drugich trwa "wiecznie." Podpisuję się pod tym drugim, choć nie aż tak do końca... Pobudzony słoneczną pogodą i w miarę ciepełkiem, postanowiłem pozbyć się zimowego balastu i wyruszyć na małą przejażdżkę rowerem, uwalniając tym samym swoje ciało i organizm z zimowego zastoju. Nie wiem, gdzie pojadę, ale na pewno przed siebie czyli gdzie mnie oczy poniosą, a już na pewno rower. Ważne, że wreszcie przestało padać i krople deszczu za kołnierz nie padają. "Trudność" polega na tym, że nie znam terenu, a tu gdzie obecnie przebywam (czasowo), czuję się ot tak sobie.... Oby do wiosny - potem wszystko pójdzie już gładko...Co do bloga - powiem tak. Robię sobie weekendową przerwę, ale wszelkie podobieństwo faktów i zdarzeń, o których piszę, nie jest zamierzone, bowiem jest to tylko i wyłącznie refleksja wychodząca z mojej głowy. Jednocześnie nadmieniam, że nie zamierzam przerywać dalszego "znęcania się" nad czytającymi moje notki - będą dalsze. "Katował" Was będę nadal sukcesywnie według potrzeb. W związku z powyższym zapraszam wszystkich "masochistów" do sympatycznego odwiedzania mojego bloga, a na nadchodzący weekend polecam dwa utwory - ten na początku i na końcu dzisiejszej notki.Pozostający w nieutulonym żalu...
P a p k i n
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńWzajemnie. Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuń